Czyj jest gaz łupkowy?

REKLAMA

Rozmowa z prof. zw. dr. hab. MARIUSZEM ORIONEM JĘDRYSKIEM, kierownikiem Pracowni Geologii Izotopowej i Geoekologii oraz Zakładu Geologii Stosowanej i Geochemii w Instytucie Nauk Geologicznych, kierownikiem Studiów Doktoranckich Ochrony Środowiska, dyrektorem Międzywydziałowego Studium Ochrony Środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dyrektorem (2009-2011) Wrocławskiego Ośrodka Regionalnej Wspólnoty Implementacji Innowacji w Klimatycznym KIC EIT (Wspólnota Wiedzy i Innowacji w Europejskim Instytucie Innowacji i Technologii), w latach 2006-2007 prezydentem Rady Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego przy ONZ, wiceministrem środowiska i głównym geologiem kraju (2005-2007), inicjatorem poszukiwań gazu łupkowego w Polsce.

Wojciech Grzelak (nczas.com): Panie profesorze…

REKLAMA

Prof.: Dobra, nie wygłupiaj się. Przez dwa lata mieszkaliśmy w jednym pokoju w akademiku – do dziś zrywam się w nocy mokry i z krzykiem…

Było to w stanie wojennym, dawne dzieje… W tym samym wrocławskim akademiku mieszkał wtedy Kazik Marcinkiewicz. Głównym geologiem kraju zostałeś za jego premierostwa…

– Tak, nawet też mieszkałem z nim rok w jednym pokoju. Powołanie do rządu i mianowanie mnie wiceministrem nie było jednak bezpośrednią zasługą Kazika Marcinkiewicza; ponoć był zaskoczony, gdy przedłożono mu moje dokumenty. Jak dobrze wiesz, w naszym akademiku żaden „układ” nie istniał! Do rządu PiS trafiłem po trzech miesiącach od jego powstania, gdy nie było już szans na PO-PiS – zaproszono mnie, najmłodszego profesora geologii i drobnego działacza antykomunistycznego.

Sympatycznie byłoby trochę poeksploatować wspólnie zamierzchłe pokłady pamięci, przejdźmy jednak do bardziej aktualnego tematu innych złóż. Jako wiceminister środowiska w rządzie PiS byłeś inicjatorem poszukiwań gazu łupkowego w Polsce. Miało to związek z twoimi wcześniejszymi badaniami naukowymi?

– Od wielu lat prowadziłem badania dotyczące powstawania metanu i jego migracji w osadach. Kojarzyłem wiedzę specjalistyczną z budową geologiczną Polski. Mam podstawy, aby zasadniczo nie zgadzać się z lansowanymi w środowisku rządowym opiniami, że nie da się opracować technologii wydobycia gazu ze złóż niekonwencjonalnych. Podstawą oceny naukowca jest jego dorobek weryfikowany na poziomie międzynarodowym. Jeśli doradcami polityków są naukowcy o nikłym dorobku, doradzają przeważanie stosowanie obcych technologii, przy których można coś uszczknąć dla siebie. I tak stajemy się nie gospodarzami, ale klientami we własnej Ojczyźnie. Polska ma potencjał naukowy do opracowania technologii wydobycia gazu ze złóż niekonwencjonalnych – szkoda, że minister środowiska zlikwidował w 2008 roku bazę ekspercką Gea oraz społecznie działające: Radę Geologiczną, Radę Górniczą i Honorowy Komitet Głównych Geologów Kraju. Jestem przekonany, że gdyby ciała te istniały i były prawidłowo wykorzystane, to dziś sytuacja z gazem łupkowym, a w szerszym kontekście z zarządzaniem strukturami geologicznymi, stanowiłaby mocny atut gospodarczy i polityczny Polski. W inny sposób rozmawialibyśmy też na temat potencjału i perspektyw kolejnych odkryć zasobów surowców w Polsce, CCS (wychwytywania i magazynowania CO2 w strukturach geologicznych), podziemnej gazyfikacji węgla, prawie górniczym i geologicznym, służbie geologicznej, złożach na Pacyfiku, wodach podziemnych itd.

Czy rzeczywiście w Polsce są tak bogate złoża gazu łupkowego?

– Podstawą do oceny są kryteria bilansowości. Liczy się ekonomiczna efektywność wydobycia, co z kolei zależy głównie od warunków geologicznych, stosowanych technologii, cen kopaliny, opłat. Żadna technologia nie umożliwi wydobycia złoża gazu łupkowego w całości. Technologie stosowane przy wydobyciu gazu ze złóż konwencjonalnych nie pozwoliłyby wydobyć nawet procenta gazu łupkowego – zacieśnionego czy też z pokładów węgla. Ale są technologie polegające – w uproszczeniu – na rozluźnieniu skał, pozwalające wydobyć większość złoża; część po prostu nie „odklei” się od drobin mineralnych budujących łupki. Co do wielkości złóż – oceny szacunkowe są różne. Eksperci uważali najpierw, że gazu w Polsce nie ma, ja z uporem szukałem inwestorów w 2006 i 2007 roku. Już w 2009 roku uznano, że zasoby gazu łupkowego w naszym kraju to co najmniej 1,4 bln m3, potem podawano wielkości 3 bln m3, od pół roku szacuje się je na 5,3 bln m3. A gazu może być znacznie więcej – i to nie tylko w łupkach. Czyli wyszło na moje.

