W mediach społecznościowych powraca moda na debilny „salt and ice challenge” (wyzwanie soli i lodu – tłum red). Poparzone dzieciaki lądują w szpitalach, a ich skóra jest bezpowrotnie martwa .
„Zabawa” w posypywaniu się solą i przykładanie w to miejsce lodu pojawiła się w sieci kilka lat temu. Już wtedy odnotowano wiele groźnych wypadków poparzeń.
Dzieciaki, by zaimponować znajomych pokazują jak długo są w stanie znieść ból jaki wywołuje zachodząca reakcja cieplna.
To z pozoru paradoksalne, ale topniejący lód schładza się nawet do minus 30 stopni. Skóra w zetknięciu z takim lodem doznaje nieodwracalnych poparzeń.
Do szpitali zgłaszają się osoby z poparzeniami pierwszego, drugiego, a nawet trzeciego stopnia. W skrajnych przypadkach dochodzi do uszkodzenia mięśni i kości i upośledzenia ruchu.
Normą jest, że skóra w miejscach w których zetknęła się z solą i lodem zamiera. Na tym między innymi polega niebezpieczeństwo zabawy.
Po pewnym czasie i przekroczeniu określonego progu bólu przestajemy go odczuwać, gdyż uszkodzone zostają nerwy. Jednak lód dalej działa na skórę.
Ślady po lodzie pozostają na zawsze. W tych miejscach będą gołe placki – nie wyrosną tam włosy, nie dopływa do nich krew, nie ma czucia, bo uszkodzone są nerwy.
Zabawa w sól i lód była modna kilka lat temu. Teraz jednak znowu powraca. Wyrosły kolejne roczniki debili.