Korwin-Mikke: Dzisiejsze „państwa” to karykatura, blade odbicia normalnych państw

REKLAMA

Żyję dziś w świecie, którego nie rozumiem. Nie, nie chodzi o to, że krążą po nim SMS-y, działa Sieć, setka podsłuchów, tysiąc kanałów telewizyjnych i rakiety kosmiczne – w tym nie ma dla mnie nic niezwykłego. Niezwykły jest świat naszej kultury. Kultury politycznej – bo w nim się obracam.

Jakieś pięć lat temu – gdy jeszcze nie istniała Unia Europejska, konstytucja unijna była już (lub lada miesiąc miała być) odrzucona, traktat lizboński nie był ratyfikowany ani nawet podpisany – podczas seminarium na Uniwersytecie Warszawskim p. Magdalena Jungnikiel, sędzina i doradczyni ministra sprawiedliwości, najspokojniej oświadczyła, że sędziowie w Polsce będą orzekali w myśl przepisów obowiązujących we Wspólnocie Europejskiej – nawet gdyby były one sprzeczne z Konstytucją Rzeczypospolitej. I nic się nie stało.

REKLAMA

W normalnym – w moim pojęciu – państwie panią Jungnikiel najpierw w trybie natychmiastowym pozbawiono by immunitetu sędziowskiego; następnie – ponieważ nie było to jej działanie jako sędziny, lecz opinia – wpakowano do wiezienia, gdzie by ją namawiano, by odwołała swoje twierdzenie (wtedy słowa – oraz ich odwoływanie – traktowano poważnie!), a gdyby odmówiła – zostałaby ścięta. I przeszłaby do historii jako Męczenniczka za Sprawę Unii Europejskiej – jak śp. Tomasz Morus na przykład.

Oczywiście w normalnym kraju p. Jungnikiel mogłaby wyjechać, poprosić o zwolnienie z poddaństwa czy obywatelstwa – i wtedy swobodnie krytykować to państwo. Mogłaby też nadal być poddanką czy obywatelką i krytykować jego zasady – ale oczywiście nie jako sędzina! Natomiast żadne normalne państwo nie może tolerować, by ludzie należący do jego elity kwestionowali podstawy działania tego państwa!

Ktoś powie: no dobrze, państwa europejskie już się rozsypywały, a na ich miejsce powstawała – i już powstała – Unia Europejska. Ale przecież w Unii Europejskiej też każdy może sobie kwestionować dowolne jej zasady i jeździć po niej jak po burej suce. I nic się nie dzieje.

Ja jestem wychowany nawzorach z czasów, gdy istniały jeszcze normalne państwa, a w nich obowiązywały normalne zasady. Jestem chowany na analizach działań takich tytanów myśli jak śp. Klemens Lotar Wentzel Nepomuk ks. von Metternich, śp. Karol Maurycy de Talleyrand-Périgord, ks. Benewentu, śp. Juliusz hr. Andrássy de Csík-Szent-Király & Krásna Hôrka czy ks. Aleksander M. Gorczakow. Chowany na zasadach logiki i celowości działania.

Anegdota głosi, że gdy Metternich dowiedział się o śmierci Talleyranda, powiedział: „Ciekawe: co On chciał przez to osiągnąć?”. Dzisiaj działania naszych mężyków i żoneczek stanu o niczym nie świadczą, nie można nic z nich wydedukować. Przeciwnie – próba dedukcji może prowadzić do błędów najstraszliwszych.

Podam przykład sekwencji zdarzeń, którą już 15 lat temu ze zgrozą opisywałem. Otóż w roku 1997 zaczęły się negocjacje na temat wstąpienia Rzeczypospolitej do NATO. W którymś momencie prezydent USA i gensek NATO oświadczyli, że Polska zostanie w 1999 roku przyjęta do Paktu. Po czym istotnie, w marcu 1999 roku Rzeczpospolita stała się członkinią Paktu, a Polska została objęta parasolem NATO. Otóż w świecie normalnym negocjacje takie toczyłyby się w najgłębszej tajemnicy – a o przystąpieniu Rzeczypospolitej do NATO ogłoszono by w momencie, gdy parasol (prawny) nad Polską już by się rozciągał! W świecie wspomnianych mężów stanu ogłoszenie w 1998 roku, że Rzeczpospolita za rok zostanie do NATO przyjęta, byłoby rozumiane po prostu: „Panowie na Kremlu, macie rok, by Polskę sobie podporządkować!”. I w normalnym świecie Kreml by sobie zapewne Polskę w ten czy inny sposób podporządkował – a na pretensje Amerykanów jakiś potomek ks. Gorczakowa reagowałby szczerym zdumieniem: „Zaraz! To w jakim celu ogłaszaliście, że Polskę przyjmiecie za rok – a nie przyjęliście od razu??!!?”.

Ja na miejscu kremlowskich strategów na pewno bym to zrobił. Tylko tam teraz też rządzą jakieś niedoróbki umysłowe, jacyś wybrańcy L**u, też nie umiejący precyzyjnie, ostro, po męsku myśleć. Cóż, wszyscy chowają się w szkołach koedukacyjnych – a „z kim przestajesz, takim się stajesz!”…

Dzisiejsze „państwa” to po prostu karykatura, blade odbicia normalnych państw. Wystarczy w ten blady cień tknąć palcem, a robi się dziura na wylot.

Ostatnio padł pod tym względem chyba rekord świata. Otóż kilka dni temu rząd Ukrainy podpisał „kontrakt stulecia” z hiszpańskim koncernem Gas Natural Fenosa, który miał dać miliardy na wybudowanie instalacji do skraplania gazu na Ukrainie. Telewizja pokazywała, jak p. Mikołaj Azarow, premier rządu, i inni ukraińscy dygnitarze uroczyście podpisują kontrakt z p. Jerzym Sardà Bonvehim. P. Jerzy (po katalońsku Jordi), urodzony w Sant Vicenç de Castellet, twierdził, że jest przedstawicielem hiszpańskich firm w Kijowie. Tyle że Gas Natural Fenosa nic ani o nim, ani o kontrakcie nie
wie! Co śmieszniejsze, rząd Ukrainy usiłuje trzymać fason i wydał oświadczenie, że „w dalszym ciągu wyraża chęć negocjacji i podpisania tego kontraktu”. To zdarzenie pokazuje dobitnie, jak niepoważne są dzisiejsze państwa. Jak można je oszukać… Jak? Dokładnie tak samo, jak oszukuje się kobiety w ogłoszeniach o rewelacyjnych środkach piorących, powiększaczach biustów i ziołach zapewniających miłość wybranego mężczyzny…

Choć co prawda śp. Fryderyk Wilhelm Voigt, szewc z Tylży, jako „kapitan z Köpenick” zdołał aresztować burmistrza i przywłaszczyć sobie zawartość miejskiej kasy już w 1906 roku – no, ale oszukał tylko kilku policjantów z małego podberlińskiego miasteczka. JCM Wilhelm II dowcipnego szewca ułaskawił. Ciekawe, czy JE Wiktor Janukowycz też będzie śmiał się z tego do rozpuku i machnie ręką – czy zażąda dla p. Bonvehiego jak najsurowszych kar.

Dawniej państwa były poważne – więc mogły sobie pozwolić na śmiech. Dziś państwa są niepoważne – więc bardzo usilnie starają się utrzymać pozory, że jednak poważne są… W najbliższych dniach zobaczymy!

REKLAMA