Frakcje w KNP. Walka o tożsamość? Komentarz Korwin-Mikkego

REKLAMA

W związku z przetasowaniami we władzach KNP przypominamy tekst w pewnym stopniu przybliżający kulisty walk frakcji w partii. Artykuł Piotra Palutkiewicza opublikowaliśmy w NCZ! 44-45/2014. Aby przejść do kluczowego fragmentu i pominąć opis kampanii samorządowej KLIKNIJ TUTAJ. Pod koniec zamieściliśmy także krótki komentarz Korwin-Mikkego.

Dwa wydarzenia zorganizowane tego samego dnia przez Kongres Nowej Prawicy – Marsz Wolności i Suwerenności oraz Konwent Partyjny – były dobrym odzwierciedleniem tego, co dziś dzieje się w partii Janusza Korwin-Mikkego. Marsz zgromadził kilka tysięcy uczestników, czyli kilkakrotnie więcej niż w roku poprzednim, co jest odbiciem rosnącej liczby członków zrzeszonych w Partii. Reprezentowane były różne grupy wiekowe – przeważali ludzie młodzi oraz mniej liczne, ale wierne grono starszych zwolenników idei wolnościowych. Pomimo sukcesu z frekwencją, nie obyło się bez wpadek. Organizatorzy mieli problemy z nagłośnieniem, a orzeł, który miał wzbić się w powietrze, symbolizując wyzwolenie i wolność, nie chciał oderwać się od ziemi (de facto od ramienia Janusza Korwin- -Mikkego). Pomijając ostatni, zabawny incydent, który był nie do przewidzenia, niedociągnięcia w organizacji wynikały z faktu, że niemal wszyscy członkowie partii byli od kilku tygodni pochłonięci przygotowaniami do odbywającego się tego samego dnia co marsz Konwentu Partii. To właśnie on, a nie główny pochód, który powinien być centralnym wydarzeniem w kalendarzu Nowej Prawicy, skupił na sobie uwagę, pracę i starania wszystkich.

REKLAMA

Fakt ten odzwierciedla obecną sytuację w Nowej Prawicy. Działacze pochłonięci są sprawami wewnętrznymi Partii, zapominając, po co właściwie są (a w zasadzie być powinni) w organizacji Korwin-Mikkego. Zapominają, że działają, aby propagować i wprowadzać idee wolności. Stan, w którym znaleźli się działacze KNP, a tym samym cała partia, to czas bez precedensu.

Objawy są następujące

Partia administracyjnie rośnie w siłę. Przybywa członków, struktury są profesjonalizowane, biura Nowej Prawicy powstają w kolejnych polskich miastach, a na listach KNP w wyborach samorządowych zarejestrowały się setki kandydatów. Równocześnie od majowych wyborów w mniejszym stopniu w codziennej pracy i rozmowach członków akcentowane są idee, program i cele polityczne. Działacze skupieni są na pracy administracyjno-technicznej. Zajmują się sprawami wewnętrznymi, zapominając o tym co najważniejsze – działaniu na zewnątrz. Przekłada się to na wyniki ostatnich sondaży, które po przekroczeniu przez KNP rubikonu w postaci progu wyborczego dalej już nie rosną. Spodziewany przez działaczy wzrost poparcia do wyniku dwucyfrowego i objęcie pozycji trzeciej siły politycznej w kraju – nie nastąpiły. Estymowane poparcie dla KNP w ostatnich tygodniach plasuje się najczęściej w okolicach 5%. Słabiej jest także w obszarze, w którym wolnościowcy z partii JKM są najsilniejsi – w internecie. Mimo że kampania samorządowa w pełni, to dzienna liczba nowych polubień na Facebooku jest zdecydowanie niższa, aniżeli jeszcze wiosną tego roku. Oczywiście KNP jest cały czas niedoścignionym liderem poparcia internetowego, a profil Janusza Korwina-Mikkego został polubiony w dwa tygodnie temu przez pięćsettysięcznego odbiorcę. Jest spokojniej. Entuzjazm jakby opadł. Tezy i pomysły KNP już nie szokują. Korwin-Mikke też szokuje jakby mniej. Salon zwycięstwo KNP w majowych wyborach przełknął, a jeśli nie przełknął, to przemilcza. Bojkot Nowej Prawicy w mediach trwa, a gdy artykuły się pojawią, to najczęściej po to, by opisać problemy i walki frakcyjne wewnątrz partii.