Koncesji poszukiwawczych resort środowiska wydał już ponad sto. Krytykujesz takie działania, ale przecież sam rozpocząłeś udzielanie koncesji…

– Do końca mojej działalności w rządzie PiS udzieliłem 11 koncesji kilku inwestorom z USA i jednemu z Polski. Zapraszałem do nas także inwestorów brytyjskich. Bardzo źle się stało, że następny rząd rozdał niemal wszystkie koncesje, nie pozostawiając Polsce bezpiecznego pakietu kontrolnego. I to za śmiesznie niskie kwoty (po około 300-400 tys. złotych). Sądziłem, że zagranicznym firmom udzielimy może najwyżej 20 koncesji, czyli do 20% obszarów koncesyjnych. Potem wydawanie koncesji miało zostać wstrzymane. Taka była moja strategia. Mieliśmy oczekiwać na dokumentacje geologiczne, wyniki badań za cudze pieniądze, bo zgodnie z przepisami firmy poszukujące muszą je sporządzić i przekazać skarbowi państwa. Zasada była następująca: państwo wnosi jako aport potencjalne złoża komuś, kto ma technologie, kto ponosi ryzyko i ogromne koszty prac poszukiwawczych. Strona polska otrzymuje za to wiedzę, której na razie nie możemy posiąść sami. Pomysł i inicjatywa były po stronie rządowej, czyli mojej. Pracowałem 25 lat nad powstawaniem metanu w osadach. W Polsce nikt na ten temat niczego nie wiedział – ani w Ministerstwie Środowiska czy Gospodarki, ani w Państwowym Instytucie Geologicznym, który mieni się służbą geologiczną, choć nią nie jest. Nim rozpoczęto by badania w ramach korzystania z koncesji, miała powstać, w oparciu o nowo przygotowaną ustawę, Polska Służba Geologiczna, która zajęłaby się poszukiwaniem i zagospodarowaniem m.in. potencjalnych złóż gazu niekonwencjonalnego, zatłaczaniem CO2 w struktury geologiczne, polskimi udziałami w złożach metali na Pacyfiku i wieloma innymi bardzo ważnymi sprawami. Rząd PO wyrzucił projekt tej ustawy do kosza, a z wydawaniem koncesji poszedł na żywioł i jeszcze się tym chwali. Przypomina się mi określenie jednego z byłych liderów PO, który użył żartobliwego sformułowania w rodzaju „chocholi taniec trefnisiów” – myślę, że to były dla Polski decyzje trefne, a nie trafne. W tańcu warto wiedzieć, co ma się pod stopami.

Polskie firmy nie mają dostępu do technologii umożliwiających „odrywanie” metanu od skały łupkowej.

– Polskie firmy, współpracując z polskimi naukowcami, byłyby w stanie opracować technologie, które umożliwiają wydobycie gazu z łupków. Jestem pewien, że niektóre nasze rozwiązania mogą być lepsze niż amerykańskie. Sam nad tym pracuję ze swoim zespołem. PSG miała wspierać te przedsięwzięcia dla interesu naszego kraju.

Eksperci docenili Cię również poza Europą: japoński tygodnik gospodarczy „Nikkei Business” – ten, którego koncern wyznacza słynny indeks giełdowy – uznał ciebie za autorytet w dziedzinie gazu łupkowego w Polsce. Faktycznie, w sierpniu ukazał się w tym japońskim piśmie obszerny artykuł z moimi tezami i cytatami. Ale niestety w Polsce z wielkiego atutu zrobiono w ciągu trzech ostatnich lat wielki problem.

Nowe źródła gazu już zrewolucjonizowały światowy rynek, to jest też kolosalna szansa dla nas. Tym groźniejszy jest fakt, że w Polsce w bardzo szybkim tempie przyznano koncesje na niemal wszystkie perspektywiczne obszary poszukiwań. Nie jesteśmy w stanie tego cofnąć. Konsekwencje mogą być fatalne dla polskiej gospodarki i społeczeństwa. Na przykład stratą jest oddanie praktycznie za darmo informacji geologicznej o wartości miliardów złotych. Myślę, że z politycznego punktu widzenia byłoby to jeszcze pół biedy, gdyby Amerykanie współdecydowali o naszym gazie, bo ma to też jakieś zalety – im w paradę nikt nie wejdzie. Obawiałem się jednak, że niektórzy koncesjobiorcy mogą niewiele mieć wspólnego z szyldem, pod jakim oficjalnie występują. I znowu niestety wyszło na moje, co potwierdzają ostatnie doniesienia prasowe. Od kogo tak naprawdę będziemy zależni – czy aby nie nadal od Gazpromu? Właściciel koncesji może eksploatację zablokować na długi czas albo nawet zniszczyć złoże. Można też, przy niewielkich zabiegach, zatłaczać CO2 i zarobić czasem więcej niż na eksploatacji gazu.

