Życie intymne Putina czyli kto powiedział, że w Rosji nie ma wolności słowa?

REKLAMA

Kto powiedział, że w Rosji nie ma wolności słowa? Jest jej tyle, co zimą śniegu na Syberii. A w dodatku najwyższa nawet władza przed narodem już niczego nie ukryje. Jeśli porównać ten stan z epoką Stalina, gdy powtórzenie w zaufanym gronie anegdoty o tyranie mogło skończyć się tragicznie, a cenzura pilnowała, aby poddani wiedzieli o swoich wodzach dokładnie tyle, ile należało – to rzeczywiście tak pojmowana demokracja zdążyła poczynić na Wschodzie zatrważające postępy.

O tym, że „Putin to pider”, słyszałem od Rosjan nie raz. Pider, pidor, pidoras, pedik itp. są slangowymi rosyjskimi określeniami opartymi na tym samym starogreckim rdzeniu. W ścisłym sensie oznaczają one sodomitę, który zresztą w ruszczyźnie ma jeszcze wiele innych synonimów, poczynając od globalistycznego geja, przez zwięzłego gomosieka, aż po staroruskie precyzyjne i zręczne pojęcie mużełożiec, które w naszym języku brzmiałoby chyba „mężołożnik”.

REKLAMA

Warto zwrócić uwagę, że dla zwiększenia ekspresji pider występuje w połączeniu z przymiotnikami – może być „gnojny”, „muzealny”, ale najdosadniejszy jest chyba „afrykański”. W tym wypadku znalazł swoje ujście rosyjski szowinizm – w propagandzie sowieckiej (oraz, siłą rzeczy, w świadomości mieszkańców ZSRS) Afryka zajmowała wybitne miejsce jako przykład kontynentu kolonialnego ucisku, kapitalistycznych zapędów itp., jednak odgórnie zmuszani do przyjaźnienia się z mieszkańcami Czarnego Lądu, w głębi duszy Rosjanie pogardzali Murzynami.

Mimo to ostatnio czołową wiadomością w Rosji była informacja o śmierci Nelsona Mandeli, oczywiście z upartym podkreślaniem, że „cały świat pogrążył się w żałobie po południowoafrykańskim przywódcy”. Ano cóż, jak widać, sentymenty na Wschodzie nie zmieniają się szybko, o czym z różnych względów powinniśmy dobrze pamiętać. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że inne wulgarne rosyjskie słowo, z powodu braku we współczesnej cyrylicy rozróżnienia pomiędzy dźwięcznym „h” a bezdźwięcznym „ch” zapisywane tylko przy pomocy trzech liter, też bywa nacjonalistycznie nacechowane – zatem oprócz najbardziej rozpowszechnionego „morsowego”, jest przykładowo i „holenderski”, przy czym powiedzenie to funkcjonowało w Rosji na długo przed zaognieniem relacji Moskwy z Niderlandami.

Ponadto często pider używany bywa metaforycznie, jako pospolita obelga, umiarkowanie zresztą mocna – można nazwać tak nawet oponenta (bezpieczniej wszak nie w jego obecności), nie imputując mu przy tym wcale wiadomych preferencji. Popularne powiedzenie „wziąć na pidera” jest równoznaczne z oszukaniem, wykiwaniem kogoś. W tym znaczeniu taki epitet skierowany pod adresem najważniejszego decydenta w państwie jest zupełnie zrozumiały.

Agenci potrafią się maskować

Krążą jednak po Rosji słuchy, że Włodzimierz Putin prywatnie jest również bardzo wyzwolony w sferze obyczajowej. Plotkom takim daje wiarę podobno aż niemal trzecia część Rosjan. Niedawno sugestię dotyczącą intymnych upodobań prezydenta Rosji zawarł Stanisław Biełkowski w najnowszej biografii Putina. Biełkowski – politolog, socjolog i publicysta pisujący stale do gazety „Moskiewski Komsomolec”, były dyrektor rady do spraw strategii narodowej – ma pochodzenie polsko-żydowskie, co rzecz jasna od razu nieprzychylnie usposabia do niego różnych „prawdziwych Rosjan”, którzy ze świętym oburzeniem potraktowali jego rewelacje na temat władcy z Kremla.

Przed dekadą obecny krytyk władzy prezydenckiej w Rosji przyłączył się do nagonki następcy Putina na oligarchów, dziś jednak wolałby widzieć w Moskwie na carskim tronie księcia Michała z Kentu lub przynajmniej Henryka z Walii. Pomimo ekscentrycznych poglądów politologiczne kompetencje Biełkowskiego są spore, co sprawiło, że publicznie wypowiedziane przez niego zdanie na temat orientacji Putina wywołało na Wschodzie spory rezonans. Intymne nawyki prezydenta Rosji to oczywiście jego osobista sprawa, ale niestety nie w dzisiejszych czasach, które upolityczniają chętnie wszelkie tajemnice alkowy. Dla homoaktywistów to przecież nie lada gratka.

