KNP się nie skończył. Co dalej?

REKLAMA

Celowo z analizą wyników wolnościowców w wyborach samorządowych postanowiłem poczekać, aż kurz nieco osiądzie. Właśnie osiadł, więc czas na powyborcze przemyślenia. Po wyborach unijnych na fali entuzjazmu oraz klasycznego dołączania do nowych zwycięzców wyniki KNP przekroczyły na krótko 10 procent. Trudno raczej było oczekiwać, że to będzie efekt stały, jeśli się go w jakiś sposób nie podeprze. Wobec braku zaistnienia takich podpórek, gdzieś w okolicach sierpnia rozpoczął się zjazd notowań. Przed sztabem wyborczym stanęło zasadnicze zadanie: zatrzymać ten zjazd na odpowiednim poziomie. Odpowiednim, czyli przekraczającym 5 procent. Niestety uniemożliwiły to tarcia wewnętrzne, które w dodatku rozgrywane były publicznie. W mediach tradycyjnych, ale także społecznościowych pojawiły się teksty o tym, kto zaraz z partii zostanie wyrzucony i dlaczego. W tych drugich zaczęło dochodzić do zwykłych pyskówek (co niestety dalej trwa). Partia w dodatku, wskutek tych wewnętrznych tarć, niemal całkowicie zablokowała rekrutację – status tysięcy ludzi, którzy chcieli do niej wstąpić, jest ciągle niejasny.

Reasumując: zamiast zająć się planami zmiany polskiej rzeczywistości, środowisko zajęło się sobą. Zamiast walczyć na zewnątrz, walczyło wewnątrz. Na efekty niestety nie trzeba było długo czekać – skończyło się porażką.

REKLAMA

Od razu liczne grono wiernych fanów ogłosiło, że KNP się skończył. Oczywiście to całkowita nieprawda. Jednak organizacja wychodząca z poziomu półprofesjonalnego na poziom zawodowy musi się radykalnie zmienić. Czym innym jest bowiem klub dyskusyjny, a czym innym partia, która ma realnie rządzić bądź współrządzić państwem. Trzeba jak najszybciej porzucić nawyki dyskusyjno-klubowe. Przyjąć panującą we wszystkich poważnych organizacjach
zasadę, że wewnętrzne tarcia rozwiązuje się w kompletnej ciszy – a ci, którzy nie są w stanie tej zasady respektować, powinni poszukać sobie nowego pola działalności. Prócz tego osoby negujące decyzje lidera powinny mieć odwagę samemu stać się takimi liderami, czyli zbudować sobie własne partie i poparcie, a nie żerować na cudzym.

W sumie dobrze się chyba nawet stało, że otrzeźwienie z euforii przyszło tak szybko. Przed wolnościowcami w nadchodzącym roku dwie kampanie wyborcze, z których ta druga zadecyduje o pozycji środowiska na długie lata. Miejmy nadzieję, że zbliżające się miesiące zamkną okres przegrupowania szyków i organizacja będzie w końcu w stanie powalczyć ze swoimi prawdziwymi wrogami, a nie tymi, których znalazła we własnych szeregach.

Na koniec jak zwykle zapraszam do nabywania prenumeraty oraz naszych książek (tutaj). Proszę też o wsparcie dla naszej Fundacji Najwyższego Czasu (tutaj), która w przyszłym roku będzie miała poważne wydatki w związku z tym, że będzie organizować i finansować cykl wydarzeń związanych z obchodami 25 rocznicy powstania naszego tygodnika, którą będziemy obchodzić na przełomie marca i kwietnia 2015 roku.

REKLAMA