Oblicza Rosji: Człowiek z Marsa

REKLAMA

Podróżując na trasie Syberia-Polska i z powrotem, lubię przejeżdżać przez Baszkirię, bo po pierwsze – to już połowa drogi i dalej jest już z górki (choć w przypadku jazdy z zachodu wyłącznie metaforycznie, bo właśnie zaczyna się Ural), po drugie – zadbane i dostatnie wioski baszkirskie są balsamem estetycznym po widokach podupadłych, rozmamłanych osad w Czuwaszji lub innych częściach Rosji (wrażenie zbliżone zna każdy, kto zawadził kiedykolwiek o Opolszczyznę), po trzecie – mam nadzieję skosztować wreszcie prawdziwą gubadiję, legendarną potrawę Baszkirów, której mimo wielu rajdów z miejscowymi przyjaciółmi po lokalach Ufy nie udało mi się dotąd namierzyć.

Na poboczu szosy federalnej M 7, mniej więcej sto kilometrów za Ufą, patrząc ku Polsce, spostrzegłem postać, która machała ręką tak sugestywnie i zarazem rozpaczliwie, że auto zatrzymałem nieomal odruchowo. Była pieska pogoda, szykowała się grudniowa zamieć, równie nieprzyjemna w europejskim Baszkortostanie, jak i na azjatyckiej Syberii.
Autostopowicz wsiadł i trochę pożałowałem swojej uczynności, bo aromat, jaki momentalnie wypełnił wnętrze samochodu, francuskie perfumy przypominał jedynie tym, że miał jako bazę powszechnie znaną etylową pochodną węglowodorów. Ale Saławat okazał się podpity tylko w stopniu skłaniającym do rzeczowej konwersacji popartej najwyżej ożywioną motoryką górnych kończyn. Po krótkim wstępie przeszedł do tego, co leżało mu na wątrobie.

REKLAMA

– Mieszkam na wsi, samotnie, w bloku. Kiedyś nocował u mnie kolega z Wołgodońska, przyjechał w odwiedziny, a ja na drugi dzień miałem akurat sezonową pracę w stolarni i zostawiłem go samego w domu. Jak wróciłem, przesłuchiwała go milicja, menty (gliniarze) łaziły po całym mieszkaniu. Sprowadziła ich samozwańcza blokowa, która formalnie nic nie ma do mojego własnościowego pokoju z kuchnią, ale wykazała czujność, widząc obcego człowieka na schodach, kiedy Tola zszedł do kiosku po papierosy. Poleciała na posterunek, który znajduje się w odległości dwóch kilometrów, chociaż świetnie wiedziała, że jestem w warsztacie o trzy bloki dalej! Ty to rozumiesz? U nas naród jest taki, że nigdzie się przed nim nie schowasz. Komuniaki (rosyjska nazwa komuchów), co mieszkają w naszym domu, już mi spokoju nie dają, zaganiają do sprzątania. Mówię, że mogę dołożyć się na sprzątaczkę, a oni, że to nie to, że pieniądze to nie wszystko, chodzi o to, abym poczuł swoją więź z kolektywem. Niby tę więź poczuję, jak będę podmiatał to, co ich koty napaskudzą na klatce schodowej? Przecież w ten sposób można ich tylko znienawidzić; w Sowietach zmuszano różnymi sposobami ludzi, żeby się wzajemnie nienawidzili, i to utrzymywało ich w posłuszeństwie. Ja im odpowiadam, że jest rok 2005 i niech pomyślą, na jakim świecie żyją. Ale u nas prawie wszyscy tak myślą, jak oni, to pozostałość 70 lat tresury. Dopóki tacy ludzie nie wymrą, Rosja pozostanie państwem, w którym rządzi NKWD.

– Saławat to baszkirskie imię, jesteś Baszkirem?

