Grodzka vs. Terlikowski. Czy do Polski wróciła cenzura?

REKLAMA

Niedawny wyrok warszawskiego sądu okręgowego w sprawie Grodzka vs. Terlikowski po raz kolejny stał się pretekstem do rozpoczęcia dyskusji na temat wolności słowa w Polsce. Tomasz Terlikowski po ogłoszeniu wyroku stwierdził, iż do Polski wróciła cenzura, a sama decyzja sądu jest skandaliczna. Czy publicysta „Frondy” ma rację?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zajrzeć do aktów prawnych obowiązujących w Polsce. Artykuł 54 paragraf pierwszy Konstytucji RP mówi: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Czyli teoretycznie zgodnie z ustawą zasadniczą Terlikowski mógł nazywać Annę Grodzką mężczyzną, ponieważ takie prawo gwarantuje mu artykuł 54. Jednak tylko teoretycznie, ponieważ – jak wszyscy doskonale wiemy – w polskim prawie stanowionym obowiązują jakieś zasady, ale istnieją również wyjątki od tych zasad. I tak w sprawie cywilnej, jaką Grodzka wytoczyła Terlikowskiemu, sąd orzekał na podstawie kodeksu cywilnego, a konkretnie artykułów 24 i 448, które są poświęcone ochronie dóbr osobistych i zadośćuczynieniu za ich zaruszanie. Dobra osobiste definiuje z kolei art. 23 kodeksu cywilnego i zalicza do nich między innymi cześć człowieka (inaczej: godność). Również artykuł 47 polskiej konstytucji chroni cześć człowieka. Przez cześć człowieka należy rozumieć jej aspekt zewnętrzny, czyli dobrą sławę, dobre imię, oraz aspekt wewnętrzny w znaczeniu godności osobistej. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok na podstawie konkretnych i obowiązujących przepisów prawa polskiego. Nie ma więc racji red. Terlikowski, który twierdzi, że do Polski powraca cenzura – ona nie musi znikąd powracać, ponieważ obowiązuje w polskim prawie od dawna.

REKLAMA

Wolność słowa jest w naszym kraju ograniczana nie tylko przez kodeks cywilny, ale przede wszystkim przez ustawę z 6 czerwca 1997 roku – szerzej znaną jako kodeks karny. I tak art. 133 mówi, że ,,Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Taką samą karą zagrożony jest czyn zabroniony opisany w art. 135 paragraf drugi, czyli znieważenie Prezydenta RP. Kodeks karny przewiduje również kary za przestępstwa przeciwko czci, do których należą zniesławienie i zniewaga. Co ciekawe, zniesławić człowieka można poprzez publiczne wypowiedzenie prawdy na jego temat – z powodu rzekomego poniżenia, jakiego może w ten sposób doznać.

Uznanie Tomasza Terlikowskiego za winnego naruszenia dóbr osobistych „Anny Grodzkiej” jest oczywiście kuriozalne, ale trzeba przyznać, że wyrok w tej sprawie nie wziął się z powietrza. Mamy w Polsce takie, a nie inne prawo, które należy jak najszybciej zmienić. Przypominanie Grodzkiej tego, iż była wcześniej mężczyzną, mogło urazić jej godność osobistą i naruszyć jej dobre imię. Jednakże co w sytuacji, gdy Grodzka przefarbuje włosy, a niecni dziennikarze będą jej przypominać, że to zrobiła. Czy wtedy sąd też wyda wyrok, w którym zabroni dziennikarzom mówić o tym, iż Grodzka nie zawsze była blondynką? Przypominanie Grodzkiej, że nie zawsze była blondynką, może przecież naruszyć jej wewnętrzne pojęcie godności osobistej. Jeżeli mamy głupie prawo, to nie możemy się potem dziwić, że sądy orzekające na jego podstawie wydają głupie wyroki. Godność osobista jest pojęciem tak szerokim, że można je interpretować w dowolny sposób. A jak wiadomo, przy interpretowaniu przepisów duże znaczenie ma obowiązująca w danym czasie poprawność polityczna, która obecnie nakazuje faworyzowanie wszelkich dziwadeł.

Aby zapobiec sytuacjom takim jak ta opisana powyżej, musimy jasno zdefiniować pojęcie wolności słowa, a następnie usunąć wszelkie przepisy, które ją wyłączają. Człowiek jako właściciel swojego ciała musi być chroniony przez prawo przed agresją ze strony innych ludzi. Chodzi tu jednak o agresję czysto fizyczną, obiektywną i namacalną, a nie subiektywną agresję słowną. Człowiek nie może być właścicielem opinii o samym sobie, ponieważ te opinie wyrażają inne autonomiczne jednostki. Anna Grodzka nie może wysuwać roszczeń w stosunku do zdania, jakie ma na jej temat red. Terlikowski. Nawet gdyby Terlikowski uważał, że Grodzka jest słoniem, to pomimo obiektywnej niedorzeczności tego twierdzenia nikt nie może Terlikowskiemu zakazać jego wygłaszania. Nie można ograniczać wolności słowa ze względu na to, co ktoś powiedział. Wolność słowa polega bowiem na tym, że można mówić wszystko, a nasze tyrady ograniczyć zdoła tylko miejsce ich wykonywania. I tak przykładowo Tomasz Terlikowski nie może mówić, co myśli na temat Grodzkiej, na własności osoby, która sobie tego nie życzy. Jednakże na swojej własności lub na własności osoby, od której uzyskał pozwolenie, może przemawiać o Annie Grodzkiej do upadłego. Takiego rozumowania nie możemy jednak zastosować do własności publicznej, której wszyscy jesteśmy podobno właścicielami.

A jeżeli jakieś miejsce należy do wszystkich, to de facto nie należy do nikogo – i każdy może się tam swobodnie wypowiadać, ponieważ nikt nie jest władny mu tego zabronić.

REKLAMA