Wielomski: Faszyzm, faszyzm wszędzie

fot. Twitter
REKLAMA

Od czasu gdy jedna z prywatnych telewizji – o dominującym kapitale zagranicznym – nadała reportaż o grupce polskich czcicieli Adolfa Hitlera, obchodzących w jakimś lasku hucznie 128 rocznicę urodzin Führera III Rzeszy, w polskiej polityce zawrzało. Trudno nie dojść do wniosku, że zapanowała jakaś kompletna głupawka.

Jako osoba szczęśliwie nie posiadająca „pudełka” zwanego telewizorem samego reportażu nie widziałem i znam jego treść wyłącznie z podniecających się jego zawartością mediów. Zresztą wszystkie one są zgodne co do opisu wydarzeń przedstawionych w reportażu.

REKLAMA

Najbardziej zastanawia mnie nie problem, że gdzieś tam mieszka i bawi się kilku fascynatów III Rzeszy, lecz polityczne skutki nakręcenia i emisji reportażu. Podzielę się z Państwem kilkoma moimi refleksjami w tej kwestii.

Zastanawia mnie, dlaczego reportaż prawie rok leżał sobie w stacji telewizyjnej i czekał. Stacje komercyjne z natury ganiają za bardzo tanią sensacją, ponieważ zwiększa ona oglądalność, a co za tym idzie – wpływy z reklam.

Dlaczego więc taka sensacja „leżakowała” sobie prawie rok? Dlaczego nagle sprawa „wybuchła”? Dlaczego teraz, a nie pół roku temu lub nie za rok? Mój politologiczny instynkt mówi mi, że ktoś – zapewne ten, kto pociąga za rozmaite polityczne i medialne sznurki – miał w tym jakiś interes, wybierając moment naciśnięcia guzika. Odpowiedzi może być przynajmniej kilka:

1) Atak na rząd. Gdy przeglądam demoliberalne media (głównie z zagranicznym kapitałem – to istotny element), trudno nie odnieść wrażenia, że głównym problemem nie jest kilku fascynatów Hitlera – których polityczne znaczenie jest kompletnie żadne, a oni sami ukrywają swoje istnienie przed opinią publiczną, bojąc się zarzutów prokuratorskich za „propagowanie” – lecz postawa rządu PiS w tej sprawie. Zewsząd wszak słyszymy, że rząd PiS toleruje nazistów, faszystów, antysemitów i Bóg wie kogo jeszcze.

W najlepszym przypadku zarzuca się rządowi tolerancję dla nacjonalizmu i nazizmu, a w najgorszym – oczywiście między wierszami – zdaje się sugerować jakieś powinowactwa ideowe pomiędzy kaczyzmem a nazizmem. Zarzut ten jest absurdalny, gdyż PiS stanowi dziedzictwo sanacji, a nie narodowego socjalizmu. Co ciekawe, sugerujący i szepczący te zarzuty nie ośmielają się porównywać Józefa Piłsudskiego z Adolfem Hitlerem, a powinni, aby ich linia oskarżenia zachowywała logiczną ciągłość. Ale kto by tam dbał o takie rzeczy jak logika w epoce postmodernistycznej „postprawdy”?

2) Rekonstrukcja rządu. Zaatakować PiS zarzutami o „tolerowanie nazizmu” można było już pół roku wcześniej, skoro filmik leżał sobie na półce. No tak, ale już od dawna było wiadomo, że szykuje się poważna zmiana w gabinecie pisowskim. Nie miałoby więc sensu obryzganie „nazizmem” odchodzącego rządu. Lepiej było poczekać na nowy i zaatakować go „nazizmem” na samym starcie, na zasadzie „prawda, nieprawda, ale zawsze coś się przylepi”. W końcu demoliberalnym mediom nie chodzi o wykrycie nazistów, lecz o podświadome skojarzenie nazizmu z kaczyzmem w jedną wielką lepką i bezkształtną całość.

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA