Piński: Dlaczego Obama kłamał?

REKLAMA

„Przed jedną z podróży [na Zachód – Red.] bojownicy ruchu oporu przekazali mu [Janowi Karskiemu – Red.], że dochodzi do mordowania Żydów na masową skalę, przeszmuglowali go do warszawskiego getta i polskiego obozu śmierci” – stwierdził prezydent Barack Obama podczas ceremonii wręczania Medalu Wolności dla nieżyjącego Jana Karskiego, polskiego kuriera, który przekazał światu dowody na niemieckie zbrodnie popełniane na Żydach.

Tuż po słowach Obamy w Polsce wybuchł skandal. Biały Dom ograniczył się do krótkiego, nic nieznaczącego sprostowania. „To, co zostało wysłane, nie ma żadnego znaczenia. Wszyscy usłyszeli, co Barack Obama mówił, i amerykańskie media odnotowały już ten fakt” – komentował Mariusz Zawadzki, korespondent „Gazety Wyborczej” w USA.

REKLAMA

Pobożne życzenia

Większość komentarzy najważniejszych polityków po bezprecedensowym w polsko-amerykańskich stosunkach wydarzeniu ograniczała się do stwierdzenia, że doszło do przykrej pomyłki, przejęzyczenia. Jeszcze zanim Obama sprostował, otrzymał od rządzących Polską polityków rozgrzeszenie. Scenariusz pomyłki jest oczywiście łatwiejszy do zaakceptowania niż przyznanie, że szef największego na świecie mocarstwa, będącego podobno naszym głównym sojusznikiem, może pozwolić sobie na wrogą zagrywkę wobec Polski. 51-letni Obama jest absolwentem prawa na Harvardzie. Ludzie, którzy ukończyli prawo i jak Obama przez kilkanaście lat byli czynnymi prawnikami, jak mało kto zwracają uwagę na niuanse językowe. Stwierdzenie „polskie obozy śmierci” użyte zostało przez Obamę w przemówieniu honorującym Jana Karskiego, polskiego żołnierza, za to, że dostarczył dowody niemieckich zbrodni na Żydach aliantom. Na siedmiu stronach przemówienia ani razu (sic!) nie użyto słowa „Niemcy”. Nie padło ono również w sprostowaniu, w którym ograniczono się do zmiany określenia obozu z „polskiego” na „nazistowski”. Aby uspokoić wzburzoną polską opinię publiczną, Obama odpowiedział na list prezydenta Bronisława Komorowskiego. Przyznał w nim, że nie było żadnych polskich obozów śmierci, tylko nazistowskie. Jego list, tak jak podobne oświadczenia wysyłane przez Biały Dom, nie mają znaczenia. Obama pomówił Polskę i Polaków przed milionami widzów, czytelników i słuchaczy. Przeprasza zaś tylko w półprywatnych pismach do obrażonych, którym daje się szansę zachowania twarzy. Ubolewanie (nawet nie przeprosiny), które wydusił z siebie Biały Dom, będą znane tylko w Polsce. Przemówienie Obamy z „polskimi obozami koncentracyjnymi” będzie zaś szeroko kolportowane i cytowane.

Zaplanowana pomyłka?

Dodatkową przesłanką przemawiającą za tym, że amerykański prezydent celowo się pomylił, jest sprawa poprzedzająca przygotowanie i odbiór medalu. W imieniu Jana Karskiego miał go odebrać Lech Wałęsa. Na specjalne życzenie Białego Domu Wałęsę zastąpił były szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Adam Daniel Rotfeld. Formalnie miał być rewanż Białego Domu za to, że Wałęsa nie wziął udziału w spotkaniu z Obamą podczas jego wizyty w Polsce. Faktycznie chodziło o pomniejszenie rangi wydarzenia. Wałęsa na Zachodzie nie budzi takich kontrowersji jak w Polsce. Jest drugim – po Janie Pawle II – rozpoznawalnym na świecie Polakiem. Chociaż szczyt popularności ma za sobą, to odebranie przez niego medalu w imieniu Jana Karskiego nadałoby wydarzeniu zupełnie inną rangę. Na dodatek gdyby doszło do „pomyłki” Obamy, to komentowałby ją nie dyplomata Rotfeld, tylko słynący z niewyparzonego języka robotnik. Oburzenie polskich „elit” słowami Obamy i jednoczesne tłumaczenie go, że popełnił on „błąd językowy”, jest żałosne.

Prezydent najpotężniejszego kraju na świecie nie popełnia błędów językowych. On prowadzi świadomą politykę. Polonia w USA jest silna, ale jeszcze silniejsza jest mniejszość żydowska i potomkowie niemieckich emigrantów. Oba te środowiska są zainteresowane w oczernianiu Polaków. Środowiskom żydowskim zależy na tworzeniu w mediach wrażenia polskiej odpowiedzialności za Holokaust. Jest to część działań tzw. przedsiębiorstwa Holokaust. W chwili obecnej lobby żydowskie pracuje nad zmuszeniem Polski do wypłaty „odszkodowań” z tytułu dziedziczenia rasowego. Chodzi o to, że mienie obywateli RP pochodzenia żydowskiego, którzy nie zostawili spadkobierców, ma zostać przekazane ich żydowskim rodakom, a nie przejść na własność skarbu państwa. „Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie pozwolimy. Będą słyszeli o tym od nas tak długo, jak Polska będzie istnieć. Jeżeli Polska nie spełni roszczeń Żydów, będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym” – oświadczył w 1996 roku Israel Singer, lider Światowego Kongresu Żydów.

