Korwin Mikke: nauczcie się liczyć!

REKLAMA

Człowiek myślący tym różni się od zwierzęcia, że umie liczyć. Co prawda nawet głupie ptaki umieją „policzyć” do dwóch albo i trzech, psy nawet do pięciu, ale one nie umieją wykonywać na liczbach operacji typu dodawanie czy mnożenie.

Ludzie słyszą też – ze zgrozą – że w wielkich miastach współczynnik wykrywalności przestępstw wynosi 2 proc. Co oznacza, że tylko w co pięćdziesiątym przypadku udaje się złapać przestępcę…

REKLAMA

A oprócz tego ludzie wierzą, że politycy są prawie bezkarni. Że wykryć przestępstwa robione przez polityków jest bardzo trudno, bo rąsia rąsię myje itp.

Jeśli teraz te trzy zdania zebrać do kupy, liczbę aresztowanych i podejrzanych polityków pomnożyć przez CO NAJMNIEJ 50 – to wychodziłoby, że prawie każdy polityk jest zapewne w coś umoczony. Tylko wykrywalność słaba…

I będą Państwo mieli rację. Nie wszyscy, oczywiście – czasem się jakiś uczciwy przez pomyłkę i dla dekoracji przewinie. Ale regułą jest, że obecni politycy powinni w zasadzie nie wychodzić z kryminału.

Nie tylko u nas – w d***kracji jest to reguła. Już sto lat temu z hakiem śp. Samuel Langhorne Clemens (ps. Mark Twain) twierdził, że „w Ameryce nie ma środowiska rdzennie przestępczego; z wyjątkiem Kongresu”. A 50 lat temu znakomity angielski myśliciel, Cyryl N. Parkinson, pisał: „Gdyby księgowy dowolnej spółki tak prowadził jej rachunki, jak to czynią ministrowie finansów krajów d***kratycznych , to żaden z nich nie uniknąłby kryminału”. To drugie wcale nie jest żartem.

Czemu tak się dzieje? Z bardzo prostej przyczyny!

Już za tzw. komuny bezpieka doszła do wniosku, że jeśli nie wolno ludzi rozwalać ani wysyłać do łagrów, to jeden jest tylko sposób, by ludzie na stanowiskach słuchali władzy: brać na stanowiska wyłącznie kryminalistów. Jeśli na kogoś był hak, to go rekomendowano na dyrektora; jeśli był duży hak – to na ministra.

A jeśli ktoś niczego większego nie ukradł – to nie awansował – bo jaką gwarancję miała bezpieka, że się nie zbuntuje? Że nie zacznie nagle mówić prawdy?

Po roku 1989, kiedy możliwości zastraszania ludzi przez rozmaite UB, SB, UOP czy ABW znacznie zmalały, branie na stanowiska ludzi z plamami w życiorysie stało się jeszcze ważniejsze. No, a ponieważ WSI, ABW(1), ABW(2) i Agencja Wywiadu ze sobą się pokłóciły, to teraz wyciągają te haki. Na starej krakowskiej zasadzie dorożkarskiej: „Ty lejesz batem mojego pasażera – to ja twojego!”.

Ot, i cała prawda. I rozwiązanie leży nie w zmianie nazw partii, w których nadal są ci sami ludzie, nie w zmianie ludzi – lecz w zmianie ustroju.

Teraz zajmijmy się innym liczeniem. Pisałem niedawno, że poziom naszych prawników – sądząc po tym, co wyrabiali w Sejmie – jest dość niski. Gdzie podziali się ci przedwojenni prawnicy, mistrzowie słowa, mistrzowie logiki?

Liczymy: prawników w Polsce jest ze 300 000. Lekarzy ze 150 000 i tak dalej…

…a naszą inteligencję mordowali hitlerowcy, mordowali staliniści, ginęła w idiotycznych powstaniach, wyjeżdżała w panice po 1956 roku, po 1968 roku wyjechały resztki Żydów – niestety: nie politycy i urzędasy, lecz prawnicy, lekarze, przedsiębiorcy… I wreszcie po 1988 roku z Polski wyjechało paręset tysięcy ludzi – w połowie też dzieci ludzi inteligentnych (niekoniecznie po wyższych studiach – chodzi nie o ludzi „wykształconych”, lecz zdolnych – np. na wyjazd do USA decydują się ludzie średnio zdolniejsi niż ci, co pozostają).

Ktoś jeszcze, oczywiście, pozostał. Ale średnia spadła tragicznie. Proszę jednak nie sądzić, że można to nadrobić masowym posyłaniem ludzi na studia. Inteligencję i inne zdolności nabywa się genetycznie, a część zdolności nabywa się przez pierwsze lata w rodzinie. Szkoła i uczelnia mogą ten wynik poprawić lub pogorszyć o 10 proc., może o 15 proc… Jak ktoś jest matoł – to na to, by skończył studia, trzeba obniżyć poziom studiów.

Co właśnie zrobiono…

Stratę, jaką poniosło polskie społeczeństwo obywatelskie, nadrobić by można po czterech, pięciu pokoleniach, gdyby działała selekcja naturalna: tj. głupcy by umierali bezpotomnie, a mądrzy zarabiali tyle, by ich stać było i na siedmioro dzieci. Niestety, jest raczej odwrotnie, a ponadto kobiety „mądre” były uczone, że posiadanie dzieci to nieledwie hańba, a na pewno kłopot.

Więc proszę się nie dziwić. Proszę usiąść – i sobie policzyć.

Sapienti sat.

REKLAMA