ZUS nigdy nie zbankrutuje?

REKLAMA

Minister Pracy i Polityki Społecznej, pani Jolanta Fedak z PSL, w przypływie szczerości zdradziła, że trzeba będzie podnieść wiek emerytalny kobietom, by później podnieść go jeszcze (na początek o dwa lata) dla wszystkich. Dodatkowo będzie można zaniechać jakiś tam wpłat na OFE i przenieść wszystko z powrotem do państwowego przymusowego ubezpieczyciela. Czy już zaczęło się ratowanie ZUS-u poprzez powrót do pruskich założeń systemu stworzonego przez Bismarcka, który zakładał, że wszyscy na emeryturę będą płacić, a jedynie co pięćdziesiąty będzie z niej korzystał?

Piramida finansowa się rozwala

REKLAMA

Polski system ubezpieczeń emerytalnych został pomyślany jak najzwyklejsza piramida finansowa. Każdy nowo wchodzący do systemu musi finansować tych, którzy znajdują się już na samej górze piramidy. Wszystko mogłoby działać spokojnie przez setki lat, gdyby polski system emerytalny faktycznie miał kształt piramidy, tzn. młodych pracujących byłoby znacznie więcej niż emerytów. Tak jednak nie jest, a nasza ZUS-owska piramida coraz bardziej zaczyna kształtem przypominać prostokąt, a nie trójkąt.

[nice_info]Liczba emerytów coraz bardziej rośnie, a pracujących z roku na rok będzie mniej. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze – ludzie coraz dłużej żyją, a po drugie – mają coraz mniej dzieci. W 2008 roku średnia długość życia mężczyzny w Polsce wynosiła 71,3 roku i była o 15 lat większa niż długość życia mężczyzny w latach 50. XX wieku. Z kolei kobiety żyły średnio 80 lat (o 18 lat dłużej niż 70 lat temu). W 2008 roku urodziło się 414 tysięcy dzieci (wobec 724 tysięcy w szczytowym okresie wyżu demografi cznego w 1983 r.), co przekłada się na wskaźnik dzietności 1,3 dziecka na kobietę w wieku 15-49 lat.[/nice_info]

ZUS doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie demografia niesie dla systemu ubezpieczeń społecznych (co widać w poniższej tabeli dotyczącej sytuacji demograficznej w Polsce w najbliższych latach), dlatego też tworzy specjalne prognozy pokazujące, jak dużo podatnicy muszą do niego dopłacać, by zaspokoić zobowiązania wobec emerytów i rencistów. To wszystko razem wzięte powoduje, że w Polsce coraz większą grupę ludzi będzie musiała utrzymywać coraz mniejsza liczba osób pracujących. Jeszcze w 2030 roku na jedną osobę w wieku poprodukcyjnym (mężczyźni powyżej 65, a kobiety powyżej 60 lat) będą przypadać dwie osoby w wieku produkcyjnym. W 2050 roku prawdopodobnie będzie już więcej emerytów niż pracujących.

To, że ZUS klasyfikuje iluś tam mieszkańców Polski do wieku poprodukcyjnego, nie oznacza wcale, że taka liczba osób pobiera z tej instytucji świadczenia. Nie należy bowiem zapominać o wcześniejszych emeryturach oraz rentach, co daje nam obecnie 7,5 miliona emerytów i rencistów. To samo dotyczy osób w wieku produkcyjnym – to nie są osoby, który pracują, tylko takie, które mogłyby pracować. Obecnie w Polsce spośród osób w wieku produkcyjnym pracuje mniej niż 60% (co daje liczbę ok. 15,8 miliona). Pozostałe 40% społeczeństwa albo studiuje, albo jest na bezrobociu, albo ma rentę. Jeżeli obecny system miałby się utrzymywać przez najbliższe kilkadziesiąt lat, to w 2050 roku mielibyśmy około 10 milionów pracujących Polaków utrzymujących 11,5 miliona emerytów. 2050 rok to nie jest bynajmniej jakaś odległa przyszłość – wtedy swoje świadczenia zaczną pobierać osoby urodzone w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

