Ziemkiewicz: Barack Obama a realia polskie

REKLAMA

Miło czasem widzieć, że wcale nie jesteśmy krajem aż tak znowu bardzo zacofanym. Niekiedy, wręcz przeciwnie, to my okazujemy się prekursorami.

Przeglądam sobie rozmaite wystąpienia Baracka Obamy, zdaniem licznych komentatorów, już pewniaka do Białego Domu, i mimo afrykańskiej powierzchowności z każdym poznanym zdaniem wydaje mi się ten polityk bardziej znajomy.

REKLAMA

Barack Obama na każdym kroku zapowiada zmianę. Jaką zmianę? Wielką i znaczącą. Taką, która zmieni. Co zmieni? Wszystko zmieni. Wszystko będzie inaczej. A konkretnie? – szukam odpowiedzi. A konkretnie, pojawi się nadzieja. Nadzieja, która ożywi wszystkich i zmieni Amerykę, bo Ameryka zasługuje na nadzieję, bo z nadzieją będzie lepsza.

Tylko żeby była lepsza, to potrzeba nadziei na zmianę. I właśnie tę zmianę i rządy nadziei wnosi kandydat, ku entuzjazmowi dziennikarzy amerykańskich mediów oraz milionów wyborców. Wyborców zachwyconych tym, że kandydat jest młody, energiczny, nowy, mówi innym językiem, słowem, nie jest podobny do Busha. A skoro taki jest, to kto by go pytał, co właściwie zamierza, kiedy obejmie władzę nad największą potęgą świata. Nachodzi mnie straszna myśl, że może Amerykanie nie są wcale głupi, że o to nie pytają. Że dobrze wiedzą, iż cokolwiek by Obama zamierzał, nie ma to znaczenia. Że maszyneria imperium kręci się sama i potoczy się i tak, dokąd będzie chciała, dokąd ją skierują skryci przed wzrokiem ogółu fachowcy. A prezydent ma tylko zabawić naród ładnym gadaniem.

Jeśli tak, to Amerykanie jako obywatele starej, dojrzałej demokracji, mają nad nami przewagę – u nas przynajmniej przed ostatnimi wyborami niektórzy mieli jakieś złudzenia. Co nie zmienia faktu, że jeśli USA faktycznie wybiorą sobie Obamę na prezydenta, to powinny nam grubo zapłacić za licencję.

(za: http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/06/19/licencja-na-lidera/)
tytuł oryginalny: Licencja na lidera!

REKLAMA