Korwin-Mikke: Kaczyński jak Przyboś? Ile prezes PIS zarobił na swojej książce?

REKLAMA

Żurnaliści z „Newsweeka” podali do wiadomości, że Jarosław Kaczyński zarobił na swojej książce. Konkretnie: zarobił 160 tys. złotych. Całkiem niezłe honorarium. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że o „Polsce naszych marzeń” mało kto słyszał – np. ja nie słyszałem. Natomiast horonarium to bardzo się przydało – bo Jarosław Kaczyński wydał spore pieniądze na opiekę nad chorą matką i popadł w długi. Dziennikarze śledczy postanowili podrążyć temat. Wykryli, że książkę wydała… drukarnia. Konkretnie: Drukarnia AKAPIT – w roli wydawcy raczej nie występująca. Jej właścicielem jest znajomy WDost. Grzegorza Czeleja (Lublin, PiS), będącego z kolei przyjacielem WCzc. Adama Hofmana, bliskiego współpracownika prezesa PiS.

I teraz dziennikarze dokopali się do bomby: w tym samym roku PiS przelało na konto Drukarni AKAPIT 186 tys. zł – co dziwnie przypomina kwotę honorarium plus podatek od transakcji.

REKLAMA

By było zabawniej: właściciel drukarni w ogóle nie przypomina sobie tej drobnej wpłaty, a działacze PiS nie pamiętają, za co ten drobiażdżek zapłacili. Sprawa wydaje się jasna: w ten sposób partia pomogła swemu szefowi w potrzebie… Książki wydrukowano znacznie mniej, niż podano (dlatego jest mało znana) – i w gruncie rzeczy posłużyła raczej jako pretekst do przelania tych pieniędzy. Podejrzewam, że media zaczną teraz szarpać PiS i jego prezesa. Zapewne uznają to za malwersację: państwo płaci partiom grube miliony na propagandę ich celów i wybory, a nie na ratowanie życia rodzin członków partii. Może być z tego nawet spory kryminał.

Ja jednak nawołuję do rozwagi. Jarosław Kaczyński to człowiek, który nie zawaha się, gdy dobro Polski koliduje z przepisem prawa. Uważa też, że dobro Polski wymaga, by to PiS rządziło – więc „upartyjni” państwowy majątek bez wahania. Natomiast dla siebie nie ukradnie nawet złotówki. W interesie PiS jest, by jego prezes był w dobrej kondycji psychicznej – i nie zamartwiał się długami. Więc – zapewne w tajemnicy przed szefem – działacze partyjni postanowili odciążyć go od tego długu… Czy prawo powinno zabraniać partii działań, które zdaniem jej kierownictwa są konieczne? Przecież PiS mogło postanowić, że będzie wypłacać swemu prezesowi pensję w wysokości 40 tys. zł miesięcznie – całkowicie legalnie. Byłyby to zarobki mniejsze niż w wielu mniej od PiS ważnych instytucjach. Dlaczego tego nie zrobiono? Zapewne z delikatności. Teraz pomyślmy – tak po ludzku. Urzędnicy państwowi są bezduszni.

Pamiętam z 1946 roku sprawę komunistycznego awangardowego poety, śp. Juliana Przybosia. Po wojnie przymierał on głodem, bo nikt nie miał czasu na poezje. Nie mógł też zarabiać, pisząc miłosne wiersze kucharkom – bo pisał bez rymów. Przyjaciele-komuniści zwrócili się do odpowiedniego urzędnika w Ministerstwie Kultury: „Wicie, towarzyszu, rozumicie: nasz człowiek, poeta, nie ma pieniędzy – może by podpisać z nim umowę na jakąś książkę? Rozumiemy, że nie ma pieniędzy na jej wydanie, ale można by wpłacić mu zaliczkę, by przeżył parę miesięcy. Tylko to trzeba dyskretnie, bo to człowiek honorowy i jałmużny nie przyjmie…”. Urzędnik rozpromienił się: „Oczywiście, że pomożemy! Niech tow. Przyboś przyjdzie do nas, napisze podanie…”.

Działacze PiS byli dyskretni – i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ci cholerni dziennikarze. Ciekawe, jak teraz zachowa się Jarosław Kaczyński. Prywatnie: nie chciałbym być na jego miejscu… Ludzie go wyśmieją, kontrole finansowe badające kasy partyjne wniosą o ukaranie, a sam prezes zapewne honorowo będzie chciał te pieniądze oddać. A jak Jarosław Kaczyński udowodni, że o tym wszystkim nie wiedział – i myślał, że książka świetnie się sprzedaje? Granica między działaniem dopuszczalnym i usprawiedliwionym a kantem jest bardzo cienka…

Niestety, w świecie polityki trzeba bardzo uważać. Bo konkurencja wszystko wyniucha. A ja będę musiał publicznie to potępić…

REKLAMA