Grzelak: Republika Tuwy

REKLAMA

Skoro są na Ziemi miejsca, które zasługują na miano zapomnianych przez Boga, wynika z tego prosty wniosek, że zapewne duże pole do popisu ma tam zajadły antagonista Stwórcy. Obecna kondycja i stosunkowo nieodległa przeszłość Tuwy zdają się to potwierdzać. Wprawdzie leży ona podobno w samym sercu największego z kontynentów (według tubylców, jednoznacznie tego dowodzi ustawiony w jej stolicy obelisk z napisem „Środek Azji”), faktycznie jednak jest krainą mocno odstającą od współczesnych globalnych standardów.

Dość wspomnieć, że oficjalnie bezrobocie sięga tu 20%, średnia długość życia mężczyzn wynosi niespełna 51 lat (o prawie dekadę mniej niż w całej Rosji), a miesięczne wynagrodzenie o równowartości 100 dolarów wzbudza zawiść bliźnich, którym na ogół wiedzie się znacznie gorzej.

REKLAMA

Czadan czy Kyzył?

Oddziały rosyjskie wkroczyły do tej zachodniej części Mongolii Zewnętrznej równo przed wiekiem, kładąc w ten sposób kres panowaniu chińskiemu nad Urianchajem. Po okrutnych walkach podczas rosyjskiej wojny domowej ostatecznie powstała formalnie niepodległa Ludowa Republika Tannu Tuwa, która w rzeczywistości była sowieckim protektoratem. Jedyny bodajże przejaw niezależności wykazywała ówczesna Tuwa na polu filatelistyki, emitując cenione znaczki o oryginalnych kształtach (zresztą projektowane i drukowane w Moskwie). U progu lat trzydziestych Kreml przestał cackać się z małym kraikiem: wymordowano zbyt liberalne jak na gust bolszewików władze tuwińskie, zlikwidowano klasztory lamajskie i mieszkających w nich mnichów, rozpoczęto kolektywizację i niszczenie tradycyjnej gospodarki pasterskiej.

25 czerwca 1941 roku Tuwa wypowiedziała wojnę III Rzeszy, trzy lata później zaś sojuszniczy ZSRS włączył ją do swojego terytorium. Dzisiejsza Republika Tuwy wlecze się pod względem gospodarczym w ogonie regionów Federacji Rosyjskiej, ma deficyt budżetowy, a dla inwestorów przedstawia skrajne ryzyko (najmniej pod względem ekologicznym…). Zdarzają się tu wypadki epidemii dziecięcych samobójstw w wioskach pogrążonych w beznadziejnej wegetacji. Z drugiej strony jest to region niezmiernie ciekawy, bardzo malowniczy, miejsce ścierania się silnych wpływów lamaizmu i szamanizmu.

W tej to krainie w 1955 roku przyszedł na świat obecny minister obrony Federacji Rosyjskiej. Ale gdzie dokładnie? We wstępie do wydanego w 2003 roku prestiżowego przewodnika po Tuwie Sergiusz Szojgu napisał: „Urodziłem się w Kyzyle, tu minęło moje dzieciństwo. Dla mnie Kyzył to początek podróży po rzece życia (…)”.

W kwietniu 2014 roku stolica Republiki Tuwy będzie obchodziła stulecie swojego istnienia. Według miary lokalnej, Kyzył to prawdziwa metropolia – liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców, czyli jedną trzecią ludności całej Tuwy (tu żyje ogromna większość z Rosjan zasiedlających tę republikę, których odsetek wynosi 20% ogółu ludności). Nazwa miasta oznacza w językach tureckich „czerwony” (tak przemianowano dawny Białocarsk w latach 20. ubiegłego wieku). W Kyzyle jak w soczewce widoczne są tuwińskie kontrasty i paradoksy: szamańska klinika przy ulicy Czerwonych Partyzantów sąsiaduje z placem Arata (wcześniej Lenina), na którym wielki tłum witał dziesięć lata temu Dalajlamę, ale tutaj stoi również popiersie Sołczaka Toki, stalinowskiego namiestnika zarządzającego Tuwą przez ponad 40 lat, chronione w specjalnej drewnianej klatce, zdarzały się bowiem przypadki dewastacji pomnika przez antykomunistycznych Tuwińczyków.