Przyczyny choroby

Przyczyn tego spowolnienia jest wiele. Pierwsza z nich to wspomniany brak świeżości. Ludzie przywykli już do tego, że Korwin-Mikke odniósł w minionych uniowyborach sukces. Zresztą w mediach rzadko mówi się o Nowej Prawicy, więc przeciętny Kowalski o tym nie pamięta. Sam Korwin-Mikke natomiast, poza uderzeniem Boniego w twarz, dawno też nie sprowokował nawet swoim ostrym językiem. Złagodniał. Prowokacyjne hasła już nie prowokują tak jak dawniej. Część działaczy zresztą chciałaby takiego łagodnego wizerunku i przesunięcia partii z biegunu radykalnego. O tym jednak później. Działacze Nowej Prawicy przespali w ostatnich miesiącach kilka głośnych wydarzeń. Partia, zajęta sobą, nie wykorzystała afery podsłuchowej, powołania nowego rządu, a nawet nie zabrała głosu w sprawie prezydenckich obchodów 25 lat „wolności”. Pomimo obecności w Brukseli, Nowa Prawica nie zintensyfikowała swoich działań i głoszenia opinii w zakresie spraw międzynarodowych, w tym sytuacji na Ukrainie. Jeśli chodzi o kampanię samorządową, to centralnie jest prowadzona bez pomysłu. Co prawda wybory samorządowe były i są najtrudniejszymi dla Partii Korwina-Mikke, jednak błędów w prowadzeniu kampanii jest wiele. Butny sztab wyborczy zajął się administrowaniem. Bezbłędnie zostały zebrane podpisy i poza wpadką w Katowicach, zgłoszone są listy kandydatów. Brak jest natomiast kierunków politycznych, pomysłu na kampanię i jego realizowania. Konferencje prasowe są nudne i ciężko stworzyć z nich newsa. Świeżości i energii dodał kampanii dopiero Przemysław Wipler, który już w pierwszych
dniach po ogłoszeniu swojego startu w wyborach na fotel prezydenta Warszawy ruszył do działania. Sam ten fakt i podmienienie w tej roli Jacka Wilka wywołał już szum medialny. Co więcej, od pracy w sztabie izolowani są ludzie odpowiadający za majowy sukces wyborczy KNP. Sztabowi brak jest zatem pomysłów, panuje nijakość, a ludzie, którzy mogliby tę kampanię ożywić, nie są do sztabu zapraszani. Kampanie ratują setki lokalnych działaczy, którzy nie oglądając się na centralny sztab wyborczy, mrówczą pracą powinni zapewnić Nowej Prawicy przyzwoity wynik. Bez fajerwerków jest także w Brukseli. Ogromnym plusem są liczne relacje i komentarze unioposłów z Brukseli. Jednak wystąpienia plenarne Prezesa Nowej Prawicy nie osiągają sukcesu porównywalnego z mowami Nigela Farage’a, a realna siła polityczna Iwaszkiewicza, Korwin-Mikkego, Marusika oraz Żółtka w nowym Europarlamencie była przez pierwsze dwa miesiące znikoma. Tak było do minionego tygodnia. Heraldem przyspieszenia okazało się dołączenie Jarosława Iwaszkiewicza do frakcji EFDD. Tym samym Nowa Prawica umożliwiła Nigelowi Farage’owi reaktywację grupy parlamentarnej, która – po utracie Łotyszki Ivety Grigule – przestała na kilka dni istnieć. Najpoważniejsza dolegliwość