W styczniu tego roku Duma przyjęła ustawę zakazującą propagowania homoseksualizmu wśród niepełnoletnich, co lobbyści wiadomej opcji uznali za olbrzymi krok w kierunku jej penalizacji w Rosji. Podniósł się natychmiast wielki krzyk i groźby bojkotu olimpiady w Soczi przez sportowców spod tęczowej flagi. Ustawa została potraktowana przez ruch LGBT jako dowód wstecznictwa i braku demokracji w Rosji. W tej sytuacji Putin – jeśli jest tak, jak twierdzi Biełkowski – wychodzi na kogoś, kto sam korzysta, ale innym nie da… No cóż, co wolno wojewodzie… Ta łóżkowa afera przypomina obłudę komunistycznych propagandystów, którzy wmawiali światu, że czerwoni chcą pokoju dla ludzkości, a tymczasem Bolszewia zbroiła się po zęby.

Homoseksualizm przez kilkadziesiąt lat był w Związku Sowieckim uznawany za przestępstwo i karany pozbawieniem wolności. Co więcej, uważano, że zboczenie to jest efektem degrengolady klasy panującej i w odpowiednich warunkach – czyli w zdrowym, sowieckim społeczeństwie – nie ma dla niego miejsca. W ten sposób perwersję zakwalifikowano jako jedno z narzędzi, przy pomocy których wrogowie chcą obalić najlepszy na świecie ustrój. Rzecz jasna, bolszewicka klasa dominująca mogła nurzać się w zakazanej ludowi rozpasaniu do woli. Mówi się o szczególnym związku Lenina z jego partyjnym towarzyszem Grzegorzem Zinowiewem, w którym tak zazwyczaj bardzo czynny i pracowity genialny wódz proletariatu odgrywał rolę pasywną. Znane też są wyuzdane ekscesy szefa NKWD Mikołaja Jeżowa. Jeśli Putin istotnie odczuwa wiadomy pociąg, jak przystało na dawnego agenta maskuje się równie dobrze jak jego wielki poprzednik, który także dla zamydlenia oczu oprócz legalnej, poślubionej w cerkwi żony, kręcił jednocześnie z Inessą Armand.

Trzeba jednak przyznać, że sportsmenka Alina Kabajewa prezentuje się o wiele lepiej niż komunistka Armand. Tak czy owak Kabajewa przy boku prezydenta Rosji nie ma łatwego życia, nawet jeśli pominąć sensacje głoszone przez Biełkowskiego, i sporo musi się nagimnastykować, aby udźwignąć to brzemię.

Model europejski

Doniesienia politologa od narodowej strategii z pewnością popularności Putinowi nie przysporzą. Niemal trzy czwarte Rosjan uważa homoseksualistów za osoby, oględnie mówiąc, rozwiązłe i z tego powodu niepełnowartościowe. Choć Rosjanie i na tym polu posiadają pewne tradycje oraz niebagatelne dokonania, dla większości z nich takie zboczenie to sromota. Zawiedziona jest też zapewne cała rzesza mniej i bardziej urodziwych Rosjanek, które, polegając na kreowanym przez media wizerunku prezydenta-supermana, darzyły Putina uczuciami różnej intensywności. Tymczasem okazało się, że hołduje on wprawdzie męskim rozrywkom, ale rozumianym bardzo specyficznie. – Nie wiedziałam, że nasz prezydent jest aż takim Europejczykiem – powiedziała ze smutkiem w głosie Tatiana N., gdy usłyszała o tej sprawie. Jest ona wprawdzie młodą studentką, dostatecznie jednak długo przebywającą w Polsce, aby rozeznawać się w nowoczesnych standardach unijnych.

Tymczasem sam Włodzimierz Putin zdaje się mieć na głowie inne problemy. Poza Ukrainą zaprzątnięty jest demografią. Już za trzy lata kończy się program rządowy, który miał stymulować wielodzietność Rosjan. Pomimo całkiem przyzwoitych pieniędzy obiecywanych przez władze za drugie i kolejne dzieci w rodzinie przyrost naturalny wygląda na Wschodzie ciągle nieszczególnie. Toteż prezydent osobiście zachęcał swoich poddanych do sięgnięcia po ten „kapitał macierzyński” – niestety, tym razem nie świecąc własnym przykładem, tylko za pomocą perswazji, dobierając słowa dość nieskładnie, jak to ma w zwyczaju (bo też i materia w tym wypadku była przecież nadzwyczajnie delikatna…): – Teraz jest zima, tym bardziej, u nas nastąpiła zmiana czasu, ciemno jest przez większą część doby, jest się czym zająć, trzeba pomyśleć o kapitale macierzyńskim…

REKLAMA