Korwin-Mikke: O niemożliwości technokracji

REKLAMA

Tuż po I wojnie światowej śp. Tomasz Baťa wysłał – niezależnie od siebie – do Kamerunu dwóch handlowców, by ocenili, czy warto tam sprzedawać jego tenisówki. Otrzymał dwie depesze: „Sprawa beznadziejna. Tu nikt nie nosi butów”; „Wspaniały rynek. Tu nikt jeszcze nie ma butów”. A wniosek z tego taki, że z żadnej danej o teraźniejszości nic nie wynika o przyszłości. Trzeba do danych dołożyć jeszcze jakąś teorię rozwoju wydarzeń – najczęściej opartą o nos decydenta.

Piszę to, bo na ciekawym blogu p. Marka Mądrzaka rozgorzała dyskusja o „Uważam Rze” i II Rzeczypospolitej. Autor odniósł się krytycznie do recenzji p. Wojciecha Lady: „Teraz, po zmianie dopiero pokazał, co potrafi. Obecny numer »rzyga« jego mdłymi tekstami. Najmniej przekonanym polecam pseudorecenzję książkową, z niej cytat (str. 60): »Przedwojenna Polska była istnym inkubatorem dla wszelkiej maści przestępców, a im dalej w kryzys, tym ich liczba rosła na potęgę«. Autor tych słów pracował i pracuje w rzekomo prawicowym tygodniku opinii” (tutaj).

REKLAMA

Komentatorów trochę to zdziwiło – {SALMONIDAE}: „Czy pisanie o przestępczości w międzywojennej Polsce jest nie-prawicowe?…”. Ja piszę ostrzej: tak! Prawica musi zniszczyć mit II RP. II RP powstała jako państwo d***kratyczne, a więc od urodzenia lewicowe. Trochę się z tego zaczynała wygrzebywać – 5 maja upadł popierany przez PPS rząd śp. Aleksandra Skrzyńskiego (nota bene jakiś wikipedysta opisuje to w najlepszym komunistycznym stylu: „Rząd działał do 5 maja 1926 roku. Upadł w rezultacie wycofania się (20 kwietnia 1926) PPS z koalicji, nie mogącej się pogodzić z planem ratowania budżetu kosztem mas pracujących, przedstawionym przez Jerzego Zdziechowskiego”) i 10 maja powstał pierwszy centroprawicowy rząd śp. Wincentego Witosa ze śp. Jerzym Zdziechowskim (Związek Ludowo-Narodowy) jako ministrem skarbu. Już po czterech dniach Lewica zmontowała przygotowywany od dawna zamach i przywróciła socjalizm nied***kratycznie. Po roku śp. Józef Piłsudski zaczął (co było zresztą absolutnie typowe!) przerabiać socjalizm na faszyzm – ale choć hasłem sanacji było: „Bić k***y i złodziei”, przestępczość rosła, jak w każdym państwie socjalistycznym („faszyzm” to łagodna wersja socjalizmu).

P. Mądrzak precyzuje całkiem od rzeczy: „lewicowa (wręcz komunistyczna) jest pisanina, że Polska to inkubator przestępczości” – na co {SALMONIDAE} jeszcze dziwniej: „Powiedziałbym raczej, że idiotyczna, a nie lewicowa czy wręcz komunistyczna. Żaden kraj nie jest inkubatorem przestępczości. No, może poza takimi jak Somalia, ale czy Somalia jest jeszcze krajem?”. Otóż Somalia jest krajem – krajem, w którym kwitnie przestępczość. Jednak są w Somalii i bardzo pozytywne objawy braku państwa, więc można się zastanawiać, czy gra nie jest warta świeczki, i… kontynuować somalijski eksperyment. Tym bardziej że ta „przestępczość” to piractwo na wodach pozasomalijskich – podobno w samej Somalii przestępczość jest mniejsza niż w innych krajach Afryki.

Zostawmy jednak Somalię, o której mało wiemy – i wróćmy do naszych baranów. {SALMONIDAE} nie ma racji: każdy kraj socjalistyczny jest inkubatorem przestępczości, gdyż obrabowuje ludzi z pieniędzy, wrzuca je na jakiś „Fundusz Spożycia Zbiorowego” – i teraz już prawie każdy udaje ciężko chorego, by wyłudzić wyjazd do sanatorium; robi z siebie kalekę, by wyłudzić rentę; ukrywa dochody przed fiskusem… W krajach skandynawskich za kradzież ucinano ręce, więc w Skandynawii kradzieży jest mało (dzięki czemu kraje skandynawskie cieszą się wysoką – jak na kraje okupowane przez Czerwonych – stopą życiową), ale 90% potomków Wikingów dzielnie oszukuje na podatkach (dzięki czemu kraje skandynawskie cieszą się bardzo wysoką – jak na kraje okupowane przez Czerwonych – stopą życiowa…). Nie czytałem tekstu p. Lady, ale krytyka p. Mądrzaka jest nieuzasadniona – i to z wielu, jak wykazałem, powodów. Ale przejdźmy do statystyk.

