Bank Centralny Rebeliantów czyli jak się robi rewolucję w XXI wieku?

REKLAMA

W chwili gdy powstaje ten tekst, na Libię spadają kolejne bomby bohaterskich pilotów NATO, które, jak wiadomo, jest sojuszem obronnym. A ponieważ najlepszą obroną jest atak, obronny Pakt Północnoatlantycki atakuje wszelkich możliwych podejrzanych, nawet cywilów. Właśnie odświeżyłem stronę pewnej agencji informacyjnej i dowiedziałem się, że zginęło siedmiu cywilów – i po co się głupi pchali pod te bomby zrzucane przez szafarzy pokoju?

Największą zagadką do dziś pozostaje prawdziwa przyczyna interwencji „bratnich narodów”. Niektórzy twierdzą, że chodzi o złoto Kaddafi ego – ale w Trypolisie jest go tylko 140 ton (za Odrą jest go 24 razy więcej). Inni przekonują, że to robota wywiadu – ale czy wywiad jest w stanie wzniecić rebelie na całym kontynencie? Jeszcze inni twierdzą, że chodzi o ukrócenie politycznych interesów Włoch – tak jakby tylko Włochy robiły interesy z Kaddafim. Nieco bardziej przekonująca wydaje się jednak teza Paula Craiga Robertsa, który twierdzi, że amerykański Lewiatan postanowił ostatecznie okiełznać buntowników wyłamujących się z programu AFRICOM. Program ten został ustanowiony w 2007 roku przez George’a W. Busha w celu poddania afrykańskiego świata polityki ścisłej kontroli USA. W jego ramach młodzi politycy z Czarnego Lądu jeżdżą za ocean na specjalne szkolenia, gdzie uczą się, jak walczyć ze światowym terroryzmem (czytaj: wykonywać polecenia Amerykanów). W programie nie chciały uczestniczyć jedynie: Libia, Sudan, Erytrea, Zimbabwe i Wybrzeże Kości Słoniowej. Nic więc dziwnego, że we wszystkich tych krajach (poza Zimbabwe) trwa interwencja militarna USA. Kto nie walczy z terroryzmem u naszego boku, wobec tego zostaną zastosowane środki terroru – zdaje się myśleć Waszyngton.

REKLAMA

Ale i ta hipoteza wydaje się niepełna. Zapoczątkowana w nocy 18 marca interwencja krajów Zachodu rozzuchwaliła buntowników na tyle, że już tydzień później podjęli decyzję, która wprawiła cały świat w osłupienie. O ile podpisania kontraktu z Katarem (lub innym krajem arabskim) na sprzedaż ropy można się było spodziewać, o tyle obwieszczenia wszem i wobec, że właśnie powstaje Bank Centralny Benghazi, nie spodziewał się chyba nikt. A przynajmniej nie na tym etapie rewolucji. Libijskim nomadom należą się słowa najwyższego uznania: nie dość, że z karabinem w ręku dzielnie walczą o przyszłość swojej ojczyzny w saharyjskim skwarze, to jeszcze są w stanie jednocześnie tworzyć własny system bankowy! I kto mówił, że Arabowie są leniwi?!

Dzielni buntownicy najwyraźniej na zasadzie empatii z amerykańską klasą polityczną nie mogli znieść tego, że ohydny dyktator Kaddafi wciąż nie przyjmował zapłaty za swoją ropę w dolarach, lecz w libijskich dinarach. Postanowili więc pomóc Amerykanom obalić siłą niezależny system bankowy Libii i zaprowadzić nowy porządek, „kompatybilny” ze światowymi trendami (czyli z dolarem). Kontrakt na sprzedaż ropy za pośrednictwem Kataru i innych krajów przewiduje oczywiście, że będzie ją można już kupić za dolary. ONZ już zapowiedziała, że rządu powstańców i jego instytucji nie dotkną żadne sankcje gospodarcze. Pustynni nomadowie zakładający bank centralny w samym środku rewolucyjnych starć stają się w ten sposób znakiem naszych czasów.

Niegdyś rewolucje polegały na zdobywaniu twierdz lub zamachach na głowy państw, dziś rebelianci zakładają swój bank centralny. Nawet PRL powstała w ten sposób, że najpierw Stalin napisał Polakom konstytucję, a za złotówkę zabrano się dopiero wówczas, gdy sytuacja nieco już okrzepła. Być może świat pójdzie w takim kierunku, że przyszłe zamachy stanu będą się dokonywały w biurowcach. Pewna grupa banków wyłamie się z kartelu działającego pod egidą banku centralnego, wydrukuje swoje własne kwity, ogłosi wszem i wobec, że obniża stopy procentowe poniżej obowiązującej stopy, a dopiero potem na ulicę wyjdą buntownicy. A może ludzkość nauczy się bezkrwawych rewolucji i armia nie będzie musiała się już z nikim bić, tylko nauczymy się płynnie zmieniać system władzy na bardziej inflacjonistyczny bez przemocy, dla dobra światowego pokoju i z poszanowaniem praw człowieka?

Ale nie dzielmy skóry na niedźwiedziu – Kaddafi jeszcze żyje. Może właśnie w Trypolisie jakiś oficer CIA tłumaczy mu, że przecież nadal może zobowiązać się do sprzedaży ropy w zamian za dolary oraz że myśliwce NATO mogą zniknąć z przestrzeni powietrznej Libii tak szybko, jak się tam pojawiły. Albo może Armii Światowej Inflacji nie uda się pokonać wojsk dyktatora i wrócimy do punktu wyjścia? Kto wie? Na pewno samobójstwem byłoby dla Kaddafiego podjęcie decyzji o sprzedaży ropy za euro (wcześniej uczynił tak Saddam i wiadomo, jak skończył). Wówczas administracja Obamy znalazłaby na niego bardzo porządnego haka – np. że wywołał trzęsienie ziemi w Japonii albo że sprzedawał hitlerowcom ogrodzenie do obozów koncentracyjnych. A dzielna amerykańska armia, tocząca nieustanną wojnę o pokój, zgniotłaby zbroczonego krwią dyktatora, nim ten zdążyłby odwołać swoje słowa!

REKLAMA