Jaka jest faktyczna wartość koncesji?

– Tego oficjalnie nie wiadomo – dlatego chciałem zaczekać, aby wycenił to sam rynek. Pojawił się faktycznie wkrótce rynek wtórny koncesji, który wycenił je na 50-100 mln zł za jedną. Czyli przynajmniej sto razy więcej niż pobiera skarb państwa. O wiarygodną ocenę nie jest trudno. W mojej opinii dla Senatu podałem uproszczony przykład wyceny wartości koncesji na poszukiwania w okolicach Gdańska i Braniewa. Działają tam dwie firmy: Talisman i San Leon. Jedna drugiej zapłaciła 1,5 miliona euro (gotówką), pokryła 100% kosztów sejsmiki 2D, wierci na swój koszt po jednym otworze na każdej z trzech koncesji, co najmniej 1000 metrów poziomych odwiertów, z dwiema opcjami na dodatkowe 500 metrów. W zamian uzyskuje 30% udziału i ma możliwość na każdym z trzech bloków uzyskania dodatkowych 30% udziału za wykonanie dodatkowego odwiertu na swój koszt. W efekcie firma San Leon będzie miała zbadane, czy ma na swoich trzech obszarach koncesyjnych gaz w łupkach, czy też nie. Zachowa przy tym od 40% do 70% udziałów, praktycznie nic nie inwestując, bez ryzyka. Zważywszy zatem koszty wszystkich badań poniesione przez Talisman, można wyznaczyć wartość rynkową koncesji na 50-100 mln złotych za jeden obszar koncesyjny. Właściwie dziś mam pewność, że jest to wielokrotność tej kwoty. A skarb państwa wziął łącznie za ponad 100 koncesji mniej niż 40 mln złotych. To, ile, kto i komu zapłacił w bezpośrednim obrocie, wiedzą tylko zainteresowani.

Czyj w takim razie jest gaz łupkowy znajdujący się pod powierzchnią naszego kraju? Czy istotnie, jak podają media, Polacy dzięki dochodom z niego będą otrzymywać godziwe emerytury?

– Zgodnie z prawem geologicznym i górniczym ten, kto ma koncesje na poszukiwania, ma w zasadzie pewność uzyskania koncesji na wydobycie. To on podyktuje cenę i zapłaci, ile chce – albo wygra w każdym sądzie arbitrażowym sprawę o odszkodowania liczone w wielu miliardach złotych. Przy kilkudziesięciu koncesjach to kwota większa niż cały polski dług. Oznacza to, że gaz w niewielkim stopniu jest dziś nasz i nie będziemy mieli istotnego wpływu na jego wydobycie. Każdy, kto kieruje się wyłącznie pobudkami zysku – a z definicji to jest przecież celem działania każdej spółki kodeksu prawa handlowego – może dogadać się z tym, kto mu więcej zapłaci, może więc i z Rosjanami, którzy wykorzystują gaz jako oręż polityczny. Mając swój gaz, to my gralibyśmy pierwsze skrzypce w UE i nie byłoby problemu dywersyfikacji dostaw. Należało dać kilkanaście koncesji, tak jak ja to zrobiłem, a na pozostałych obszarach koncesyjnych uruchomić własne wydobycie albo oddać 30% udziału w koncesjach poszukiwawczych obcym firmom, zachowując pełną kontrolę. Należało to robić, obserwując działania konkurentów. Chodzi w końcu o interes narodowy wielkiej wagi. Tego powinna pilnować służba geologiczna, ale jej nadal w Polsce nie ma. Główny geolog kraju praktycznie nie ma narzędzi do oceny zasadności wydawania koncesji, kontroli realizacji umowy koncesyjnej, oceny wiarygodności koncesjobiorcy itd. We wszystkich państwach UE działają służby geologiczne – z wyjątkiem Polski. A przecież mieliśmy – powołaną przez ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów – Komisję Kruszcową jako pierwszą na świecie służbę geologiczną.

Jako wiceminister środowiska i główny geolog kraju nic nie mogłeś zrobić, żeby ta służba powstała?

– Przygotowałem projekt ustawy o powołaniu Polskiej Służby Geologicznej. Obecny rząd wycofał go natychmiast. Mamy niezbyt dobre prawo geologiczne i górnicze. To nowe, przeze mnie projektowane, miało być m.in. narzędziem dla służby geologicznej, dlatego mogło zostać uproszczone, zorientowane gospodarczo i liberalne. Projekt ten został w 2008 roku przez rząd PO-PSL popsuty i stałoby się lepiej, gdyby nie został uchwalony, tym bardziej że zrezygnowano z powołania PSG. W połowie ubiegłego roku przesłałem list otwarty do premiera Tuska, poświęcony m.in. krytycznej ocenie projektu wspomnianej ustawy, PSG oraz problemom poszukiwania i wydobycia gazu ze złóż niekonwencjonalnych i gospodarczej suwerenności. Żadnej merytorycznej odpowiedzi nie otrzymałem. Zainteresowanych tą tematyką zapraszam na moją stronę: www.morion.ing.uni.wroc.pl.

REKLAMA