Piński: Historia afer taśmowych. Jakie nagrania krążą po Warszawie?

REKLAMA

13 lipca „Puls Biznesu” ujawnił powstałe na początku br. nagranie rozmowy między działaczami PSL: byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem i szefem kółek rolniczych Władysławem Serafinem. Nie ulega wątpliwości, że nagrania dokonał Serafi n, chcąc do sobie znanych celów wykorzystać żal Łukasika, który niedawno stracił stanowisko. W rozmowie z Serafi nem sugerował on nepotyzm i nadużycia, jakich mieli dopuszczać się politycy PSL związani z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim. Jemu samemu zarzucał zaś nieprawdziwe zeznania w prokuraturze. Nie wiadomo, co chciał osiągnąć Serafi n. O taśmie z nagraniem rozmowy ważnych polityków PSL Sejm huczał już od kilku miesięcy. Wydaje się, że w którymś momencie „wypuścił” z rąk nagranie, które zaczęło krążyć.

Dziś wśród polskich polityków i dziennikarzy ukryte nagrywanie rozmówców jest powszechne. Dał temu początek równo 10 lat temu Adam Michnik, nagrywając Lwa Rywina, który przeszedł do niego z korupcyjną propozycją. Większość taśm nie jest jednak tworzona z myślą o publikacji, lecz po to, aby mieć „polisę ubezpieczeniową”. Sejm już huczy o kilku kolejnych nagraniach, które mogą ujrzeć światło dzienne. Tym razem ma chodzić o czołowych polityków Platformy Obywatelskiej.

REKLAMA

Kto dyktafonem wojuje…

Michnik z opublikowaniem rozmowy z Rywinem zwlekał pół roku (nagrania dokonano 15 lipca, a rozmowę ujawniono 27 grudnia 2002 r.). Co ciekawe, jak się okazało kilka miesięcy później, „GW” nie opublikowała fragmentów rozmowy, które stawiały Michnika w niekorzystnym świetle. „Taśma Michnika” przyczyniła się do trwającego trzy lata oczyszczania się władzy. W tym czasie powstały aż trzy komisje śledcze badające afery: Rywina, paliwową i związaną z prywatyzacją PZU. Prace każdej z tych komisji były transmitowane przez telewizję i walnie przyczyniły się do tego, że wybory w 2005 roku wygrały partie zgodnie deklarujące zerwanie z III RP i budowę nowego państwa – PiS i Platforma Obywatelska.

Kolejne taśmy w polskiej polityce pokazały się w 2006 roku. Okazało się, że Adam Michnik został nagrany przez ochronę Aleksandra Gudzowatego podczas swoich rozmów z biznesmenem. Gudzowaty chciał koniecznie dowiedzieć się od Michnika, kto stał za atakami „Gazety Wyborczej” na niego. Rozmowa odsłaniała kulisy funkcjonowania mediów i biznesu. Otóż Michnik tłumaczył się przed Gudzowatym z krytycznych publikacji, pozwalając jednocześnie łajać swoich dziennikarzy (przepraszał za to później). Co ciekawe, gdy dotarłem do taśm, przez wiele tygodni nie można było znaleźć miejsca do ich publikacji, bo nikt nie chciał narażać się Michnikowi. W końcu decyzję o publikacji podjął ówczesny prezes TVP Bronisław Wildstein.

Prawdziwym „hitem” polskiej polityki okazało się jednak nagranie z rozmowy Józefa Oleksego z Aleksandrem Gudzowatym z września 2006 roku, ujawnione na łamach „Wprost” w marcu następnego roku. Otóż były premier, były marszałek Sejmu, wpływowy lewicowy polityk otwarcie mówił w nim o „kosmopolitycznych gangach”, które rozkradły Polskę. Sugerował, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski nie może wyliczyć się z posiadanych pieniędzy, a także opisywał przypadki przedsiębiorców przynoszących setki tysięcy złotych w walizkach politykom. Nagranie wywołało ogromną aferę, która jednak szybko przyschła.

Pięć lat po publikacji rozmowy z Gudzowatym Oleksy znów jest w SLD – i to wiceszefem partii. Za rządów PiS miało miejsce jeszcze jedno głośne nagranie. O to kilka miesięcy po rozmowie i wybuchu tzw. afery gruntowej Zbigniew Ziobro przedstawił nagranie swojej rozmowy z Andrzejem Lepperem. Miał to być „gwóźdź do politycznej trumny” Leppera, dowodzący, że kłamał, mówiąc iż o operacji CBA w ministerstwie rolnictwa dowiedział się od Ziobry. Okazało się, że przekazane nagranie jest kopią, a oryginalnego nośnika nie ma. Komentatorzy złośliwie zauważyli, że przez kilka miesięcy Ziobro musiał na czymś nagrywać, więc nie mógł trzymać oryginalnego nagrania.