[nice_info]Widząc wszystkie zagrożenia demograficzne, polscy politycy zaserwowali nam ustawę, która miała zabezpieczyć młodzież przed niskimi emeryturami poprzez wprowadzenie przymusowych prywatnych ubezpieczeń emerytalnych, zwanych OFE. Część składki, która dotychczas trafi ała do worka ZUS-u, który później rozdzielał to pomiędzy aktualnych emerytów, miała trafi ać na konta prywatnych ubezpieczalni. Te poprzez inwestycje kapitałowe miały zwiększać przyszłą emeryturę. Jak wiadomo, entuzjazm niektórych mediów przy wprowadzaniu tej reformy był ogromny – wprost proporcjonalny do wydatków na reklamę Powszechnych Towarzystw Emerytalnych. Jednak już wtedy niektórzy eksperci (Robert Gwiazdowski oraz śp. Krzysztof Dzierżawski) zwracali uwagę, że OFE nie będą osiągać dobrych wyników, jeśli ktoś nie wykupi od nich aktywów (czyli akcji i obligacji). Czyli wszystko znowu zostaje sprowadzone do faktu, że coraz mniej osób będzie pracować i płacić podatki na wykup państwowych obligacji od Powszechnych Towarzystw Emerytalnych. Choćby nie wiem jak obecni politycy dwoili się i troili, piramida finansowa, dla niepoznaki nazywana ubezpieczeniami społecznymi, powoli w obecnej formie chyli się ku upadkowi.[/nice_info]

Dług ZUS-u

Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie ma praktycznie żadnych pieniędzy na wypłaty emerytur. Reforma emerytalna rządu Buzka dawała złudzenie, że osoby korzystające tylko z pierwszego filaru (ZUS) będą otrzymywać takie emerytury, jakie zgromadzą na swoich indywidualnych kontach. Problem jednak w tym, że ZUS nie gromadzi na tych kontach żadnych środków, a obecnie płacone składki w całości idą na zaspokojenie zobowiązań wobec aktualnych emerytów i rencistów. Ubytek przychodów ZUS-u spowodowany przekazywaniem części składki na OFE sprawia, że instytucji tej brakuje pieniędzy na wypłatę wszystkich świadczeń, więc Minister Finansów musi z dużej części wpływów podatkowych przekazywać środki na ZUS. W przyszłym roku do ZUS-u trzeba będzie dopłacić ponad 40 miliardów złotych. A to powoduje, że pracujący i tak muszą w podatkach (innych niż składka ubezpieczeniowa trafiająca do ZUS) zapłacić na dzisiejsze emerytury.

[nice_info]W poniższej tabeli pokazano, ile trzeba będzie w poszczególnych latach dopłacać z innych podatków niż składki emerytalne do państwowego funduszu emerytalnego. O ile obecnie jest to ok. 40 miliardów zł, to w 2020 roku będzie to już 75 miliardów, a pięć lat później suma ta przekroczy 100 miliardów i już poniżej tej kwoty nie spadnie. To są niewyobrażalne kwoty, które trzeba będzie płacić w podatkach – takich jak akcyza czy VAT. Nie ma się co łudzić, że np. zlikwidowanie ZUS-u i wyprzedanie jego majątku doprowadziłoby do jakichś oszczędności. Majątek tej instytucji wynosi 2 miliardy złotych (budynki, ziemie oraz aktywa obrotowe), a koszt działania – 3,4 miliarda zł rocznie. Jedyne, co mogłoby uzdrowić obecny system bez naruszenia jego podstaw (o czym w dalszej części), to jakiś gigantyczny skok technologiczny i nieprawdopodobny, długotrwały wzrost gospodarczy. Jak jednak wiadomo, by osiągnąć doskonałe wyniki gospodarcze, trzeba również mieć korzystną sytuację demograficzną (dzięki czemu między innymi swój cud przeżywała w kilkunastu ostatnich latach Irlandia). Obarczenie pracujących ogromnymi podatkami w celu spłacenia zobowiązań wobec emerytów nie stwarza korzystnej sytuacji do spektakularnych cudów.[/nice_info]

Tak duży deficyt ZUS-u nie jest obecnie wliczany do długu publicznego Polski. A szkoda, bo pokazałoby to faktyczne zadłużenie kraju w kilkunastoletniej perspektywie czasowej. To jest dług, którego jeszcze nie widać, ale który powinien już być uwzględniany we wszelkiego rodzaju założeniach (bo czym miałby się różnić dług publiczny wobec swoich obywateli od długu wobec międzynarodówki lichwiarskiej?). Swego czasu (artykuł „Dziura Tuska” z 14 marca 2009 r. w „NCz!”) policzyłem, że do 2019 roku ZUS-owi na same emerytury zabraknie 550 miliardów złotych, a do 2025 roku będzie to 1 bilion i 80 miliardów. To jest dopiero dług (przypomnijmy, że oficjalny dług publiczny wynosi ok. 660 miliardów złotych), z którym będą się musiały zmierzyć przyszłe rządy, przerzucając całą odpowiedzialność za spłatę oczywiście na biednych podatników.

