Kulisy relacji Niemcy – Rosja

REKLAMA

Rozkwita miłość między Wschodem i Zachodem. Oczywiście chodzi o ten prawdziwy Zachód, dla którego Polska to jakieś peryferyjne, niemal azjatyckie kresy. Z kolei wiadomy Wschód postrzega nas jako szczep, co to wprawdzie zbłądził przed wiekami i przesiąknął okcydentalną zgnilizną, ale pod właściwą kuratelą ma jeszcze szansę, aby złączyć się na trwale z prawowiernym żywiołem słowiańskim. Od dłuższego czasu Rosja próbuje więc Polskę dość skutecznie taką opieką obejmować.

Rzeczpospolita, w znanym porzekadle rosyjskim określana lekceważąco jako „nie zagranica”, ustami swoich władz przymilnie uśmiecha się do Moskwy, ale umizgi te nie robią wrażenia na kremlowskich wygach, snujących plany o wiele ambitniejsze niż pozyskanie przychylności w dawnej własnej prowincji nadwiślańskiej. Zresztą śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej pokazuje, że „elity” z warszawskiej guberni, choćby pluć im w twarz, nadal będą niezłomnie „ocieplać stosunki z Rosją”, pomerdując przy tym z podniecenia, radzi na wszelkie sposoby starać się ku większej chwale euroazjatyckiego imperium.

REKLAMA

Toteż nie troszcząc się więcej o nastroje w laszej prowincji, Dymitr Miedwiediew wybrał się w czerwcu na podbój poważnych państw zachodnich. Najpierw odwiedził Niemcy, gdzie kanclerz Aniela Merkel podjęła dostojnego gościa w brandenburskim pałacu Meseberg, oddalonym niewiele ponad pół setki kilometrów od Berlina. Ta ładna barokowa posiadłość, niegdyś należąca do rodziny Lessingów, która wydała m.in. wybitnego pisarza, została zdewastowana w 1945 roku i służyła w komunistycznej NRD jako magazyn, przedszkole i urząd gminny. Od ponad trzech lat miejsce to jest rezydencją władz federalnych, dokąd zapraszani są tylko najwybitniejsi światowi politycy.

Według rosyjskich komentatorów, Merkel wyglądała wizyty Miedwiediewa jak kania dżdżu. Była to bowiem dla niej nie tylko okazja do oderwania się od ekonomicznych utrapień Bundesrepubliki, jakie codziennie przyprawiają panią kanclerz o ból głowy, ale także możliwość podszlifowania mowy Puszkina i Lenina. W latach szkolnych Kanzlerin była bowiem wielokrotną laureatką olimpiad języka rosyjskiego. Co prawda przeciętny poziom nauczania russische Sprache był w komunistycznych Niemczech, mimo wysiłków entuzjastów czerwonej ideologii, raczej niezbyt imponujący. Pamiętam z trudem wydukane przez przypadkowo spotkanego działacza FDJ (organizacja typu pioniersko-komsomolskiego, przezywana niekiedy po prostu HJ, czyli Honecker Jugend) podręcznikowe zdanie: Ty rhabhothaiesch v kolchoze?, które musiało nam wystarczyć za całą konwersację w języku Wielkiego Brata. Być może jednak „Angie” ma szczególny talent lingwistyczny. Ponadto, co jest podkreślane na Wschodzie, polityka rosyjska to jej atut.

Toteż nic dziwnego, że pani kanclerz od razu złapała Miedwiediewa pod mankiet i zaciągnęła na spacer bez tłumacza po pałacowych alejkach. Filigranowy władca Rosji musiał zapewne interesująco wyglądać na tle „Żelaznej Dziewczynki”, której kompleksja pokazuje, że niemieckiej gospodarce mimo kryzysu nie grozi jeszcze całkowita zapaść. Zza opłotków ciekawie zerkały na niemiecko-rosyjską parę gipsowe krasnale spod Nowej Soli, zdobiące ogródki meseberskich włościan. Co większe z nich mogły odczuwać swoiste powinowactwo z przybyszem z Moskwy, właśnie dla nikczemnego wzrostu obdarzonym mianem „nanoprezydenta”.

Merkel i Miedwiediew przegadali ze sobą ponad 10 godzin, kontynuując parkowy dialog przy kolacji. Mieli o czym pomówić: dwa lata temu władca Rosji wystąpił w Berlinie z nowymi propozycjami w sprawie bezpieczeństwa w Europie i teraz uzgodnił z najbardziej wpływową kobietą świata (według gazety „Forbes”), że Niemcy i Rosja wspólnie przedłożą Wspólnocie Europejskiej projekt utworzenia specjalnego komitetu, który na początek ruszyłby z martwego punktu problem Naddniestrza.

– To nie znaczy, że Rosja zamierza zerwać bezpośrednią współpracę z Brukselą albo zastąpić ją współpracą z innymi państwami, nawet tak bliskimi i ważnymi dla nas partnerami jak Republika Federalna Niemiec – „uspokoił” na wszelki wypadek Miedwiediew niemieckich dziennikarzy. – Uważam jednak, że dobre pomysły powinny najpierw krystalizować się podczas kontaktów osobistych.