Wspomniany bedeker opatrzony przedmową Szojgu wymienia jednak jako miejsce jego urodzenia Czadan – zabitą dechami dziurę liczącą 9 tysięcy dusz, oddaloną od Kyzyłu o ponad 200 kilometrów. Głównymi atrakcjami tej miejscowości są: tartak, dwie jadłodajnie oraz muzeum krajoznawcze z ekspozycją poświęconą oczywiście wielkiemu ministrowi. Czadan figuruje jako miejsce urodzenia Szojgu także w wielu innych źródłach. W Czadanie jest ulica Szojgu, istnieje również projekt przemianowania osady na Szojgugrad.

Od wężymorda do „Lidera”

To zresztą nie jedyna zagadka z powikłanej biografii polityka, któremu Włodzimierz Putin powierzył zadanie zrobienia porządku w newralgicznym resorcie Federacji Rosyjskiej. Ojciec nowo mianowanego ministra, zwykły tuwiński pastuch, nosił imię Szojgu, a na nazwisko miał Kożuget. Kiedy jego syn jako szesnastolatek otrzymał dowód osobisty, w dokumencie tym widniała niepojęta omyłka: wystawiono go dla Sergiusza Kożugetowicza Szojgu. Aby zrozumieć charakter tego błędu, Czytelnik niezorientowany w roli patronimików rosyjskich powinien wyobrazić sobie, że obecnym prezydentem na Kremlu jest jakiś Włodzimierz Putinowicz Władimirow. Jak pod czujnym okiem sowieckiego KGB, ściśle nadzorującego sprawy paszportowe, mogło dojść do takiego przeoczenia – pozostaje zagadką.

Ojciec Szojgu w tym czasie zresztą nie był już zwyczajnym czabanem, ale właścicielem największej w ZSRS plantacji skorzonery – rośliny zwanej też czarnym korzeniem lub wężymordem. Podobno sporządzał z niej nalewki o magicznym działaniu i rozsyłał je różnym prominentom, którzy natychmiast doznawali przypływu energii, a nawet buzowania hormonów. Z wdzięczności załatwili swojemu dobroczyńcy, którego edukacja zakończyła się na drugiej klasie szkoły powszechnej, posadę zastępcy premiera Republiki Tuwy. Nieco później starszy Szojgu (czy też Kożuget) poczuł wenę twórczą i został autorem kilku książek, które wydano w olbrzymich nakładach. Publikacje te prezentowane były przez rosyjskie sławy kulturalne, m.in. Nikitę Michałkowa.

Sergiusz Szojgu uczynił utwory ojca obowiązkową lekturą pracowników swojego resortu. Koledzy szkolni Sergiusza Szojgu wspominają, że nosił on przezwisko Szajtan (szatan, zły duch w islamie). Podobno już w wieku 10 lat asystował przy sprawowanych przez lamę obrzędach i przywoływał złe duchy. W biografii Szojgu wspomniano, że jako dwunastolatek prowadzał po swoim ojczystym kraju ekspedycje archeologów z Leningradu. Wodził je również po starożytnych kurhanach oraz innych miejscach, których według wierzeń rdzennych mieszkańców Syberii nie należy odwiedzać, a cóż dopiero profanować wykopaliskami. Młody Szojgu zarobił na tym bardzo dużo i dobrze się ożenił. Dzięki koneksjom jego teściów z członkiem biura politycznego partii komunistycznej syn tuwińskiego pastucha dosyć szybko trafił w przedostatnim roku istnienia Związku Sowieckiego do Moskwy. Formalnie zajmował ważne stanowisko w wydziale budownictwa i architektury, jednak już w 1990 roku zaczął organizować dla Borysa Jelcyna specjalne struktury siłowe, niezależne od KGB. Bojówkarzy tych zwano pierwotnie Rosyjskim Korpusem Ratowniczym. Podczas sierpniowego puczu ludzie Szojgu bronili moskiewskiego Białego Domu, zresztą wspólnie z bojownikami Szamila Basajewa. Odtąd przez 21 lat Szojgu kierował Ministerstwem do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych (do 1994 roku był to komitet), czyli obroną cywilną o bardzo szerokich kompetencjach.