Emerytury mają być krótkie i niskie

Pomimo tak katastrofalnych wyników obecnego systemu emerytalnego nie ma najmniejszej szansy na to, żeby ten system upadł. Warto przypomnieć, po co Żelazny Kanclerz Otto von Bismarck w ogóle stworzył system emerytalny. Uważał on, że będzie to doskonały środek do finansowania wojen. Początkowo wiek emerytalny wynosił 70 lat. 150 lat temu zaledwie co pięćdziesiąta osoba mogła dożyć takiego wieku, a składki płacili wszyscy. Jednak przez te 150 lat ludzie stali się bardziej złośliwi i nagminnie zaczęli dożywać wieku emerytalnego, co już państwu może być nie w smak.

Jednak podobnie jak wielkie oszustwo było przyczyną powstania systemu emerytalnego, tak i wielkie oszustwo na pewno będzie towarzyszyć jego reformie. Jak wiadomo, w Polsce wystarczy przekonać 231 osób, które pracują na ulicy Wiejskiej w Warszawie, do prostej zmiany założeń, żeby ZUS mógł przetrwać następne dziesięciolecia. Na początek (co już właściwie się zaczęło) można zlikwidować jakiekolwiek przechodzenie na wcześniejsze emerytury. W sumie byłoby to rozwiązanie sprawiedliwe. Dlaczego praca 55-letniej nauczycielki ma być większym zagrożeniem dla zdrowia niż praca o 10 lat starszego budowlańca (według danych Państwowej Inspekcji Pracy, jest to najbardziej niebezpieczny zawód w Polsce)? Poza tym w Polsce istnieje instytucja renty, która pozwala osobom niezdolnym do pracy otrzymywać minimalne środki na utrzymanie.

Zmuszanie (lub zachęcanie) stosunkowo młodych osób do odejścia z pracy na emeryturę jest zwykłym oszukiwaniem reszty społeczeństwa i życiem na jego koszt. Drugim etapem ratowania ZUS-u będzie na pewno podniesienie wieku emerytalnego kobiet i zrównanie go z wiekiem emerytalnym mężczyzn. Kobiety żyją znacznie dłużej (o ok. 7 lat) niż mężczyźni, co powoduje, że obecnie pobierają świadczenia średnio o 12 lat dłużej. Państwo z pewnością chciałoby poszukać w tej materii jakiejś oszczędności. Wreszcie kolejnym rozwiązaniem, gdy bankructwo systemu stanie się bliskie, będzie podniesienie wieku emerytalnego dla wszystkich. Na razie minister Fedak wspomniała o 67 latach, ale kto wie, czy za kilkanaście lat nie będzie to 70 lat – jak za Bismarcka. Warto wiedzieć, że każde podniesienie wieku emerytalnego o jeden rok powoduje kilkuprocentową „oszczędność” dla systemu. Gdyby podnieść wiek emerytalny do 80. roku życia, system mógłby spokojnie trwać przez następne setki lat. A że to świństwo, iż się pracuje i płaci przez kilkadziesiąt lat składki, aby w zamian nic nie otrzymać? No cóż – politycy mają chyba większe przewinienia na swoim sumieniu niż takie drobnostki.

Zresztą w swojej wypowiedzi pani minister Fedak posunęła się w swoich rozmyślaniach tak daleko, że chciałaby nawet obniżyć składkę przekazywaną na OFE i przesunąć ją do ZUS. Nie od dziś wiadomo, że gdy aktywa OFE będą z roku na rok rosły, coraz bardziej będą kłuć w oczy polityków. Pierwszy dał głos Andrzej Lepper, ale czym obecna koalicja miałaby się różnić od lidera Samoobrony, naprawdę, patrząc na działania rządu, trudno dociec. A na wysokie emerytury – czy to z ZUS-u czy z OFE – naprawdę nie ma co liczyć. Sytuacja demograficzna pokazuje, że emerytury będą niskie i krótkie. Jedynie wzięcie się do roboty i rozpoczęcie płodzenia dzieci mogłoby obecny trend zmienić.

[nice_info]Tylko jak tu utrzymać gromadkę dzieci, gdy ponad 60% zarobionych pieniędzy trzeba oddać państwu?[/nice_info]

źródło: tekst pochodzi z numeru 45-46 NCZ!

REKLAMA