Szymowski: Opieka społeczna czyli tresowanie rodziny

REKLAMA

Epatowanie społeczeństwa sprawą śmierci małej Madzi z Sosnowca jest elementem kampanii, która ma uzasadnić rygorystyczną ingerencję opieki społecznej w życie polskich rodzin. Chodzi o rozbijanie tradycyjnej rodziny.

22-letnia Katarzyna Waśniewska co najmniej raz w miesiącu staje się główną bohaterką skandalu. Gdy 2 sierpnia katowicki sąd zdecydował się uwzględnić zażalenie jej pełnomocnika na opuszczenie aresztu, przez Polskę przetoczyła się fala oburzenia. Media pokazywały ekspertów (w tym byłego ministra sprawiedliwości), którzy prześcigali się w negatywnych komentarzach na temat kobiety i całego wymiaru sprawiedliwości, który pozwolił jej wyjść na wolność. Dwa wiodące na polskim rynku tabloidy zaczęły ścigać się w ujawnianiu negatywnych szczegółów z życia matki małej Madzi, informując m.in. o tym, że młoda kobieta zarabiała na życie, tańcząc na rurze w klubie nocnym na Śląsku.

REKLAMA

Nowe przepisy

O Katarzynie Waśniewskiej zrobiło się głośno, gdy w lutym tego roku zgłosiła uprowadzenie swojej sześciomiesięcznej córeczki. W efekcie, do działań ruszyła policja i prokuratura, a na miejscu pojawił się też kontrowersyjny detektyw Krzysztof Rutkowski. Poszukiwania trwały wiele dni i skończyły się dopiero wtedy, gdy młoda Matka przyznała się, że jej córeczka nie żyje, a całe porwanie to fikcja stworzona w celu zatarcia śladów. Było to w krótki czas po wejściu w życie nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Jej nowy przepis (art. 12a ustępy 1-2 oraz 4-5) obowiązujący od 1 stycznia 2012 pozwala pracownikowi socjalnemu odebrać dziecko rodzicom i umieścić je w placówce opiekuńczo – wychowawczej „w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie”, przy czym nie jest zdefiniowane pojęcie „zagrożenia życia lub zdrowia”, pozostawione do interpretacji urzędnika. Projekt ustawy wywołał szerokie kontrowersje już w 2011 roku, kiedy był tworzony przez Sejm i później, kiedy podpisywał go prezydent Bronisław Komorowski. Obrońcy wartości rodzinnych podkreślali, że nowy zapis daje prawo urzędnikowi do odebrania komuś dziecka na podstawie własnego widzimisię (tak się też dzieje). Zwolennicy nowej ustawy podawali jako dowody jej słuszności przypadki znęcania się nad dziećmi. I oto w takiej sytuacji doszło do śmierci małej Madzi z Sosnowca. Śmierci, w której – jak można sądzić z przekazów medialnych – ważną rolę odegrała jej matka. Katarzyna Waśniewska stała się więc uosobieniem złego rodzica.

Jeszcze nie minęły echa całej sprawy, gdy media podały drugą szokującą informację. Po dwóch latach śledztwa, policjanci odnaleźli rodziców 2-letniego chłopca, którego zwłoki znaleziono w 2010 roku w zalewie koło Cieszyna. Okazał się nim Szymonek z Będzina – najprawdopodobniej zakatowany na śmierć przez konkubenta matki. Patologicznych rodziców wyprowadzono z mieszkania skutych kajdankami, w obecności kamer telewizyjnych. Nie przebiła się natomiast informacja, iż współwinnymi całej sprawy byli pracownicy będzińskiej opieki społecznej, którzy „nie zauważyli” zniknięcia małego Szymonka i nawet po jego śmierci płacili zasiłek jego rodzicom.

Na trzy etapy

Powtarzanie aż do znudzenia wiadomości na temat obu dzieciobójstw było trzecim etapem zwalczania tradycyjnej rodziny. Wstępem do tego było uchwalenie w lipcu 2005 roku ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która zakazywała stosowania kar cielesnych, w tym klapsów. Po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego (wszedł w życie 1 grudnia 2009) w Brukseli wyasygnowano nowe środki na walkę z przemocą w rodzinach. W efekcie, do ośrodków pomocy społecznej trafiły nowe pieniądze, które wydano na zatrudnienie „pracowników społecznych” zwanych inaczej „asystentami rodzinnymi”. Sprawdziła się zasada, że urzędnicy tworzą problemy, aby je rozwiązywać i w ten sposób pokazać, że są do czegoś potrzebni. W 2010 roku media zaczęły informować o brutalnych przypadkach odbierania rodzicom dzieci na mocy wyroków sądowych. Działania te wywołały łatwe do przewidzenia reakcje społeczeństwa. W obronie małej Róży z Szamotuł stanęli mieszkańcy miasta i lokalny proboszcz. Odebranie matce małego chłopca z Pomorza odbyło się przy obecności kamer i dziennikarzy. Wszystko to wywołało społeczny sprzeciw. Dało to jednak władzy możliwość zorientowania się jaka będzie reakcja społeczeństwa. Reakcja była negatywna, a zbliżały się wybory, więc rząd PO odwrócił uwagę od problemu podczas kampanii wyborczej.

