Symetria wobec Putina

REKLAMA

Dopóki w sprawie postępowania zimnego rosyjskiego czekisty Putina nie zabrał głosu pan redaktor Adam Michnik, zdania na ten temat mogły jeszcze być podzielone. Kiedy jednak pan redaktor przemówił – o żadnym podziale zdań nie może być już mowy. Wiadomo, Czyje dieło prawoje, to znaczy – kto praw, a kto nie praw, więc kto nie praw, ten zostanie potępiony, jako ruski agent z krwią ofiar Majdanu na rękach. Wprawdzie można się jeszcze za niego modlić, ale czy taka modlitwa zostanie wysłuchana? Jasne, że nie, jeszcze by tego brakowało! W tej sytuacji wszyscy, jeden przez drugiego, składają deklaracje lojalności, żeby nie padło na nich jakieś podejrzenie.

W ten oto sposób, przynajmniej w pewnym zakresie, nasz nieszczęśliwy kraj zachowuje symetrię wobec Rosji. Tamtejsi artyści poparli Putina? No to natychmiast nasi artyści go potępili. Na tym właśnie polega sławna niezależność – żeby mianowicie zawsze ustawiać się po właściwej stronie. A która strona jest właściwa? Jeśli nie jesteśmy tego pewni, to właśnie od tego mamy autorytety moralne, żeby nieubłaganym palcem nam to wskazywały. Oczywiście i wśród autorytetów moralnych jest hierarchia. Taki na przykład Władysław Bartoszewski chwali zimnego rosyjskiego czekistę Putina za „przewidywalność”, podczas gdy pan red. Michnik nie znajduje dlań dostatecznych słów potępienia.

REKLAMA

Ale bo też Władysław Bartoszewski próbuje jakoś dostroić się do niemieckich gazet, które o zimnym czekiście piszą rozmaicie, podczas gdy pan red. Michnik takich rozterek nie ma, odkąd Ogólnoukraiński Kongres Żydowski zauważył, że na Ukrainie „nie ma antysemityzmu”. Taką spostrzegawczość Kongresu Żydowskiego na Ukrainie lepiej rozumiemy po obejrzeniu nagrań perswazji, jakie działacze partii Swoboda stosowali najpierw wobec jakiegoś prokuratora, a ostatnio – wobec szefa ukraińskiej telewizji. I w jednym i w drugim przypadku najpierw chwytali rozmówcę za krawat, a potem było już coraz gorzej. Najwyraźniej chwyt za krawat musiał być ćwiczony na jakichści szkoleniach poprzedzających wybuch demokratycznej rewolucji, bo w przeciwnym razie jak wytłumaczyć stosowanie identycznych środków perswazyjnych? Ciekawe, czy to wynalazek CIA, Mosadu, czy może naszej, tubylczej razwiedki, której wprawdzie „nie ma”, ale której – jak wynika z dziennikarskiego śledztwa – nieobecność ta nie przeszkodziła w przeprowadzeniu szybkiej prywatyzacji 15 milionów dolarów, jakie CIA przekazała za stanie na świecy i usługi kuplerskie w Kiejkutach Starych. Skoro tedy Swoboda rozpoczyna polityczne rozmowy od chwytu za krawat, to nic dziwnego, że Ogólnoukraiński Kongres Żydowski w podskokach potwierdził nieobecność antysemityzmu na Ukrainie.

Ale o to mniejsza, bo ważniejsze jest oczywiście co innego. Oto amerykański minister obrony Chuck Hagel oświadczył, że od rosyjskiego ministra obrony Sergiusza Szojgu otrzymał zapewnienie, iż rosyjskie wojsko nie wejdzie na wschodnią Ukrainę. Okazuje się, że wbrew pozorom samowolki, wszystkie posunięcia dokonują się pod kontrolą, żeby nie powiedzieć, że za wiedzą i zgodą. To powinno trochę zreflektować nadgorliwych partyzantów Stronnictwa Amerykańskiego, co to stręczą utworzenie „rządu obrony narodowej” z prezesem Kaczyńskim na czele. Jak padnie taki rozkaz, to prezes Kaczyński na czele rządu obrony narodowej stanie, a jak nie padnie – to nie, czemu za każdym razem będą towarzyszyły odpowiednie procedury demokratyczne.

