O co chodzi w aferze hazardowej?

REKLAMA

Kluczem do wyjaśnienia tzw. afery hazardowej są akta operacyjne, których Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie chce ujawnić sejmowej komisji śledczej. Według informacji „Najwyższego CZASU!”, dowodzą one, że cała afera była wynikiem zakulisowych walk między ABW a Centralnym Biurem Antykorupcyjnym.

Biznesmeni Jan K. i Ryszard S., których rozmowy telefoniczne podsłuchiwało CBA, pracowali niejawnie dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – twierdzą w rozmowie z „NCz!” osoby związane z ABW i Agencją Wywiadu. Ponadto jeden z nich od końca lat 90. współpracował z polskim wywiadem. To w zupełnie nowym świetle stawiałoby całą „aferę hazardową” oraz okoliczności przecieku informacji o akcji CBA. To nie wszystko. Według naszych informacji, niejawnym współpracownikiem ABW była też jedna osoba z bliskiego otoczenia Zbigniewa Chlebowskiego. Osoba ta informowała ABW o kontaktach polityka z przedstawicielami branży hazardowej oraz o postępach prac nad ustawą hazardową. Oznacza to nie tylko, że czołowy polityk rządzącej partii był wbrew prawu inwigilowany przez służbę specjalną.

REKLAMA

Znaczy to również, że służba ta nie powiadomiła premiera o dziwnych związkach tego polityka z branżą hazardową. W normalnym kraju takie zaniechanie, gdyby wyszło na jaw, pociągnęłoby za sobą natychmiastowe dymisje osób za to odpowiedzialnych. W Polsce tak się nie stało i się nie stanie. Warto jednak zadać pytanie o przyczyny tego stanu rzeczy. Aby na nie odpowiedzieć, trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego branża hazardowa ma tak duże znaczenie dla tajnych służb.

Tajne gierki hazardowe

Kasyna, od kiedy istniały, zawsze były miejscem szczególnej aktywności operacyjnej służb. – W kasynach spotyka się śmietanka towarzyska biznesu, gangsterzy, dyplomaci, oficerowie wojska, policji i tajnych służb, a często również politycy centralni i samorządowi – wyjawia nasz informator ze służb. Jego zdaniem, jaskinie hazardu to dla agentów i ofi cerów pod przykryciem wymarzone miejsce do zdobywania informacji o środowiskach tych osób. To także idealne miejsce do pozyskiwania nowych źródeł informacji. – Wiadomo, w kasynach ludzie tracą majątki, nawiązują nowe znajomości towarzyskie, zastawiają swoje fortuny pod zastaw – tłumaczy nasz rozmówca. – Obserwując interesujące nas osoby, dowiadujemy się, w jakim towarzystwie się obracają, jaka jest ich sytuacja finansowa i jakie mają słabe strony.

Informator „NCz!” podaje konkretny przykład: jeśli służby dowiadują się, że interesująca je osoba przegrała w kasynie duże pieniądze, mogą ją wspomóc finansowo w zamian za współpracę i zdobywanie informacji. W kasynie można również zdobyć materiał obciążający daną osobę. Wystarczy nagrać ją w towarzystwie innego partnera i zaszantażować pokazaniem tego nagrania współmałżonkowi. Chcąc uniknąć przykrych konsekwencji, szantażowana osoba najczęściej zgadza się podjąć współpracę. Zainteresowanie służb kasynami jest tym bardziej uzasadnione, że są to miejsca dobrze penetrowane przez obce wywiady. – Kasyno to dobre miejsce dla szpiega, który pod pozorem gry może tam nawiązywać nowe kontakty i znajomości oraz typować potencjalne źródła informacji – mówi Henryk Bosak, były oficer wywiadu PRL, dziś autor wielu książek o tajnych służbach.

Również Jurij Fielsztinski w swojej książce „Wysadzić Rosję” (napisanej wspólnie z Aleksandrem Litwinienką) podaje przykład oficera wywiadu zagranicznego KGB, który w moskiewskim kasynie przegrał kilkadziesiąt tysięcy rubli, werbując przy okazji szwajcarskiego dyplomatę (sfilmowano go na nielegalnym hazardzie). – Oczywiście później kasyno zwróciło przegrane pieniądze – opowiadał rozmówca Fielsztinskiego. Mechanizm, o którym pisze Jurij Fielsztinski, funkcjonował też w PRL. Koncesję na otworzenie pierwszego w Polsce kasyna (mieściło się w centrum Warszawy) uzyskał Andrzej Kolikowski ps. Pershing – późniejszy założyciel mafii pruszkowskiej. W jego kasynie gośćmi byli dyplomaci, ważni urzędnicy, politycy, oficerowie specsłużb i szefowie szajek przestępczych (m.in. słynny „Barabasz” z Pruszkowa). A więc dla służb był to wymarzony rejon do aktywności. – Takie miejsca zawsze były wykorzystywane przez służby do tajnych operacji i pozyskiwania informatorów – mówi Henryk Piecuch, historyk i pisarz, autor ponad 20 książek o specsłużbach PRL.