W 2011 roku zaczął się drugi etap walki z rodziną przy pomocy opieki społecznej. Znowelizowano ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, dodając do niej cytowany wyżej zapis. Uzależnił on decyzję o odebraniu dziecka konkretnej rodzinie od widzimisię urzędnika MOPS-u. I po wyborach najzwyczajniej w świecie zapis ten wprowadzono w życie. Trzeci etap zaczął się w 2012 roku – zaraz po tym, jak ta prawna aberracja zaczęła obowiązywać. Do ataku przeciwko polskim rodzinom ruszyły setki asystentów zatrudnionych w ośrodkach pomocy społecznej. Potrzebują oni jednak argumentów psychologicznych uzasadniających ich działanie. I właśnie argument taki dostają od sześciu miesięcy w osobie matki małej Madzi. Waśniewska jest idealną osobą, której przykładem można udowodnić, że rodzice nie radzą sobie z wychowaniem dzieci i potrzebna jest tutaj ingerencja państwa. Jeden skrajnie patologiczny przypadek służy za uzasadnienie aberracji, jaką jest odbieranie dzieci normalnym rodzicom.

Najpierw geje, teraz asystenci

Z asystentami rodzinnymi stosowana jest taka sama kampania propagandowa jak od początku lat 90. w sprawie gejów i lesbijek. Po transformacji ustrojowej w „zacofanej” i katolickiej Polsce ujawniać zaczęli się „kochający inaczej”, dla których media głównego nurtu (w tym publiczna telewizja) otwierały swoje kanały przekazu i to te najbardziej eksponowane. To wówczas pojawiły się pierwsze organizacje homoseksualne i pierwsze postulaty zalegalizowania ich „związków” na prawach równym małżeństwom. Wywołało to falę społecznego oburzenia, którą media – sterroryzowane polityczną poprawnością – przedstawiały jako walkę „ciemnogrodu” z siłami „postępu.” Pod koniec lat 90. rozpoczęły się dodatkowo transmisje z „Parad równości” w obcych krajach (głównie w Niemczech), a potem tożsame „parady” w Polsce. Przez te lata lobby homoseksualne wzmocniło się na tyle, że przeforsowało przepisy antydyskryminacyjne, których kwintesencją ma być zezwolenie na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Jak zauważył szczerze Robert Biedroń w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „Wprost”, w świetle obowiązującego dziś prawa sąd decydujący o adopcji dzieci nie może dyskryminować pary „gejów” ze względu na ich orientację seksualną. Tym samym więc nie może oddać dziecka pod opiekę dwóch tatusiów tylko dlatego, że „kochają inaczej”. Jak więc widać na początku lat 90. organizacje gejowskie, które „wyszły z ukrycia” swoim zachowaniem zaczęły testować społeczeństwo. Reakcją większości zdrowomyślących Polaków był sprzeciw wobec agresywnych działań lobby homoseksualnego. Jednak lobby to działało dalej w sposób nieskrępowany, przyzwyczajając nas do swojej obecności, aktywności i postulatów. W efekcie, po kilku latach, zostało zaakceptowane jako coś, co istnieje, choć niekoniecznie jest „normalne”. Po tym nastąpił drugi etap: homoseksualiści, którzy nie musieli się już ukrywać, zaczęli walczyć o swoje „prawa.” Także i to wywołało społeczny sprzeciw, zorganizowano więc rozliczne kampanie społeczne uświadamiające, antydyskryminacyjne itp. Również media nagłaśniały każdy przypadek istniejącej lub urojonej „dyskryminacji”. Miało to wytworzyć w społeczeństwie (zwłaszcza w ludziach młodych) przekonanie o istniejącej w naszym „zacofanym” kraju dyskryminacji. A stąd krok był już do walki z nią i wprowadzania przepisów zrównujących małżeństwo tradycyjne z „małżeństwem” homoseksualnym. I choć w tej walce front homoseksualny ponosił porażki, to jednak ostateczną wojnę wygrał.

Opieka społeczna ma dokładnie te same cele, co lobby homoseksualne. To rozbicie tradycyjnego modelu rodziny, a poprzez to rozbicie tradycyjnego społeczeństwa. Realizacja tych celów odbywa się dokładnie tymi samymi metodami: najpierw agresywne wkraczanie państwa w obszar rodziny, testowanie reakcji społeczeństwa, nagłaśnianie przypadków patologii i uzasadnianie nimi konieczność wprowadzania „politycznie poprawnych zmian”. Katarzyna Waśniewska dlatego właśnie nie schodzi z czołówek mediów, że ma być tą osobą, której zachowanie posłuży jako ilustracja tezy, iż wszyscy rodzice są z gruntu źli, nieodpowiedzialni i głupi i powierzenie im opieki nad dziećmi będzie miało dramatyczne skutki. Dlatego właśnie w rolę rodziców wejść mają asystenci rodzinni, a w rolę rodziny – opieka społeczna. Wydaje się, że to największa w historii próba rozbicia polskiego narodu. Jeśli naród z tej próby nie wyjdzie zwycięsko – zginie.

REKLAMA