Najgłośniejszą jednak przyczyną spowolnienia KNP są walki wewnętrzne. Opisana przez Janusza Korwin-Mikkego w artykule „Wojna na górze” („NCz!” nr 41/2014) walka konserwatystów z postępowcami to walka o tożsamość i przyszłość partii, a nie jedynie przedkonwentowa przepychanka personalna. Zdiagnozowana przez Korwin-Mikkego grupa konserwatywna jest reprezentowana przez członków o najdłuższym stażu. Frakcja ta jest sceptyczna wobec szerokiego otwierania partyjnych drzwi dla nowych członków i optuje za utrzymaniem niedemokratycznych zapisów w statusie partii. Po drugiej stronie mogą być zauważeni postępowcy. Są to w większości nowi (i/lub młodzi) działacze KNP, dążący do dynamicznych zmian w organizacji oraz lobbujący za demokratyzacją statutu. Niemniej jednak Kongres Nowej Prawicy to partia, która nigdy nie działała i nie może działać według standardów znanych i stosowanych w innych organizacjach politycznych. Standardów, które chcą wdrażać postępowcy. KNP, chcąc radykalnie zmienić system w Polsce, nie powinien działać według reguł, które bardziej lub mniej naturalnie pojawiają się na pewnym etapie rozwoju organizacji politycznej. Gdy tak się stanie, partia Korwin-Mikkego nie będzie zdolna do rewolucji, tak jak nie są do tego zdolne inne podmioty działające na tej scenie. Dotychczas to się udawało. Partia tworzona była oddolnie, a jej spójności pilnował Konwentykl. Brak takich standardów jak na przykład spójna identyfikacja wizualna, autoryzacja tekstów czy przekazów medialnych – paradoksalnie jest siłą KNP. Ten model, open source polskiego ruchu wolnościowego, zaowocował majowym sukcesem. Próby postępowców, aby organizację radykalnie zmienić, napotykają na mniej lub bardziej przemyślany opór konserwatystów. Nie podlega dyskusji, że na pewnym etapie zmiany w funkcjonowaniu partii muszą się pojawić. I pojawiały się. Do tej pory głosy jednej frakcji były brane pod uwagę przez drugą, a obie strony uzupełniały się oraz kontrolowały. Zmiany były też przeprowadzane ewolucyjnie. Zmasowane próby demokratyzacji partii połączone z walką personalną narosły jednak do tego stopnia, że zaczęło się to przekładać na wyniki działania partii na zewnątrz. Konserwatyści zaczęli być marginalizowani, sami ograniczyli swoje działania, czy też w skrajnych przypadkach wystąpili z partii (przykład Krzysztofa Szpanelewskiego – jednego z twórców majowego sukcesu KNP). Czystka wśród konserwatystów (mająca także miejsce podczas konwentu) ma wpływ na działanie KNP – niestety negatywny. Wyzbycie się działaczy o najszczerszych intencjach, o najdojrzalszych przekonaniach oraz wytrwałości w ich wdrażaniu powoduje osłabienie kręgosłupa wartości partii.

