Grzelak: Na dnie pojednania

REKLAMA

Kiedy sowiecki pisarz Bruno Jasieński (1901-1938) nie miał już złudzeń co do zgotowanego mu losu, prosił, aby stracono go dlatego, że przestał zasługiwać na zaufanie partii bolszewickiej. Oprawcy – których ubrdał sobie aż do końca nazywać towarzyszami – zamordowali jednak Jasieńskiego jako polskiego szpiega, bo takie przestępstwo wymieniał szyty grubymi nićmi akt oskarżenia.

Błagania autora „Zmowy obojętnych” (aresztowany, nie zdołał ukończyć już tej książki) o zmianę motywacji wyroku zignorowano. Powód, dla którego pozbawiono go życia, nie był jednak Jasieńskiemu obojętny. Może myślał o swoich przyszłych biografach? Poeta, który nosił przybrane polskie nazwisko, za najgorsze piętno uznał zarzut związku z Polską (której wyrzekł się i szczerze znienawidził; swoją drogą prezentując postawę modną dziś pośród wielu „artystów” z polskimi paszportami).

REKLAMA

Marsjanie czy Rosjanie?

Utrata partyjnego zaufania była bolesnym, ale mniejszym złem, w dodatku do naprawienia – w jednym z ostatnich wierszy Jasieński pisał, mając na myśli własną sprawę, że kiedyś „ojczyzna zrozumie pomyłkę”. Pod słowem „ojczyzna” rozumiał oczywiście nie rodzinną wieś sandomierską, gdzie urodził się i dorastał (ani też kraj, w sercu którego leży Klimontów), ale wybrany świadomie Związek Sowiecki, albo nawet jakąś wydumaną wszechświatową ojczyznę proletariacką. A może zresztą była to tylko rozpaczliwa próba dowiedzenia niewinności, w formie aluzyjnej i oryginalnej, aby zwrócić uwagę funkcjonariuszy odpowiednich służb? Taką samą rolę spełniał rymowany list Jasieńskiego do Jeżowa. Twórcę „Buta w butonierce” zamordowano w Butowie pod Moskwą 17 września 1938 roku – dokładnie na rok przed wydarzeniami, które umożliwiły bezprecedensową zagładę tysięcy polskich oficerów.

To, że pojednanie z Rosją, zarządzone nad Wisłą po 10 kwietnia 2010 roku, nic nie jest warte, od samego początku było oczywiste dla każdego, kto choć trochę rozumie naturę Moskali. Polewanie się wazeliną (co najgorsze – w imieniu całego narodu), dokonywane wówczas przez tutejszych eliciarzy, przypominało bowiem zachowanie psa, który, zaznawszy dotkliwych razów od silniejszego przeciwnika, pokłada się przed nim na grzbiecie unosząc do góry łapy, aby tą uległą postawą obłaskawić zwycięzcę. Można spekulować, czy w takim razie czołowi heroldowie „historycznego pojednania” wiedzieli coś więcej na temat kulis tragedii smoleńskiej, czy też sama jej ranga wystarczyła, aby, drżąc jak bojarzy przed carskim gniewem, zaczęli podlizywać się Moskwie? Ale nie z Kremlem takie numery – Wschód okazującym słabość oferuje tylko pogardę.

Trzy lata później sami entuzjaści i orędownicy dziejowej zgody pomiędzy Warszawą i Moskwą zapytują żałośnie: „To już koniec polsko-rosyjskiego pojednania?” Jeśli założyć, że do takiego procesu potrzeba woli obu stron, to ciekawe, gdzie w ogóle widzieli jego początek?

Mniejsza o to: fiasko powstałego po katastrofie smoleńskiej Centrum Dialogu i Porozumienia w Polsce i w Rosji wstrząśnięci i oburzeni „pojednańcy” nadwiślańscy wieszczą na podstawie słów wypowiedzianych przez Jerzego Bondarienkę, rosyjskiego dyrektora tej fundacji. Podczas jednostronnego okrągłego stołu zorganizowanego 15 kwietnia Bondarienko ogłosił, że w Katyniu nie mordowano według kryterium narodowego, ale unicestwiano „przedstawicieli klasy burżuazyjnej”. W ten sposób nawiązał zresztą do stanowiska, które zajmują niektórzy badający tę zbrodnię działacze Stowarzyszenia Memoriał. Nie traktują oni zbrodni katyńskiej jako ściśle kontynuacji polokaustu prowadzonego przez bolszewików od 1937 roku, ale uważają, że miała ona właśnie podłoże klasowe. Przypomina to trochę koncepcję sowieckiego ideologa Falina, podsuwaną ćwierć wieku temu Gorbaczowowi, aby odpowiedzialnością za zbrodnię katyńską obarczyć wyłącznie NKWD. Ale sowiecki Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych nie został przecież stworzony przez kosmitów, którzy przybyli do Rosji na meteorycie tunguskim. NKWD, działający obecnie w Rosji pod nazwą Federalna Służba Bezpieczeństwa (kiedy w instytucji tej zaczynał swoją karierę Włodzimierz Putin, nosiła ona sezonowo nazwę KGB), to produkt państwa, za którym z nostalgią wzdycha prezydent Rosji oraz całe mnóstwo jego poddanych.

