Z wolnościowego frontu w Ameryce

REKLAMA

Ten tekst powstał w Stanach, a konkretnie w Waszyngtonie, dokąd wybrałem się zaprezentować moją książkę „Operacja Antypolska”. Zawsze podczas takich wyjazdów buszuję po księgarniach, by sprawdzić, co dzieje się nowego na rynku wolnościowym. Przez kilka lat była posucha, ale ostatnio coś się ruszyło. W księgarni w Waszyngtonie znalazłem nowe pismo „Modern Slavery”, czyli „Współczesne niewolnictwo”, z nadtytułem „Magazyn za zniesieniem wszystkich form niewolnictwa”. Spodziewałem się tekstów o współczesnych niewolniczych kontekstach – oczywiście chodzi o niewolnictwo w rozwiniętych krajach, gdzie go podobno nie ma, a nie o to, co dzieje się w Afryce i gdzieniegdzie w Azji – i rzeczywiście trochę tego w środku jest, ale oprócz tego strony zapełniają odniesienia do przeszłości anarchokapitalizmu. Niekiedy dość kontrowersyjne, jak tekst o anarchistach hiszpańskich z okresu wojny domowej w tym kraju w latach trzydziestych XIX wieku, którzy byli – czego autorzy jakby nie rozumieją – zupełnie oszalałymi lewakami i jeśli coś zrobili w sprawie niewolnictwa, to tylko je umocnili.

W każdym razie „Modern Slavery” powstało wyraźnie w opozycji do „Reason Magazine”, który przeżywa trochę słabsze lata z uwagi na ukąszenie homoseksualizmem. Zresztą poziom promocji pederastii w USA przerodził się ostatnio w tym kraju w jakąś zbiorową psychozę. Można odnieść wrażenie, że pederasta to obecnie w Ameryce jakiś nowy Übermensch, członek jakiejś lepszej rasy. A w samolocie, którym leciałem, w udostępnionych filmowych romansach połowa nowszych produkcji to były historie o pederastii. Ameryka naprawdę pod tym względem pilnie potrzebuje psychiatry, a Polska bariery higieny psychicznej, bo ci ludzie, którzy sprowadzają tę zarazę nad Wisłę, naprawdę chyba nie wiedzą, co czynią.

REKLAMA

Inną ciekawą pozycją, jaką znalazłem w księgarni, jest książka „Radicals for Capitalism” Briana Doherty’ego. To pierwszy kompleksowy opis libertariańskiego ruchu intelektualnego. Książka ma prawie 750 stron, więc jeszcze nie zdążyłem jej przeczytać, ale z przejrzanych fragmentów wnioskuję, że w Polsce mamy, delikatnie mówiąc, dość blade pojęcie o amerykańskich wolnościowcach. Jak już się z tą lekturą uporam, to oczywiście zrelacjonuję ciekawsze wątki w „NCz!”. W każdym razie wniosek jest taki, że są sygnały, iż libertarianizm nie umarł – wręcz przeciwnie: trzyma się nad Potomakiem całkiem dobrze. Słabo natomiast przędzie „National Review”, niegdyś sztandarowy organ amerykańskiej prawicy. Przejrzałem kilka ostatnich wydań i miałem wrażenie nadchodzącego schyłku. Obym się mylił, choć dowiedziałem się, że ten dwutygodnik nigdy nie był rentowny. A w tym tygodniu wybory. Zachęcam wszystkich do głosowania na wolnościowych kandydatów, zwłaszcza że po raz pierwszy od ponad 20 lat mają realną szansę na udział w sprawowaniu władzy samorządowej. Nie zmarnujmy tej szansy!

REKLAMA