Lech Wałęsa wpada w panikę?

REKLAMA

Polska scena polityczna przede wszystkim spolaryzowana jest wokół podejścia do sprawy tzw. upadku komuny w Polsce, Okrągłego Stołu itd. Jeden obóz, nazwijmy go niebieskim, republikańskim, jest zdania, że Okrągły Stół to nic innego jak praktyczna realizacja tego, co lewicowa część opozycji uzgodniła uprzednio z komunistami podczas rozmów w Magdalence. A więc żaden tam upadek komunizmu lecz zdemokratyzowanie go, dopuszczenie do władzy opozycji przy zapewnieniu nietykalności dla komunistów, wstrzymywanie lustracji. W rzeczywistości władza w tej „wolnej” Polsce nadal należy do komunistów, ponieważ przejęli znakomitą większość pieniędzy obecną na rynku – w postaci firm, przedsiębiorstw, banków itd.

Drugi obóz, nazwijmy go czerwonym, to ci, dla których Okrągły Stół to drugi cud nad Wisłą, bezkrwawa rewolucja, ziszczenie chrześcijańskich ideałów – przebaczenia i pokojowej koegzystencji dawnych ofiar i katów.

REKLAMA

Tak się jakoś złożyło, że do „niebieskich” należy niemal bez wyjątku cała tzw. „pierwsza solidarność” – Anna Walentynowicz, Krzysztof Wyszkowski, państwo Gwiazdowie oraz działacze innych ugrupowań (Solidarność Walcząca, chociażby), dla których Solidarność Wałęsy to najzwyklejsza w świecie kolaboracja zaś Okrągły Stół i to, co Wałęsa robił w następnych latach – zdrada. Dodatkowo – „niebiescy” bez wyjątku są za lustracją, czego wśród „czerwonych” prawie nie uświadczymy (a nawet jeśli to obarczone wieloma „ale”).

Jedną z najważniejszych kwestii, wyjaśnienia których domagają się „niebiescy” to sprawa współpracy Lecha Wałęsy ze służbami bezpieczeństwa PRL. Nie będę w tej chwili skupiać się nad przedstawianiem dowód świadczących za tym, że Wałęsa był tajnym współpracownikiem, o tym innym razem. Polecam przeanalizowanie filmu Nocna Zmiana oraz zachowania Wałęsy tam zarejestrowanego.

Dla jednych Wałęsa jest bohaterem, dla innych – agentem Bolkiem, kłamcą i zdrajcą. Jednak najważniejsze wydaje się poznanie prawdy o agenturalnym epizodzie w życiu Wałęsy. Prace nad tym od pewnego czasu prowadzi pewien młody człowiek.

W IPN pracuje grupa młodych historyków, którzy już zdążyli solidnie zaleźć wielu za skórę. Historycy ci zajmują się ogólnie rzecz ujmując lustracją. Nie raz podnosił się wrzask, głównie ze strony Gazety Wyborczej (ale nie tylko), że gówniarzeria zabiera się za to, do czego nie ma żadnych praw, zwłaszcza moralnego, że „poluje się na czarownice”, że próbuje się niszczyć ludzi, obalać autorytety itd. itd.

Do tego grona historyków należy Sławomir Cenckiewicz. Mimo iż zdecydowanie należy do „niebieskich”, zdążył napsuć krwi prawicowcom polskim swoimi tekstami min. o narodowcach. I to właśnie Sławomir Cenckiewicz jest tym człowiekiem, który pracuje nad książką stanowiącą opracowanie znajdujących się w archiwach IPN dokumentów związanych z TW Bolkiem, którym ma być Lech Wałęsa właśnie.

W ostatnich dniach wydarzenia wokół tej sprawy przyspieszają. Rzeczpospolita publikuje tekst „Kto nie chce książki o Wałęsie?”, w którym pojawia się sugestia, iż Donald Tusk wysyłał swojego emisariusza by ten wywierał presję na prezesie IPN Januszu Kurtyce. IPN wkrótce opublikował dementi.

Wałęsa niemal od samego początku utrzymuje, że to wszystko nieprawda i że poda do sądu każdego, kto będzie mu agenturalność zarzucał. Niemal od samego początku, ponieważ we wspomnieniach kilku osób „pierwszej” Solidarności pojawiają się informacje, które mocno podważają wiarygodność słów Wałęsy.

Oczywiście jeżeli SB miała teczkę Wałęsy to zadbał on, by zniknęła. Na nieszczęście dla Wałęsy charakter pracy tajnych współpracowników sprawia, że ślady działalności każdego kapusia (zwłaszcza tych najcenniejszych) pozostają w wielu miejscach, w wielu innych teczkach. Żmudna analiza tych śladów zwykle pozwala wyciągnąć stuprocentowo pewne wnioski pomimo braku oryginalnej teczki.

I tu wracamy do Cenckiewicza i lustracji. Zachowanie Wałęsy w ciągu ostatnich miesięcy, jego flirt z przeciwnikami lustracji (Donaldem Tuskiem i postkomunistami) oraz brutalny sprzeciw wobec rządów Kaczyńskich (nieudolnych ale jednak zwolenników lustracji) powinno zastanawiać.

Ja nie mam wątpliwości – dla przeciwników Kaczyńskich jest to potwierdzenie słuszności poglądów, bo „nawet Wałęsa to widzi” zaś dla „niebieskich” – potwierdzenie tego, o czym próbują oni mówić od kilkudziesięciu lat – że Wałęsa był tajnym współpracownikiem. Przynajmniej przez pewien, krótki czas, być może naprawdę nieistotny – bo dotyczyć ma on pierwszej połowy lat 70-tych – ale być może trwało to dłużej. Ale nawet jeśli współpraca ta trwała krótko – to Wałęsa jest kłamcą. Co więcej – rzuca to światło na wiele jego ważnych decyzji – być może były skutkiem szantażu? To by bardzo wiele wyjaśniało. Być może rację mają „niebiescy” i Okrągły Stół to po prostu umowa między komunistami a, ogólnie rzez ujmując, Wałęsą?

Smaczku sprawie dodaje wczorajsza informacja o przeszczepie serca, jakiemu Wałęsa ma poddać się w Stanach Zjednoczonych. Czyżby choroba dyplomatyczna? Niewątpliwie lepiej być cieżko chorym za Wielką Wodą niż zdrowym tu, na miejscu, gdzie rozpęta się medialne piekiełko po opublikowaniu książki Cenckiewicza, czyż nie?

(źródło)

REKLAMA