Trzeba pamiętać, że w 1991 roku starszy o kilka lat od Szojgu Włodzimierz Putin piastował umiarkowanie ważną funkcję w administracji Leningradu. Podobno w połowie lat 90. Szojgu powołał pod egidą swojego ministerstwa ściśle tajne „komando śmierci” o nazwie „Lider”, oficjalnie powołane do „obrony konstytucyjnego ustroju Rosji”. Organizacją i szkoleniem w „Liderze” mieli zajmować się emerytowani pracownicy izraelskich służb specjalnych.

Wcielenie barona von Ungerna

Szojgu należał do partii bolszewickiej, a obecnie jest w Jednej Rosji. Wyznaje buddyzm, w pewnych kręgach uważany jest za inkarnację barona Romana von Ungerna-Sternberga – wyjątkowo barwnej, choć także kontrowersyjnej postaci, bohatera walk lat 1917-1921 na azjatyckich stepach. Szojgu był zawsze wielkim jego admiratorem. Choć Szojgu jest gubernatorem obwodu moskiewskiego, głosi potrzebę przeniesienia stolicy Federacji Rosyjskiej na Syberię. Między innymi z tych przyczyn cieszy się dużą popularnością wśród mniejszości narodowych Rosji, upatrujących w nim przeciwnika wielkoruskiego szowinizmu. Szojgu po mistrzowsku potrafi wykorzystywać to poparcie, równocześnie proponując na przykład wprowadzenie odpowiedzialności karnej za kwestionowanie decydującej roli Związku Sowieckiego w zwycięstwie nad faszyzmem.

Szojgu określany jest mianem „zapasowego dyktatora Rosji”. Rzekomo już trzykrotnie bliski był objęcia władzy: po raz pierwszy podczas załamania się kursu rubla w 1998 roku, powtórnie w latach 2002-2003, gdy ówczesny premier Michał Kasjanow i jego poplecznicy rozpatrywali szanse obalenia Putina, a po raz ostatni w 2009 roku, kiedy miał zastąpić nieudolnego Dymitra Miedwiediewa. Niewątpliwie Szojgu posiada szczególną charyzmę, zwłaszcza w azjatyckim rozumieniu tego pojęcia: z jego imieniem związane są różne przepowiednie, rozsiewane (kto wie – może i przez jego własny resort?) proroctwa, chętnie znajdujące posłuch w irracjonalnym społeczeństwie Federacji Rosyjskiej.

Rządy Putina w porównaniu z przyszłą dyktaturą Szojgu mają ponoć sprawiać wrażenie szwajcarskiej demokracji. Uprowadzony podobno w nieznanym kierunku rosyjski bloger Antoni Sizych, występujący jako „mieszczanin z Barnaułu”, którego publikacje w związku z tragedią w Smoleńsku znów ostatnio wywołały szum medialny w Polsce, przypisuje brygadom Szojgu odpowiedzialnośćza setki morderstw. Ich wspólnym znakiem jest bezczeszczenie zwłok połączone z ich okaleczaniem, obnażaniem, pozostawianiem różnych przedmiotów w ciałach, a także zamiana szczątków. Miejsca rzekomych katastrof są jedynie odpowiednio „dekorowane” przez bezwzględnych asasynów, których ponure rytuały mają swoją genezę w obrzędach czarnych szamanów i służą wzmocnieniu władzy mocodawcy zabójców.

Dlaczego „mieszczanin z Barnaułu” ma ciągle możliwość rozpowszechniania swoich poglądów? Być może ujawniane są one dla zdezorientowania opinii publicznej, a nawet i zastraszenia części z niej, nie tylko zresztą w Rosji. Niewykluczone również, że chodzi o rozgrywki frakcyjne. Kto wie, czy to nie taka – jak pisał Franciszek Herbert w „Diunie” – „finta w fincie”, element sprytnej gry prowadzonej przez wyjadaczy z Kremla. Trzeba przy tym zauważyć, że wersja Sizycha o inscenizacji tragedii smoleńskiej, sprowadzająca się do podrzucenia ciał ofiar i stworzenia pozorów wypadku lotniczego, stoi w sprzeczności z wariantem zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych.

REKLAMA