Wracając zaś do deklaracji Sergiusza Szojgu, to wprawdzie książę Gorczakow nie wierzył nie zdementowanym informacjom, ale nie ma reguły bez wyjątku, toteż wiadomość ta może być prawdziwa. Rzecz w tym, iż Rosja nie ma żadnego interesu w marszu na Donieck, czy Kijów. Wystarczy, że ustanowi wzdłuż granicy szczelny, chociaż oczywiście w jedną stronę przepuszczalny kordon i wykorzystując posiadane jeszcze z czasów sowieckich możliwości, będzie destabilizować Ukrainę, aż do pogrążenia jej w ogniu wojny domowej włącznie.

Jest to prawdopodobne tym bardziej, że jedną z pierwszych decyzji nowych ukraińskich władz, których samodzielność nie jest do końca jasna, jest decyzja o utworzeniu 60-tysięcznej Gwardii Narodowej, której trzon stanowiliby – i jak słychać – już stanowią „aktywiści” Majdanu. Nie trzeba specjalnej przenikliwości, by się domyślić, że w ten oto sposób banderowcy ze Swobody i Prawego Sektora realizują program utworzenia własnych oddziałów zbrojnych, które wprawdzie nie będą w stanie stawić czoła rosyjskiemu Specnazowi, ale przy pomocy „twórczej przemocy” znakomicie zdyscyplinują tak zwaną „czerń” – jak nazywał zwykłych Ukraińców główny ideolog tamtejszego nacjonalizmu Dymitr Doncow. Zresztą – nie tylko „czerń”, bo jeśli taki, dajmy na to, Witalij Kliczko zostanie schwytany za krawat, to już po kilku minutach też będzie śpiewał z właściwego klucza.

Dlatego w czynie społecznym radzę panu ministrowi Sikorskiemu, by w swoich podróżach na Ukrainę raczej unikał krawata, który w dodatku ma zwyczaj wiązać bardzo ciasno. Widać tedy wyraźnie, że ukraińska rewolucja najwyraźniej została przez banderowców zaprojektowana w dwóch etapach. Etap pierwszy – wykorzystać fundusze i wsparcie amerykańskiej razwiedki oraz rozmaitych pożytecznych idiotów w rodzaju naszego pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza do obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania marionetkowego rządu, który wykona wszystkie ich polecenia, ze stworzeniem i uzbrojeniem partyjnego wojska włącznie, by następnie przejść do etapu drugiego, to znaczy – do usunięcia i rozpędzenia tych wszystkich politycznych celebrytów w rodzaju Jaceniuka czy Kliczki i przejęcia całej władzy.

Ciekawe w jakim stopniu nacjonalistyczne partie ukraińskie są penetrowane przez rosyjską agenturę, ale byłoby dziwne, gdyby tak nie było. A skoro tak, to nie jest wykluczone, że w miarę destabilizowania przez Rosję wschodniej Ukrainy, agentura ta popchnie Gwardię Narodową do przeprowadzenia tam jakiejś brutalnej akcji pacyfikacyjnej, która z kolei, z pomocą Rosji, może doprowadzić do wybuchu wojny domowej na Ukrainie. Nietrudno się domyślić, że obfitowałaby ona w okrucieństwa jeszcze większe niż w Jugosławii – a w tej sytuacji początkowa, zresztą w znacznym stopniu udawana, sympatia Zachodu do Ukrainy, szybko by wyparowała, ustępując miejsca przekonaniu, że z dwojga złego, lepiej niech już Rosja trzyma swoją część Europy w ryzach, a Niemcy – swoją. To byłby etap trzeci – dla Polski najbardziej niebezpieczny, bo jeśli już w Środkowej Europie charty poszłyby w las, to czyż nie byłaby to okazja do załatwienia za jednym zamachem wszystkich powojennych remanentów? Ale o tym trzeba było myśleć wcześniej, przed wycieczkami na Majdan, który zarówno Rosja, jak i banderowcy na razie rozgrywają sprawnie.

REKLAMA