Z drugiej strony – organizacja musi pogodzić się z napływem nowych ludzi, mających inną wizję. Przychodzący do partii muszą być jednak świadomi i uszanować fakt, że wstępują do organizacji postępującej według niedemokratycznych standardów. Nie można jednocześnie być i nie być demokratą. Konserwatyści także nie są bez grzechu. Próby ograniczenia swobody wypowiedzi (głównie w internecie) bądź hamowanie działania młodych działaczy, częsta bierność i brak zaangażowania w pracę organiczną – niosą ze sobą negatywne skutki. Dotychczas konserwatyści i postępowcy dochodzili do konsensusu, a konflikty naturalnie gasły poprzez wzajemne ustępstwa bądź przemilczenie. W minionych tygodniach działania były odwrotne, co było elementem rozgrywki przedkonwentowej. Wszystkie spory zostały nagłośnione, a strony zradykalizowały swoje postulaty. Finałem podziału miał być październikowy konwent Nowej Prawicy. W wyniku burzliwych obrad największe straty ponieśli konserwatyści, z których ci skupieni w Radzie Głównej nie otrzymali absolutorium. Równocześnie wotum zaufania nie dostali także niektórzy przedstawiciele grupy postępowców. Niemniej jednak do zarządu weszli Przemysław Wipler oraz Konrad Berkowicz, określani jako przedstawiciele grupy demokratycznej. Analiza konwentowych rozstrzygnięć nie ma jednak znaczenia, gdyż niespełna dwa tygodnie później, w niedzielę 19 października, Sąd Naczelny KNP unieważnił dwudniowe obrady i wszelkie podjęte podczas konwentu postanowienia. Przesłanką do podjęcia tej decyzji był zapis w Statucie Partii mówiący o tym, że w momencie gdy liczba członków organizacji przekroczy 1000, konwent musi zostać przeprowadzony przy udziale delegatów.

Termin kolejnego zjazdu został wyznaczony na 7 grudnia – trzy tygodnie po wyborach samorządowych. Pozostaje mieć nadzieję, że przedkonwentowe przepychanki nie będą w dalszym ciągu odciągały uwagi działaczy od kampanii wyborczej.

Jak to się leczy

By temu zapobiec, skrajne stronnictwa powinny się przekonać, że pomimo różnic w pomysłach na rozwój KNP trzeba współpracować i szanować wartości oraz racje, z którymi przychodzą strony przeciwne. Konserwatyści posiadają wiedzę i doświadczenie polityczne, podczas gdy postępowcy są dobrymi organizatorami. Jak pokazuje praktyka, odwrotny podział obowiązków jest katastrofalny. Dwie frakcje powinny się wzajemnie uzupełniać. W innym przypadku brak jedności działa na szkodę całego ruchu. Pozostaje mieć nadzieję, że syndrom powyborczy to jedynie chwilowa dolegliwość, a nie przewlekła choroba, która doprowadzi do śmierci pacjenta. Działacze natomiast powinni sobie przypomnieć, że zaraza panuje na zewnątrz. Jedność i współpraca sprawi, że orzeł wolności tym razem wzbije się pośród tłumu zwolenników idei głoszonych przez Kongres Nowej Prawicy.

KOMENTARZ KORWIN-MIKKEGO:

Kolega Piotr Palutkiewicz pisze, że KNP „administracyjnie rośnie w siłę. Przybywa członków, struktury są profesjonalizowane, biura Nowej Prawicy powstają w olejnych polskich miastach”, ale „Działacze skupieni są na pracy administracyjno-technicznej. Zajmują się sprawami wewnętrznymi, zapominając o tym, co najważniejsze – działaniu na zewnątrz. Przekłada się to na wyniki ostatnich sondaży, które po przekroczeniu przez KNP rubikonu w postaci progu wyborczego dalej już nie rosną. (…) Estymowane poparcie dla KNP w ostatnich tygodniach plasuje się najczęściej w okolicach 5%. Słabiej jest także w obszarze, w którym wolnościowcy z partii JKM są najsilniejsi – w internecie. (…) dzienna liczba nowych polubień na Facebooku jest zdecydowanie niższa, aniżeli jeszcze wiosną tego roku. (…) Entuzjazm jakby opadł. Tezy i pomysły KNP już nie szokują. Korwin-Mikke też szokuje jakby mniej. Salon zwycięstwo KNP w majowych wyborach przełknął, a jeśli nie przełknął, to przemilcza. Bojkot Nowej Prawicy w mediach trwa, a gdy artykuły się pojawią, to najczęściej po to, by opisać problemy i walki frakcyjne wewnątrz partii”. Najpierw o drobiazgach: poparcie oscyluje ok. 5% właśnie dlatego, że bojkot Nowej Prawicy w mediach trwa. Gdy rozpocznie się kampania wyborcza, ludzie przypomną sobie, że istniejemy. Wynik zapewne nie będzie rewelacyjny – liczę na ok. 8% – ale wybory samorządowe to nie jest dla nas najlepszy teren.