Mosad (wywiad zagraniczny państwa żydowskiego) prowadzi w Polsce bardzo aktywną politykę. M.in. to on tworzy i kolportuje tzw. przejawy polskiego antysemityzmu, gdy jest to potrzebne na arenie międzynarodowej. Znane mi są notatki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu wskazujące na organizowanie i finansowanie działań antysemickich w Polsce przez… Mosad. Chodzi nie tyle o wywołanie zamieszania w naszym kraju, co o przygotowanie materiałów, które będą mogli cytować zagraniczni dziennikarze.

Pierwsze skutki „pomyłki” Obamy można było zaobserwować prawie natychmiast po jego przemówieniu. Drugi co do wielkości dziennik hiszpański napisał o „polskich obozach śmierci”, które zwiedzają niemieccy piłkarze. Pomyłkę natychmiast sprostowano i przeproszono (co jest ewenementem), ale po raz kolejny szkody zostały wyrządzone.

Sukces niemieckiej propagandy

Termin „polskie obozy koncentracyjne” został wymyślony i był rozpowszechniany przez niemieckie służby specjalne – co ujawnił w zeszłym roku dr Leszek Pietrzak. Określenie to stworzył w 1956 roku Alfred Benzinger, były nazista, a zarazem szef tajnej zachodnioniemieckiej komórki kontrwywiadowczej „Agencja 114”. To niemiecki wywiad rozpoczął w mediach propagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terytorium Polski. „Odrobina fałszu w historii po latach może łatwo przyczynić się do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę” – przekonywał Benzinger. Rozpoczęta wówczas operacja zrzucania winy na Polaków odniosła sukces, o którym nie marzyli jej twórcy. Dość powiedzieć, że dziś największe niemieckie media regularnie posługują się tym terminem, z premedytacją fałszując historię. W Warszawie rusza właśnie proces, w którym Zbigniew Osewski, wnuk więźnia Stutthofu, pozwał wydawcę niemieckiego „Die Welt” – Axela Springera – za nazwanie obozu w Majdanku „byłym polskim obozem koncentracyjnym”.

Oficjalne reakcje polskich władz ograniczają się do wysyłania sprostowań i nacisków na nierzetelne media. Wobec skali problemu można porównać je do walki z komarami przy pomocy packi. Parę sztuk można zabić, ale problemu się nie rozwiąże.

Prawda ofiarą kampanii

To właśnie amerykański polityk Hiram Johnson jest autorem powiedzenia, że „pierwszą ofiarą wojny jest prawda”. To zasada odnosi się obecnie również do kampanii wyborczych. Amerykanie pochodzenia niemieckiego są największą grupą etniczną w USA. Według spisu powszechnego z 2000 roku, 43 mln ludzi w Stanach to potomkowie osadników z różnych części Niemiec. A w grę wchodzą nie tylko bezpośrednio uzyskane głosy, ale także wsparcie finansowe. Dlatego decyzja Obamy w roku wyborczym nie powinna dziwić. Warto zwrócić uwagę, że tuż po „błędzie” Obamy urzędnicy Białego Domu mówili, że oczywiście doszło do pomyłki, bo obozy śmierci organizowali w Polsce naziści. Świadomość istnienia żelaznej zasady „poprawności politycznej” pokazuje fakt konsekwentnego pomijania Niemców przy wyliczaniu zbrodni na Żydach. Naziści i hitlerowcy to plemiona, które nie miały narodowości. Urzędnicy Białego Domu dobrze wiedzą, że nie wolno używać słowa „Niemcy”. Przy Polakach nie mają tych obiekcji.

To nie pierwsza „niezręczność” administracji Baracka Obamy. 17 września 2009 roku prezydent ogłosił plan rezygnacji z budowy „tarczy antyrakietowej” w Polsce. Decyzja, z której ucieszyli się Rosjanie, zapewne przypadkiem zbiegła się z 60. rocznicą agresji sowieckiej na Polskę. Wówczas Biały Dom nawet nie czuł się zobligowany wyrazić ubolewanie. Zachowanie amerykańskiego prezydenta, który w najlepszym wypadku jest nieukiem, a co bardziej prawdopodobne, instrumentalnie podchodzi do relacji z Polską, nie bojąc się narazić ich na szwank z powodu doraźnych interesów wyborczych, powinno zadziałać trzeźwiąco na polskich polityków.

Inny punkt widzenia:

Korwin-Mikke: Polskie obozy śmierci? Żydowskie obozy zagłady!
Wielomski: “Polskie obozy śmierci”. Gorzka prawda o stosunkach Polska – USA

REKLAMA