{BIELSZYM} pisze: „Porównanie przestępczości w II i III RP (liczby pochodzą z przedwojennych roczników statystycznych i raportu MSWiA o stanie bezpieczeństwa w Polsce w 2010 roku) Prawda wyraża się w faktach i proporcjach. Oceńmy zatem na podstawie faktów opinię Wojciecha Lady z »Urze«, że przedwojenna Polska, z której wielu jest tak dumnych (w domyśle: niesłusznie), była jakoby »istnym inkubatorem przestępczości«. Jeśli by tak było, to liczba popełnianych wtedy przestępstw byłaby znacznie większa niż dzisiaj. Otóż w Polsce w latach 1934-1937 skazywano za rozmaite przestępstwa blisko 550 tys. osób rocznie, natomiast w roku 2010 skazano ich ok. 430 tys. Liczba skazywanych za przestępstwa popełniane w II RP była więc istotnie większa – nie na tyle jednak, by uzasadniać postawioną tezę. Co więcej, statystyki nie mówią wszystkiego. Przedwojennej Policji Państwowej obcy był nagminny dziś proceder zniechęcania pokrzywdzonych do składania zawiadomień o przestępstwach, co znakomicie poprawia statystyki zarówno wykrywalności, jak i przestępczości. Tego przed wojną nie było, policji zgłaszane były najdrobniejsze nawet sprawy i miały one ciąg dalszy. Mając na uwadze skalę wspomnianego procederu, z którym wielu z nas spotkało się osobiście, tezę autora zrewolucjonizowanego »Urze« należy uznać nie tylko za niesłuszną, ale wręcz za świadomie tendencyjną i kłamliwą”.

Otóż nie – z tych liczb nie wynika żadna Prawda. Przyjmijmy, że przestępstwa wykryte stanowią połowę (dokładność nieistotna) przestępstw. Jeśli w Rurytanii zmienił się rząd i „liczba przestępstw” wzrosła (wg danych oficjalnych) z 500 tys. do 700 tys., to może to oznaczać, że:
~ (A) liczba przestępstw w ogóle wzrosła z 1 mln do 2,1 mln, a ich wykrywalność spadła z 1/2 do 1/3;
~ (B) liczba przestępstw popełnionych spadła do 840 tys., a wykrywalność wzrosła z 1/2 do 5/7;
~ (C) zaczęto ścigać jako „przestępstwa” czyny dotąd niekaralne – np. palenie marihuany czy nazywanie Murzynów „Murzynami”…

…oraz dziesiątki innych zmian.

I na zakończenie: gdyby nawet z tych liczb wynikała jakaś Prawda, to i tak z tego nie wynika żadna ocena. Ogólna zasada brzmi: jeśli po lewej stronie wynikania nie ma żadnej oceny („dobre”, „złe”, „należy” itd.) – to nic takiego nie może pokazać się po stronie prawej. Z żadnego zdania o faktach nie wynika, że coś należy zrobić. Np. spadek śmiertelności niemowląt można oceniać pozytywnie (popularne) lub nawet bardzo negatywnie (niepopularne…) – jako zaśmiecanie przyszłych pokoleń letalnym materiałem genetycznym. Jeśli powiem: „Ten dom za chwilę wyleci w powietrze!”, to z tego nie wynika, że nie należy do niego wchodzić – bo może jestem akurat samobójcą i jest to dla mnie wspaniała okazja? Zawsze trzeba dodać: „Ten dom za chwilę wyleci w powietrze, więc jeśli nie chcesz zginąć…” – i dopiero teraz po prawej może pojawić się wniosek: „…to nie wchodź!”.

Niestety, na świecie pełno jest ludzi wierzących, że możliwa jest technokracja – czyli rządy ludzi z obiektywnych faktów wyciągających obiektywne wnioski, co należy robić. To jest niemożliwe – z powodów czysto logicznych, a nie dlatego, że taki technokrata „nie dysponowałby wszystkimi danymi”. Dzisiejsi technokraci sądzą, że mogą robić nam dobrze obiektywnie. Zaprzęgają do roboty komputery. I starają się zdobywać coraz więcej i więcej informacji. To jest droga donikąd. Ale to już inna sprawa.

(źródło zdjęcia: poisongage.deviantart.com)

REKLAMA