Liczba „polubień” na FaceBooku spadła z innego powodu: po prostu wyczerpał się zasób sympatyków w Sieci. Jest granica liczby zwolenników. Tym niemniej przez te kilka dni od przekroczenia 500 tys. „polubiło” mój FB prawie dwa razy więcej ludzi, niż „polubiło” FB WCzc. Leszka Millera przez cały okres jego istnienia! 6 tys. w porównaniu z połową miliona wydaje się drobiazgiem, istotnie… No i to szokowanie: do tej pory zarzucano mi, że zanadto szokuję. Jak nie szokuję – też niedobrze…

Przejdźmy do sprawy zasadniczej, o której kol. Palutkiewicz w ogóle nie pisze. UPR przez cały okres działalności – i KNP do niedawna – były partiami działającymi bez pieniędzy. I każdy rozumiał, że trzeba poświęcać swój czas i swoje pieniądze. Teraz pojawiły się pieniądze – i natychmiast zaczęły się kłopoty. Gdyby podzielić te „ogromne pieniądze” na każdego Członka KNP – to by tego wyszło po kilkanaście złotych na łebka. Gdy jednak jedni otrzymują jakieś pieniądze, a inni nie – natychmiast rozpoczyna się festiwal zawiści, podgryzania innych, klientelizmu. Partia ma przed sobą bolesny proces przyzwyczajania się do tego, że ma jakieś pieniądze. Oraz do tego, że nie pokryją one potrzeb – i trzeba nadal dokładać do walki o naszą przyszłość. Amerykanie to rozumieją. Partie: Demokratyczna, Republikańska. Libertariańska i inne dysponują ogromnymi pieniędzmi od sympatyków-multimilionerów. A mimo to zarówno ich członkowie, jak i sympatycy wiedzą, że jeśli idea ma wygrać, to trzeba w nią wkładać własne pieniądze, własną prace i własne serce. W KNP powstało ciekawe zjawisko. Niektórzy działacze oskarżają innych, że robią coś dla pieniędzy (ale i wpływów i stanowisk) – przy czym zupełnie nie zauważają, że to oni sami chcą mieć te pieniądze, wpływy i stanowiska. Bo im się należą. Bo oni są lepsi. A dlaczego są lepsi? Bo tamci są gorsi. To oczywiste. Do tej pory KNP przeżywał choroby wieku dziecięcego, a potem młodzieńczego. Obecnie przeżywa chorobę wieku dojrzałego. Bo ludzie dojrzali zaczynają posługiwać się pieniędzmi. Ja np. obecnie zacznę od swoich asystentów wymagać konkretnej pracy dla rozwoju myśli konserwatywno-liberalnej. Bo do tej pory ludzie wykonywali ogromna robotę, poświęcając na to po dwie-trzy godziny dziennie. Teraz będą mogli robić to, co lubią, przez o wiele dłuższy czas. Problem polega na tym, by nie zaczęli pracować dla pieniędzy. Nie przestali myśleć: „co będzie najlepsze dla Sprawy” – i nie zaczęli myśleć: „co zrobić, by utrzymać się na stołku asystenta, a jeszcze i awansować?”. Na niejakie szczęście poza Członkami Partii jest jeszcze elektorat. I jego nie da się skorumpować pieniędzmi. Ich korumpują socjaliści. My – nie. I w tych niezliczonych Sympatykach nasza nadzieja.

REKLAMA