– W każdym razie nim się czuję, wśród przodków miałem Baszkirów. Ale nie jestem muzułmaninem, bolszewicy odrywali ludzi z korzeniami od ich przeszłości i takich prawdziwie wierzących w Allaha czy chrześcijańskiego Boga wielu u nas nie znajdziesz. Chciałbym jednak, aby mieszkańcy Republiki Baszkiria mogli rządzić się według własnego uznania.
Według oficjalnej wersji rosyjskiej historii, Baszkiria dobrowolnie przyłączyła się do imperium carów w połowie XVI wieku – a później co pokolenie przez dwa stulecia na jej obszarze wybuchały powstania. W tym roku Górny Ałtaj celebrować będzie 250. rocznicę wejścia w skład Rosji, oczywiście jak najbardziej dobrowolnego. Fakt, że długo potem ałtajskich aborygenów traktowano jak podludzi (zachowały się raporty kozackich oficerów świadczące o tym, że bądź co bądź – obywateli imperium odstrzeliwano niby kaczki bez wyraźnych powodów), a Rosjanie do dziś żądają od Ałtajczyków wdzięczności za to, iż ich „ucywilizowali” – w niczym nie zakłóca dobrego samopoczucia Moskwy, która najwidoczniej w przygarnianiu do swego łona pośledniejszych nacji widzi historyczne posłannictwo najliczniejszego ze słowiańskich ludów. Gdyby historia potoczyła się inaczej i Polska pozostawała bez przerwy od początków XIX wieku prowincją rosyjską, zapewne też mówiono by o jej dobrowolnym wstąpieniu do braterskiej rodziny narodów zjednoczonych w znaku dwugłowego orła.

– A co robisz, z czego żyjesz?

– Co popadnie. Skończyłem w wojsku kurs spawalniczy, ale chwytam się każdej roboty, żeby zarobić na kawałek chleba. Dobrze, że rodziny nie ma na karku, nie wiem, jak sobie dałbym radę. Kim ja zresztą mogę być, prezesem Gazpromu, jeżeli…

(tu Saławat popisał się genealogią – rzecz rzadka w Rosji, gdzie o antenatach czasami lepiej nie pamiętać)

…mój praprapradziadek siedział jeszcze za cara, bo nie chciał bić się z Niemcami, prapradziadka rozstrzelali bolszewicy w latach 30., pradziadek zginął na wojnie, gdyż posłali go na pierwszą linię w karnej kompanii z jakąś zardzewiałą dubeltówką. Dziadka wsadzili do więzienia już za Chruszczowa, ponieważ próbował nie dopuścić do rozebrania wiejskiej cerkwi. Ojciec, który zbyt głośno zadawał niewłaściwe pytania, wylądował w psychuszce (szpitalu psychiatrycznym), bo to były czasy liberalnego Loni. Był nawet stosunkowo blisko, w Kazaniu, tam zbudowano takie wielkie więzienie dla wariatów.

Raz nawet pojechaliśmy do niego matką na widzenie.

– A ty siedziałeś?

Machnął tylko ręką, a gest ten znaczył wiele: i jakąś rezygnację, i poczucie wstydu wobec zasłużonych penitencjarnie antenatów, i „drobiazg, nie ma o czym mówić”, i wreszcie wyrażał ten rodzaj fatalizmu, który streszcza się w powiedzeniu: „co ma wisieć, nie utonie”.

– Mnie zamknęli tylko na 15 dni parę lat temu, za drobne chuligaństwo. Byłem raz na zebraniu w rejonie, doszedłem do głosu, więc sobie ulżyłem. Pytam, czemu trzymamy się tej Rosji jak rzep psiego ogona? Wiem, że pytanie głupie, ale to nie powód, aby go nie zadawać. To mi tłumaczą: jedynie silne państwo może obronić mniejsze narody w nim zrzeszone i zapewnić warunki dla godnego życia swoich obywateli. Na to ja pytam: „A jakich my tu w Baszkirii mamy wrogów, skoro Ruscy nas podbili ponad czterysta lat temu? Złotą Ordę, a może Zakon Teutoński? To Rosja narobiła sobie wrogów, nie my. A godne życie? O czym tu mowa? U nas, po wsiach? Przecież w telewizji pokazują godne życie – w Beverly Hills, na przykład”. O, widzisz? – zatoczył ramieniem półkole.

