Sommer: Żydowicz. Pijawka typu idealnego!

REKLAMA

Pan Żydowicz z Łodzi miał biznesplan: posługując się znanymi i z tajemniczych powodów robiącymi na niektórych tubylcach wrażenie operatorami filmowymi z zagranicy chciał wyciągnąć przy pomocy rządu i samorządu 500 milionów złotych z kieszeni podatników (tak! – to wcale nie chodzi o marne kilkadziesiąt „baniek” na przykład) i przy ich pomocy zapewnić sobie i trzódce swoich pomagierów finansowe dolce vita aż do samej śmierci. Ale miał też pecha: już witał się z gąską, bo prezydent Łodzi, znany miłośnik Izraela i Trzech Króli, Jerzy Kropiwnicki, przyznał mu połowę tej kasy, gdy nagle okazało się, że rada miasta, w której większość ma PO, mimo tej całej miłości prezydenta do Ziemi Obiecanej uznała, że szmalu nie da, bo nie ma gwarancji, iż Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego drugą połowę przekaże – czytaj: nie przekaże stronnikowi Kropiwnickiego.

I tak wspaniale zapowiadający się i szykowany przez kilka lat geszeft się posypał. Co w tej sytuacji zrobił pan Żydowicz? Otóż ogłosił strajk okupacyjny w radzie miasta Łodzi pod hasłem: bez 500 „baniek” nie wyjdę! Oczywiście pan Żydowicz powinien zostać – razem ze swoim geszeftem, który potrzebny jest łodzianom jak psu piąta noga – natychmiast wyrzucony z gmachu rady na zbity pysk, a może nawet zawieziony do domu dla obłąkanych. Ale nie! Siedzi w tej radzie i okupuje ją być może po dziś dzień, a ja w weekend przecierałem oczy ze zdumienia, czytając w „Rzeczpospolitej” artykuł skądinąd bardzo szanowanego przeze mnie Bronisława Wildsteina, który przedstawiał zuchwałą pijawkę jako niemal bohatera walki z PO!

REKLAMA

Przypadek pana Żydowicza, wyabstrahowany z aktualnych układów, jest bowiem najlepszym przykładem pokazującym, jak działa sztama złodziei w Polsce; typem idealnym – jak by to powiedział Max Weber – pijawki próbującej przyssać się do budżetu. Otóż ściągają oni pod przymusem podatki z obywateli, po czym tylko szukają pretekstu, by ten ukradziony szmal zainkasować. Najlepiej oczywiście, by cel dosłownie uświęcał ukradzione środki. Problem polega jednak na tym, że nie da się wybudować w naszym kraju kilkudziesięciu muzeów Powstania Warszawskiego, na które można kraść niejako w sposób niepodważalny moralnie. Nie każdy też może założyć kolejną agencję wywiadu, w której można przechwytywać szmal z założenia w sposób ściśle tajny. Jednak w sumie co to za problem – jak „jest zgoda”, to można przekręcać gigantyczne środki nawet pod takim idiotycznym pretekstem jak zjazd operatorów.

Powiedzmy sobie wprost: to, co robi pan Żydowicz, co robią budowniczowie muzeów Żydów polskich, II wojny światowej czy najemca wyszynku „Nowy Świat” w Warszawie, to kradzież zuchwała bądź – w przypadku tego pierwszego – bezczelna próba wymuszenia. A na koniec mam dwa pytania. Czy przyjdzie czas, gdy bohaterowie tych interesów to zrozumieją? I czy pan Żydowicz jest rzeczywiście tak wielkim antysemitą, że złośliwie i celowo wzmacnia najgorsze stereotypy dotyczące Izraelitów?

REKLAMA