Oczywiście NKWD mordowało również – a nawet przede wszystkim – ludność pochodzenia rosyjskiego. Można ostatecznie zrozumieć chęć Rosjan, którzy pragną, aby to haniebne odium nie wiązało się wprost z ich narodem, a jedynie w takim stopniu, w jakim był on zniewolony przez wyznawców zwyrodniałej ideologii. W każdym razie warto zwrócić uwagę na słowa Bonadrienki, w których otwarcie przyznał, że sprawcami morderstw katyńskich byli ci, których głowy nabito przemyśleniami „Marksa, Engelsa i Lenina”, a nie przymusowi czytelnicy „Mein Kampf” – wbrew licznym na Wschodzie rewizjonistom Katynia, przypisującym tę zbrodnię Niemcom (czy też hitlerowcom albo nazistom, jeśli ktoś woli). To jest akurat krok w stronę prawdziwego pojednania, a nie takiego robionego przez Centr Diałoga i Sogłasija, którego nota bene portal internetowy istnieje tylko w rosyjskiej i amerykańskiej (!) wersji językowej, a społecznie nadzoruje tę organizację niejaki Sergiusz Szachraj, którego samo nazwisko automatycznie uruchamia jakieś rusofobiczne zastrzeżenia co do uczciwości działań całej fundacji.

Zbrodnia nieludzka

Trudniej już zgodzić się z oskarżeniami szefa Centrum Dialogu i Porozumienia przypisującymi Polakom właśnie rusofobię, a raczej z uzasadnieniem tych zarzutów, nawiązującym do osławionej działalności Dzierżyńskiego, pierwszego szefa bolszewickich organów bezpieczeństwa, przemianowanych później na NKWD, KGB itd. Pomijając wątpliwości dotyczące rodowodu „żelaznego Feliksa”, można istotnie przyznać, że Polacy (czy też już nawet osoby związane przynajmniej z polskim etnosem) rzeczywiście współtworzyli nieludzki system bolszewicki – podobnie jak Żydzi, Niemcy, Łotysze, Węgrzy i przedstawiciele dziesiątków innych nacji.

A co w takim razie z narodowością katów katyńskich? Zgodę na wymordowanie polskich jeńców w 1940 roku podpisali Stalin (pochodzenie etniczne niepewne, najczęściej przypisywana jest mu narodowość gruzińska, rzadziej osetyńska, ale krążą także i inne hipotezy), Woroszyłow (Ukrainiec), Mołotow (Rosjanin; można by wspomnieć o jego żonie, pochodzącej z nacji, której kobiety wpływają podobno na decyzje swoich mężów już od czasów królowej Estery, ale o tym może przy innej okazji), Mikojan (Ormianin); z treścią notatki zaproponowanej przez Berię (Mergel) zgodzili się również Kalinin (pochodzący z rosyjskiego chłopstwa) i Kaganowicz (Żyd).

Opracowanie szczegółów przeprowadzenia zbrodni zlecono Mierkułowowi (Rosjanin wychowany w Gruzji), Kobułowowi (Ormianin) i Basztakowowi (Rosjanin). Bezpośrednimi jej wykonawcami byli Rosjanie, Ukraińcy i Żydzi, posiadający w sowieckich organach represji nadreprezentację nieproporcjonalną do liczby tej mniejszości narodowej w granicach ZSRS. Według publikacji izraelskich w Lesie Katyńskim zabito stu kilkudziesięciu polskich oficerów pochodzenia żydowskiego. Czy to oznacza, że należy w tym wypadku mówić o zbrodni powiedzmy w 5% antysemickiej? A wobec wspomnianej obecności Żydów także po stronie morderców – o jakimś autoantysemityzmie? Takie rozważania wiodą jednak na manowce i zacierają rzeczywisty obraz dramatu.

Istnieją rozmaite hipotezy dotyczące zagłady polskich oficerów dokonanej w sowieckiej Rosji. Według jednej z nich przywódcy ZSRS bali się przetrzymywać na podległym sobie terytorium jeńców wojennych, fakt ten świadczył bowiem o… wojnie. Jeśli w Moskwie naprawdę szykowano się do zaatakowania Niemiec, należało na wszelki wypadek zlikwidować problem z więzionymi sojusznikami aliantów. No i zlikwidowano – w Katyniu, Twerze, Charkowie i innych miejscach. Łatwo zauważyć przy tym cywilizacyjną różnicę – polscy żołnierze w niemieckich oflagach przeważnie przeżyli… Mówi się również przy okazji Katynia o osobistej zemście Stalina za klęskę w wojnie polsko-bolszewickiej, w znacznej zresztą mierze zawinioną przez przyszłego czerwonego tyrana. Ale nawet zemsta należy do kategorii ludzkich uczuć.

Dopiero jednak potraktowanie rzezi dokonanej na polskich jeńcach w kategoriach bezdusznej ideologii klasowej uświadamia, jakim demonicznym i w gruncie rzeczy uniwersalnym zagrożeniem jest komunizm. W czerwonej Kambodży burżujem był posiadacz okularów.

Czy ofiarom Katynia sprawia różnicę, z jakich przyczyn je zgładzono? A ich bliskim? Przecież tych, co spoczęli w dołach katyńskich nie sądzono w ogóle, wyrok na nich wydany nie nosił jakiegokolwiek znamienia pozorowanej choćby praworządności. W jaki sposób zatem motywy nieludzkiej decyzji władców bandyckiego państwa zmieniają jakość i wagę mordu, dla którego nie ma żadnego usprawiedliwienia ani przebaczenia?

REKLAMA