Taśmy Platformy

Jesienią 2009 roku, tuż po aferze hazardowej, wybuchła afera „taśmowa” wśród działaczy Platformy. Związany z tą partią biznesmen Sławomir Julke nagrał prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Podczas rozmowy Karnowski miał domagać się od Julkego łapówki w postaci dwóch mieszkań. Julke nagrał nie tylko Karnowskiego, ale również Donalda Tuska. Premiera miał informować, że będzie składał doniesienie przeciwko Karnowskiemu. Tego nagrania nie przekazał jednak prokuraturze, a sam dyktafon zniszczył kombinerkami. Ponad trzy lata po wybuchu afery, która skutkowała usunięciem Karnowskiego z Platformy (co nie przeszkodziło mu wygrać kolejnych wyborów na prezydenta Sopotu), nie wiele więcej wiadomo. W sprawie Julke-Karnowski sąd zwrócił sprawę prokuraturze, domagając dokładniejszego zbadania nagrań i motywów działania Julkego.

Taśmy smoleńskie

Kolejnym, który postanowił walczyć w polityce przy pomocy dyktafonu, był płk Edmund Klich – były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Po katastrofie smoleńskiej Klich został przedstawicielem Polski przy rosyjskiej komisji prowadzącej śledztwo. Klich nagrywał m.in. narady z ówczesnym ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem i szefem sztabu generalnego gen. Mieczysławem Cieniuchem. Były również inne nagrania, których część cytował „Newsweek”, jednak nie wiadomo, z kim je płk Klich prowadził. Prokuratura bowiem nie podjęła śledztwa po przekazaniu nagrań. Nagrania pokazały jednak, że ówczesny minister obrony Bogdan Klich naciskał na płk. Klicha, aby nie formułował pod adresem Rosjan zarzutów przyczynienia się do katastrofy. Płk Klich musiał tłumaczyć się z tego, że taka opinia znalazła się w jego meldunkach. Płk Klich na swoich taśmach nie wypada bynajmniej jako „ostatni sprawiedliwy”. Jest to jednak ważna dokumentacja dla przebiegu i oceny śledztwa smoleńskiego. Niesprawdzenie, kogo i co nagrał płk Klich, pokazuje, że prokuratura nie jest zainteresowana zdobyciem dodatkowego materiału w sprawie śledztwa smoleńskiego.

Taśmy krążą po Warszawie

Kilka miesięcy temu ujawniliśmy na łamach „Najwyższego CZASU!”, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego szuka taśmy z rozmowy, która może kompromitować prezydenta Bronisława Komorowskiego. Przypomnijmy. Nagrania Komorowskiego w czasach, gdy był on jeszcze marszałkiem Sejmu, miał dokonać Krzysztof W., współpracownik polskich tajnych służb. 28 czerwca 2011 roku W. został zatrzymany za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i próbę wprowadzenia do obrotu papierosów bez cła. Dzień później dokonano przeszukania domu, w którym mieszkał W. Zrywano podłogi, rozpruwano meble, sprawdzano ściany. Zaskakującym znaleziskiem były dziesiątki zapisków, dokumenty i nagrania, które kompromitują wpływowych polityków zarówno koalicji rządzącej, jak i opozycji. Prowadząca sprawę krakowska prokuratura przekazała sprawę do prokuratury lubelskiej, ponieważ współpracowała z Krzysztofem W. i bała się zarzutów o brak obiektywizmu. W sprawie Krzysztofa W. składał interpelację w listopadzie 2011 roku poseł PiS Marek Opioła, ale nadzorujący służby specjalne szef MSWiA Jacek Cichocki odmówił odpowiedzi zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Jak ustalił „Najwyższy CZAS!”, Krzysztof W. wysłał z więzienia list do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, w którym domaga się zbadania jego sprawy i pomocy w uchyleniu mu aresztu. W liście tym przypomina o ich spotkaniu na dworcu w Krakowie i sugeruje, że rozmowa została nagrana.

W Polsce dziś nagrywają się już wszyscy. Dziennikarz polityków i służby, służby dziennikarzy i polityków, a politycy służby i dziennikarzy. Zabawny przypadek miał miejsce kilka miesięcy temu, gdy jeden z wysokich rangą oficerów ABW musiał tłumaczyć się przed szefem agencji z tego, co może być w nagraniu jego rozmowy z dziennikarzem. ABW pozyskała bowiem informację, że rozmowa była rejestrowana. Dlatego rozmowy o prawdziwych interesach prowadzi się w saunach i basenach.

REKLAMA