Zapewnienia takie oznaczają oczywiście, że Moskwa i Berlin chcą razem decydować o sprawach Europy, co ma być dalszym etapem zrzucania przez stary kontynent jankeskiego jarzma i osłabiania NATO. Zadowolony Miedwiediew w rewanżu za przychylność niemieckiej partnerki przestał nawet, wbrew gospodarczym interesom Rosji, wstawiać się za Iranem, oznajmiając, że program jądrowy Teheranu kremlowskim władzom również niezbyt się podoba.

Prezydent i kanclerz pogawędzili także o sytuacji w Afganistanie oraz pomysłach objęcia ściślejszą kontrolą międzynarodowych rynków finansowych. Zgodność poglądów uzyskali zadziwiającą. – Skoro tak się przyjaźnimy, czemu naszych obywateli nadal obowiązują wizy? – skorzystał ze sposobności Miedwiediew, aby zadać podstępne pytanie kanclerz Merkel. Doktor honoris causa Politechniki Wrocławskiej tak na to odpowiedziała: – Rozumiem zdziwienie obywateli rosyjskich, którzy pytają: skoro mamy dobre stosunki ze Wspólnotą Europejską, dlaczego nie możemy swobodnie podróżować do Europy? Myślę, że nadszedł czas, aby przejść do konkretów w tej sprawie. Właśnie kwestii zniesienia wiz media rosyjskie omawiające niemiecką wizytę Miedwiediewa poświęciły chyba najwięcej miejsca, podkreślając, że prezydent zadeklarował umożliwienie swobodnego wjazdu do Rosji obywatelom wspólnotowym. Niekiedy wspierano zabiegi głowy Federacji Rosyjskiej dość kuriozalnymi argumentami. Na przykład serwis Vesti.ru napisał: Hans Jürgen, który sprzedaje parówki naprzeciwko wrót rezydencji, jest również w pewnym sensie ofiarą reżimu wizowego.

Z okazji przyjazdu Miedwiediewa kupił dwie rosyjskie flagi, ale jego gest omal nie skończył się fiaskiem z powodu niedostatku informacji. – Kupić rosyjską flagę w Niemczech to nie jest problem – mówi Jürgen. – O wiele trudniej prawidłowo ją powiesić. Teraz już wiem, że biały kolor powinien być u góry – cieszy się. Bez trudu można odtworzyć tok rozumowania bardziej rozgarniętych rosyjskich konsumentów takiej dziennikarskiej papki: „Jeśli naprawdę Hans Jürgen handluje kiełbaskami u wrót rządowej rezydencji, to niewątpliwie ma on także posadę w instytucji, która z pewnością poinstruowała go, jaki jest porządek rosyjskich barw narodowych. Ale jaki u licha ma to związek z wizami?”

Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, aby „bezwizowi” przybysze ze Wschodu nagle odczuli powołanie uświadamiania Niemców w dziedzinie rosyjskich symboli państwowych. Zresztą Rosjanie także mają mizerne pojęcie o weksylologii – dotyczy to również barw serdecznego sojusznika. Widziałem parokrotnie, jak w Rosji niemieckie barwy wywieszano odwrotnie – czarny kolor, jako optycznie cięższy, umieszczając dość logicznie na dole. Pod tym względem flaga niemiecka obowiązująca w latach 1935-1945 była bardziej praktyczna, bo można ją było wieszać, jak popadło, podobnie zresztą jak dzisiaj wspólnotowe kółko z gwiazdek.

Na koniec Miedwiediew okazał współczucie swojej gospodyni z powodu ekonomicznych perypetii Europy. – To nie euro zrodziło kryzys – zauważył. – System światowych rezerw walutowych jest niepewny; uważam, że powinny dołączyć do nich nowe waluty, a te, które już są w tym systemie, powinny być mocne i stabilne. „Miedwiediew ze strefy euro odleciał, a Merkel w niej została” – dowcipnie zauważyła rosyjska prasa, pozostawiając domyślności czytelników, że lepszy rubel w garści niż niepewne euro.

Łyżkę dziegciu do beczki miodu, jaka uzbierała się w trakcie pogaduszek obojga przywódców w Mesebergu, dodał wkrótce po odjeździe Miedwiediewa minister spraw wewnętrznych Niemiec Tomasz de Maizière, który w swoim dorocznym raporcie wskazał, że Chiny i Rosja to liderzy szpiegostwa przemysłowego w Niemczech. Zapewne jest to jakiś sposób na pozyskanie nowych technologii oraz innowacyjnych rozwiązań, o jakich wspomina często Miedwiediew, upatrując w ich wdrażaniu lepsze jutro swojego kraju. Władze rosyjskie nie skomentowały raportu niemieckiego ministra.

REKLAMA