Filipiny. Nowy front światowego dżihadu

REKLAMA

Powstanie organizacji terrorystycznych

Postępujący odwrót od idei niepodległości, zwrot w kierunku umiarkowanej polityki, w końcu spowodował rozłam w muzułmańskim ruchu. Z MNFL wydzielili się radykałowie, którzy utworzyli MILF (Islamski Front Wyzwolenia Moro). Potem z Narodowego Frontu odeszli następni radykałowie, którzy utworzyli Grupę Abu Sajjafa. Islamski Front odmówił podpisania porozumienia i nadal walczył. Walki, przerywane czasowymi porozumieniami z rządem, spowodowały, że i od nich odłączyły się jeszcze radykalniejsze grupy BIFF (Islamscy Bojownicy o Wolność Bangsamoro) oraz w ostatnich latach grupa Maute. Poprzedni prezydent, Benigno Aquino, doprowadził do ostatecznego porozumienia z Islamskim Frontem i w wyniku tego porozumienia utworzono nowy region autonomiczny, Bangsamoro, na miejsce poprzedniego. Miał on dać więcej autonomii muzułmanom. W tym nowym regionie muzułmanie mieli mieć własnego premiera, własny rząd i własny lokalny parlament. Ustalono też terytorium i granicę regionu. W wyniku przeprowadzonego referendum okazało się, że tylko mieszkańcy trzech prowincji na Mindanao i mieszkańcy archipelagu Sulu opowiedzieli się za przynależnością do Bangsamoro, które znaczy „naród muzułmański”.

REKLAMA

Jest to efektem systematycznie pogarszającej się sytuacji muzułmanów na Mindanao. Ich klęska w walce z Hiszpanami, a potem z Amerykanami spowodowała napływ chrześcijańskiej ludności z północy. W tej chwili wyznawcy islamu stanowią tylko 25% ludności wyspy. Jedynie na archipelagu Sulu mają liczebną przewagę. Depopulacja muzułmanów to właśnie wynik tych walk, na skutek czego część z nich wyemigrowała do Indonezji i Malezji. Podpisanie przez Islamski Front w 2014 roku porozumień z rządem w zasadzie złamało opór muzułmanów. Islamski Front był silną organizacją, mającą co najmniej kilkanaście tysięcy partyzantów (sami mówili o kilkudziesięciu tysiącach), dobrze przeszkolonych. Część z nich przeszła przeszkolenie w Afganistanie, mimo że Islamski Front werbalnie odcinał od związków z Al-Qaidą.

Terroryzm obecnie

Najgroźniejszą jest obecnie grupa Abu Sajjafa. Przez wiele lat była ona powiązana z o wiele większą organizacją terrorystyczną Dżimah Islamija. Ta ostatnia to duża międzynarodówka terrorystyczna działająca w kilku krajach Azji Południowo-Wschodniej. Terroryści z Filipin nie ograniczali swojej współpracy tylko do Dżimah Islamija; pieniądze na rozwój swojej organizacji otrzymali od Al-Qaidy oraz od różnych bogatych fundatorów z Bliskiego Wschodu. W 2014 roku lider tej organizacji, Insilon Hapilon, złożył przysięgę na wierność „Państwu Islamskiemu”, stając się „emirem” Filipin. Stan liczebny organizacji systematycznie spada – obecnie liczy ona prawdopodobnie kilkuset ludzi. To okrutna organizacja, tylko częściowo zajmująca się walką. W tym roku oderżnęli głowę niemieckiemu zakładnikowi, 70-letniemu żeglarzowi.

Część działalności to charakter kryminalny, po prostu bandycki: porwania, gwałty, molestowania seksualne dzieci, przymusowe małżeństwa, wymuszenia i handel narkotykami. Drugą znaczniejszą grupą jest grupa Maute. Jest ona w zasadzie nową organizacją – powstała w 2012 roku. Złożyli ją bracia Abdullah i Omar Maute. Według z jednego z ekspertów, Maute „ma najmądrzejszych, najlepiej wykształconych i najbardziej wyrafinowanych członków wszystkich grup pro ISIL na Filipinach”. Grupa jest odpowiedzialna za podłożenie w zeszłym roku w mieście Davao bomb, które spowodowały śmierć 15 osób. Istnieją jeszcze inne terrorystyczne organizacje, ale o mniejszym znaczeniu. Powstają one i znikają, To są czasem jacyś rozłamowcy, ale zazwyczaj są to grupy o zasięgu jedynie lokalnym.

Muzułmanie przeciwko muzułmanom

Marawi to miasto całkowicie muzułmańskie. Wyznawcy Allaha stanowią tam 99,6% mieszkańców. W tym mieście nie funkcjonuje filipińskie prawo, lecz prawo szariatu, powszechnie akceptowane przez ludność, ale bez wynaturzeń, takich kamienowanie czy obcinanie rąk. Mimo to wejście uzbrojonych oddziałów muzułmańskich pod czarnymi flagami Państwa Islamskiego wywołało panikę i ucieczkę części ludności. Po wejściu filipińskich wojsk niemal cała pozostała ludność została ewakuowana z miasta. Nie wszyscy uciekinierzy mieli szczęście. Na jednej z rogatek terroryści zatrzymali konwój i zastrzelili tych, którzy nie potrafili powiedzieć wersetu z Koranu, za „zdradę wiary”. Atak na Marawi udowodnił, że ten etap wojny, jaką toczą muzułmańscy ekstremiści na Filipinach, ma już charakter światowego dżihadu, którego ten kraj stał się już frontem. Zabici terroryści zostali zidentyfikowani jako Malezyjczycy, Indonezyjczycy, Saudyjczycy, był wśród nich także obywatel Jemenu i Czeczen. Władze w Dżakarcie oświadczyły, że według nich, w walkach o Marawi bierze udział 38 obywateli Indonezji, z czego część została zabita. Atak na Marawi spowodował głęboką polaryzację wśród muzułmanów. Narodowy Front i Islamski Front – dwie muzułmańskie organizacje, które są beneficjantami porozumień z rządem – wyraziły gotowość przyjścia z pomocą filipińskiej armii.

Skutki

Atak na Marawi to typowe posunięcie, które powoduje, że wszystkie strony są przegrane. Islamscy terroryści zostali rozbici, część z nich zginęła, część uciekła z miasta, a część nadal się w nim broni. Ich ostateczna klęska jest kwestią czasu. Przegrana jest też ludność miasta, która musiała je niemal w całości opuścić. Przegranymi jak na razie są muzułmańscy lojaliści z Narodowego Frontu i z Islamskiego Frontu, ponieważ zostały wstrzymane prace nad autonomią Bangsamoro. Atak na Marawi wzmocnił tę część filipińskiego społeczeństwa, która uważa, że w ogóle dawanie muzułmanom autonomii jest niecelowe. Przegranym jest też prezydent Duterte. Okazało się, że jego armia nie jest w stanie szybko uporać się z kilkuset fanatykami. Dodatkowo został upokorzony, ponieważ zwrócił się do Amerykanów o wsparcie logistyczne dla swojej armii. Duterte przecież tuż przed atakiem pojechał do Moskwy, żeby kupić broń od Rosjan i pokazać Amerykanom, że są zbędni. Reszta terrorystów w Marawi zostanie zgnieciona, ale cała ta batalia powinna otrzeźwić prezydenta Duterte i uzmysłowić mu, jakie są faktyczne jego możliwości. Są one daleko mniejsze niż skala retoryki, którą uprawia.

REKLAMA