Korwin-Mikke: Co się dzieje w Syrii i na reszcie planety?

REKLAMA

Co się dzieje w Syrii i na reszcie planety?

 

REKLAMA

Niestety – nic dobrego.

Wojska rządowe plus alawickie i druzyjskie milicje, plus libańscy szyici, plus bojownicy Hezbollahu praktycznie rozbili siły rebeliantów wspieranych przez USA, UE oraz sunnitów – głównie z Kataru i Arabii Saudyjskiej. Jednak Stany Zjednoczone upierają się, by usunąć JE Baszara al-Asada – nawet gdyby miało to doprowadzić do wyrżnięcia alawitów, bahaitów, chrześcijan i druzów.

Z drugiej strony Federacja Rosyjska nie może już pozwalać jeździć sobie po nosie. Tunezję odpuściła bez protestu, w Libię wolała się nie mieszać, ale w Egipcie miała spore interesy – nie tylko polityczne. Syrię zaś uzbrajała, uzbraja i uzbrajać będzie.

Trzeba pamiętać, że wspierany przez Rosję Iran jest krajem szyickim. Tworzy się więc wyraźny blok arabskich krajów sunnickich przeciwko Iranowi i Syrii (w której jednak większość ludności to sunnici!). Szyici stanowią również około jednej trzeciej ludności Iraku – na południu, przy granicy z Iranem. Nie jest wykluczone, że po wycofaniu się Amerykanów z tego rejonu wybuchną tam ostre walki.

W Turcji na 75 milionów ludzi tylko 20 milionów to alawici – do czego dochodzi 3 miliony szyitów. Jednak sunnici są tam bardziej obojętni religijnie – co powoduje, że siły są dość wyrównane. W ostatnich dniach rozpoczęły się zamieszki, rosnące na sile – i nikt nie potrafi powiedzieć, kto je wszczął i dlaczego. Najprawdopodobniejsza hipoteza głosi, że inspirują je wojskowi, sprzeciwiający się islamizacji kraju. Republika Turecka, utworzona przez śp. Mustafę Kemala Atatürka, takiego tureckiego Pol Pota (tylko z czasów, gdy masowe mordy – jeśli nie liczyć rzezi Ormian – nie były tak modne…), miała bowiem być państwem świeckim – i wojsko pilnowało tego jak źrenicy oka. Turcja w pewnym sensie przypominała Meksyk – gdzie armia potrafiła niszczyć religię w kraju w 90% katolickim – tylko w Turcji nie było religijnych powstań i rzezi.

W ostatnich latach nowy premier, p.Recep Tayyip Erdoğan, i prezydent, JE Abdullah Gül, potrafili zręcznie obezwładnić wojskowych, przenosząc na emeryturę co bardziej zaciętych przeciwników islamizacji. Jednak niezadowolenie w armii się tli.

Pewne światło rzucać na to może fakt, iż część protestujących oburza się na… zakaz reklamowania alkoholu – twierdząc, że jest to wstęp do nałożenia, zgodnej przecież z nakazem Koranu, prohibicji, Byłoby zabawne, gdyby okazało się, że stoją za tym po prostu… producenci napojów wyskokowych.

Możliwe jednak, że są to zamieszki wspierane przez Ambasadę USA, zirytowaną, że Ankara za słabo wspiera syryjskich sunnitów – lub też przeciwnie: przez szyitów, oburzonych, że jednak ich wspiera. Powinno się to wyjaśnić w najbliższych dniach.

Wracając do Syrii: siły prorządowe zdobyły ważny punkt oporu rebeliantów, Qusair – i mogłyby wkroczyć do Libanu, by zniszczyć znajdujące się tam ich bazy, jednak oczywiste jest, że USA potraktowałyby to natychmiast jako casus belli. Co jakiś czas CIA twierdzi też, że istnieją „niezbite dowody”, iż siły reżimowe używają broni chemicznej – jednak przedstawić tych dowodów nie umie. Świat zaś doskonale pamięta, że CIA miała też „dowody” na to, że śp. Saddam Hussein dysponuje bronią chemiczną, bakteriologiczna, a nawet atomową. Nic z tego nie okazało się prawdą – i praktycznie pewne jest, że CIA również teraz fabrykuje dowody.

Dowody” takie na pewno okazałyby się wystarczające, gdyby nie to, że wody przybrzeżne Syrii patrolowane są przez rosnącą liczbę rosyjskich okrętów, ściągniętych nawet z Dalekiego Wschodu (!!) i z Murmańska (!). Flota Czarnomorska płynąc do Syrii, po drodze ćwiczyła zaś desanty na wybrzeżach Morza Czarnego…

Rosjanie sprzedali również Syrii system S-300 – przechwytujący rakiety (gdyby np. izraelskie rakiety przez pomyłkę poleciały w okolice Damaszku) – a także Pancyr-5 (wiadomo do czego…), SA-17 (rakiety przeciwlotnicze) oraz wyrzutnie K-340P (każda może wystrzelić po dwie rakiety Jachont (Rubin) poruszające się z prędkością ponaddźwiękową. W sumie niezłe uzbrojenie.

Wszystko to po cichu wspiera Chińska Republika Ludowa. Nie z powodów ideologicznych – tylko geopolitycznych. Chińczycy doskonale zdają sobie sprawę, że Amerykanie najchętniej by ich zlikwidowali – jako potencjalne zagrożenie. Za pięć do dziesięciu lat ChRL stanie się potężniejsza od USA – więc potencjalnego wroga dobrze byłoby zlikwidować, zanim stanie się silniejszy. A ponadto nie trzeba by oddawać Chińczykom pożyczonych pieniędzy.

Przywódcy ChRL bardzo starają się, by nie dawać Amerykanom najmniejszego pretekstu do rozkręcenia spirali wrogości – jednak po cichu robią, co mogą, by wesprzeć przeciwników USA. Temu służą rozmaite panazjatyckie inicjatywy, w które włączana jest Federacja Rosyjska…

I teraz w oku cyklonu znalazła się Syria. Istnieje bardzo poważna obawa, że weszła między ostrza potężnych szermierzy, którzy będą bili się między sobą do ostatniego Syryjczyka. Możliwy jest jednak po prostu wybuch prawdziwej wojny między mocarstwami.

Pewne ślady przygotowań możemy znaleźć i w Polsce. W tym roku wyjątkowo skrupulatnie klasyfikowano potencjalnych poborowych. Również wzmacnianie sił zbrojnych i podnoszenie im żołdu może oznaczać prawdziwe przygotowania do wojny z Rosją – lub też bluff.

Przypomnijmy jeszcze, że rok temu p.Jan Vincent (ps. „Jacek Rostowski”) wrócił z Brukseli i nieoczekiwanie zaczął mówić o nadciągającej wojnie. Uciszono go szybko – ale, być może, chodząc po brukselskich korytarzach, coś podsłuchał – i ruszyło go sumienie: postanowił podzielić się tajemnicą ze wszystkimi.

A być może chodziło o wypuszczenie balonu próbnego: jak zareagują Polacy?

Nikt normalny nie wypowiada wojen przed żniwami – z drugiej jednak strony niektórzy stratedzy (np. Hitler przed atakiem na ZSRS) są pewni, że wojna potrwa tylko dwa tygodnie. Niczego nie można wykluczyć.

Tym bardziej że kryje się tu jeden bardzo silny motyw: chęć ukrycia katastrofalnej sytuacji gospodarczej UE i USA!

 

 

 

REKLAMA