Widziałem. Po obu stronach drogi pracowicie kołysały się pompy wydobywające ropę naftową, bogactwo Baszkirii.

– Baszkortostan jest pod względem eksportu w pierwszej dziesiątce podmiotów Federacji Rosyjskiej, a mieszka tu tylko 4 miliony ludzi, ponad dwa razy mniej niż w Moskwie. Harujemy dla Rosji, pchamy wszystko do budżetu federalnego, a dostajemy stamtąd tylko ochłapy. Moglibyśmy żyć jak szejkowie. A ludzie, było ich na tym zebraniu ze sto, wyśmiali mnie tylko. Poszedłem potem do piwbaru (pubu), wypiłem z tego wszystkiego, pęcherz mnie uwierał, to poszedłem pod płot, bo tam nie było wychodka. I zaraz ment się przyplątał. No i za to wlepili mi 15 dni, władze rejonowe tak się na mnie odegrały. Teraz, jak jestem w rejonie, to mówią o mnie inopłanietaniec (kosmita), człowiek z Marsa – uśmiechnął się pod wąsem. – No to o tyle słuszne, że moja wioska tak się nazywa. Ale ona jest na Ziemi, a nie w kosmosie. Czasem tego żałuję. Choć, jak to było w starym dowcipie z czasów sowieckich? „Jest życie na Marsie? Też nie ma!”. Wierzę w to, bo w końcu Mars to Czerwona Gwiazda. Pan tu przystanie, dojeżdżamy. Ile się należy? Albo postawmy sprawę inaczej, ma pan może 20 rubli?

Dałem mu połtorażkę (plastikową butelkę o pojemności 1,5 l) barnaulskiego piwa. Rozpromienił się, pożegnał wylewnie i wysiadł z auta, po czym, uginając się jakby pod ogromnym ciężarem, który go przytłaczał, rozpoczął marsz w kierunku Marsa.

UWAGA! Masz problem z obsługą strony, e-wydania lub księgarni? Napisz do nas: [email protected]

W internetowej księgarnii pojawiły się nowe pozycje. Osoby mieszkające w Warszawie zamówienie mogą odebrać osobiście:

Dekadencja (Janusz Korwin-Mikke): Zmian kulturowych, które zachodza w Unii Europejskiej nie da sie ukryc. Nie da sie tez ukryc, ze zmiany te nie sa spontaniczne, a starannie planowane. Czy winic trzeba, tak jak JKM – dekadencje?

Kosciol a wolny rynek (Thomas Woods): Katolicka obrona wolnego rynku. Czy bieda jest blogoslawiona, a bogactwo przeklete? Ksiazka o tym, ze liberalizm, jak niewiele innych pradow umyslowych, jest bliski nauczaniu Chrystusa, ktory w swoich naukach uwalnial czlowieka z wiezow opresyjnej wladzy i zakazow odbierajacych mu godnosc i wolna wole…

Ekonomia Wolnego Rynku. Tom 1 i Tom 2 (Murray Rothbard): Wreszcie w Polsce! Pierwszy tom najwazniejszego dziela amerykanskiego profesora Murraya N. Rothbarda, najwybitniejszego ucznia samego Ludwiga von Misesa! Ksiazka lamie monopol przestarzalych, nieaktualnych i falszywych podreczników ekonomii obowiazujacych na polskich uczelniach.

________________________________________________________
zachęcam do odwiedzenia internetowej księgarni nczas.com

KSIĄŻKI JANUSZA KORWIN MIKKE W ATRAKCYJNYCH CENACH!

● tylko wyselekcjonowane pozycje książkowe najlepszych Autorów!
● stawiamy na jakość, nie na ilość!
● książki wysyłamy dwa razy dziennie (tylko priorytetem)
● już wkrótce nowe kanały płatności

________________________________________________________
zachęcamy do zamówienia e-prenumeraty Najwyższego Czasu!

● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com – KAŻDA wpłacona złotówka przekłada się na ilość tekstów na stronie
● 10 kolejnych numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)

Kliknij tutaj, aby zamówić e-prenumeratę

REKLAMA