Trzy komórki

Jak ustaliliśmy, branżą hazardową w Polsce zajmowały się aż trzy komórki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego: Departament Kontrwywiadu (identyfikował obcych agentów i neutralizował ich wpływy), nieformalny Departament Operacyjny i Departament Ochrony Interesów Ekonomicznych Państwa. Ten ostatni przede wszystkim ze względu na to, że kasyna dają doskonałą możliwość tzw. prania brudnych pieniędzy, czyli legalizowania pieniędzy pochodzących z przestępstw. – We wszystkich krajach, gdzie hazard jest pod kontrolą państwa, kasyna i salony gry są z zasady inwigilowane przez służby specjalne – mówi Roger Faligot, wieloletni pracownik francuskiego kontrwywiadu, autor kilkudziesięciu książek o tajnych służbach. – Często jest tak, że część pieniędzy zarobionych przez kasyna zasila fundusz operacyjny służb. W zamian do kasyn nie przychodzą kontrole skarbowe i podatkowe. Zdaniem Faligota, nie należy do rzadkości taki scenariusz, że kontrolę nad branżą sprawują oficerowie pod przykryciem lub osoby pracujące dla służb pod legendą biznesmenów. Ale często stosowany jest też inny mechanizm: otworzenie kasyna wymaga zdobycia licencji lub koncesji. A nieformalnym sposobem jej zdobycia jest właśnie praca dla służb lub niejawna współpraca z nimi. Jeśli współpraca ze służbami owocuje tym, że do kasyn nie przychodzą kontrole skarbowe, inspekcje pracy itp., mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego branża hazardowa tak doskonale rozwijała się w ostatnich latach i dlaczego jej właściciele szybko znaleźli się na listach najbogatszych Polaków. Tym bardziej że stało się to w kraju, gdzie najbogatsi biznesmeni niezwiązani ze służbami specjalnymi mogą skończyć tak jak swego czasu Roman Kluska.

Żyła złota dla polityków

Branża hazardowa to również żyła złota dla polityków. Wszystko z powodu obowiązkowych licencji na automaty do gry, np. na słynnych „jednorękich bandytów”. Licencja uzależniona była od widzimisię urzędników, a to stwarza zawsze pole do korupcji. O korupcji tej mówił w swoich zeznaniach Jarosław Sokołowski ps. Masa – świadek koronny w procesie gangu pruszkowskiego. „Masa” opowiadał, że za przedłużanie tych licencji pieniądze od gangsterów przyjmował SLDowski minister sprawiedliwości – Jerzy Jaskiernia. To samo powtórzył prokuratorom Krzysztof Mrozowicz ps. Bajbus, skruszony gangster, w procesie mafii mokotowskiej. Także „Bajbus” wymienił Jerzego Jaskiernię. Sam były minister, przesłuchiwany przez sejmową komisję śledczą, oczywiście wszystkiemu zaprzeczył. A prokuratorzy zajmujący się „Pruszkowem” i „Mokotowem” zlekceważyli ten wątek.

Zagrożony biznes

Przemysł hazardowy rozwijał się więc w najlepsze od początku lat 90. ku uciesze wszystkich zainteresowanych stron: hazardzistów (nie musieli wyjeżdżać do kasyn w Monte Carlo czy Las Vegas), szefów branży (weszli do grona najbogatszych Polaków) i tajnych służb. Wszystko dzięki niskim podatkom i małej aktywności biurokracji. I oto nagle w 2009 roku pojawił się pomysł, by dochody z hazardu opodatkować w imię socjalistycznej troski o obywatela. Takie rozwiązanie musiałoby doprowadzić do tego, że lwia część zysków branży hazardowej, zamiast do służb, polityków i współpracujących z nimi biznesmenów, trafiłaby do skarbu państwa. Nic więc dziwnego, że służby i biznesmeni podjęli grę obliczoną na storpedowanie projektów ustawy. O stawce tej gry świadczy fakt, że zaangażowano w nią członków urzędującego rządu, polityków z pierwszych stron gazet i urzędników resortu finansów.

Trudno sobie wyobrazić, że tak wielka gra mogłaby mieć miejsce bez przyzwolenia służby specjalnej czerpiącej korzyści z branży hazardowej. – Wiemy już, że w ABW są dokumenty pozwalające rzucić nowe światło na aferę hazardową – mówi Zbigniew Wassermann, były koordynator służb i członek sejmowej komisji śledczej. Jakie są to dokumenty? Tego nie wiadomo, gdyż ABW nie chce ich ujawnić. Sama ABW zapewnia oczywiście, że jest przeciwnie: – Agencja współpracuje z sejmową komisją śledczą i na jej żądanie udostępnia wszystkie materiały i informacje w przedmiotowej sprawie – mówi rzeczniczka ABW, ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska. Trudno więc się dziwić, że na trop sprawy szybko wpadło CBA, skonfliktowane z ABW. I trudno sobie wyobrazić, aby ABW pozwoliła CBA zniszczyć jej interes. Nie dziwi więc ani to, że nastąpił przeciek, ani to, że politycy i biznesmeni zostali ostrzeżeni przez CBA. Logika funkcjonowania służb nakazywała bowiem przeprowadzić takie działania, aby nie pozwolić na wprowadzenie nowych przepisów. I rzeczywiście, takie działania zostały przeprowadzone mimo starań CBA, któremu szyki pokrzyżował przeciek

Konsekwencją sprawy była też dymisja znienawidzonego przez ABW Mariusza Kamińskiego (pod kierownictwem jego następcy CBA przestało przeszkadzać ABW). Kombinacja operacyjna zrealizowana przez ABW przyniosła więc oczekiwane skutki.

Państwo w państwie

„Afera hazardowa” pokazuje tak naprawdę ostrą, brutalną rywalizację służb specjalnych i brak kontroli państwa nad nimi. Obawy budzi już sam fakt, że służby de facto uczestniczą w procesie legislacyjnym. Patologiczna jest również sytuacja, w której jedna ze służb próbuje doprowadzić do opodatkowania świetnie rozwijającego się sektora gospodarczego. Trudno również przejść do porządku dziennego nad faktem, że jedna ze służb wie o dziwnych związkach polityków z lobbystami i nie informuje o tym premiera. Cała ta sytuacja woła o natychmiastowe zmiany w tajnych służbach, gdyż zamiast dbać o bezpieczeństwo Polski, stały się one „państwem w państwie”, realizującym swoje brudne interesy.

REKLAMA