Niemcy minimalizują koszty ratowania banków w innych eurokrajach

REKLAMA

Brukselskie władze UE usilnie dążą do „unii bankowej”. Kombinują od wielu miesięcy, razem z politykami eurolewicy, jak tu uratować setki bankrutujących banków w Hiszpanii, Włoszech czy Belgii na cudzy koszt. Przede wszystkim na koszt europejskich podatników – możliwie bez większego udziału właścicieli i szefów banków oraz ich wierzycieli.

Tymczasem minister finansów Niemiec Wolfgang Schäuble wykluczył po raz kolejny możliwość wykorzystania do ratowania tych banków środków pochodzących z Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego (EMS). W wypowiedzi dla dziennika „Der Tagesspiegel” Schäuble stwierdził stanowczo, że nie będzie pieniędzy podatników na ratowanie banków, a szczególnie środków z funduszu EMS. Powiedział, że to stanowisko, które będzie przedstawiał podczas przyszłych narad ministrów finansów państw UE, zostało już uzgodnione z SPD – podczas trwających negocjacji o tworzeniu rządu. A Niemcy nie zrezygnują z zasady obciążania kosztami ratowania i uzdrawiania banków w pierwszej
kolejności samych tych banków i ich wierzycieli. Gut!

REKLAMA

Minister Schäuble i inni członkowie władz Niemiec chcą, aby już od stycznia 2015 roku obowiązywała zasada, że straty banków będą w pierwszej kolejności pokrywać właściciele wkładów przekraczających 100 tys. euro oraz nabywcy większych pakietów obligacji wyemitowanych przez te banki, a dopiero potem państwo. Jednak w urzędach UE nadal trwają „prace” nad powstaniem tzw. wspólnego mechanizmu restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków (SRM).

Ustanowienie SRM ma być „drugim etapem” unii bankowej, po już uchwalonym „wspólnym nadzorze” nad bankami, który ma zacząć działać w roku 2014. SRM ma dysponować wielomiliardowym funduszem, na który mają się składać przede wszystkim same banki. Podobno ma on być zbierany aż przez 10 lat. W tym okresie nie byłby on więc jeszcze wystarczającym zabezpieczeniem – w razie konieczności ratowania czy likwidowania choćby kilku dużych banków.

Dlatego też rządowy Paryż, Rzym, Madryt i inne rządy europołudnia chcą, aby przynajmniej przez te pierwsze lata pomagał w tym istniejący fundusz EMS. Ale Niemcy nadal sprzeciwiają się temu, podobnie jak projektom emisji tzw. euroobligacji, czyli „wspólnych europejskich” papierów dłużnych. Wbrew stanowisku Paryża, Waszyngtonu i funkcjonariuszy UE z Brukseli, Niemcy słusznie obawiają się, że dla niemieckich podatników i kas oznaczałoby to dodatkowe wielomiliardowe obciążenia. Z różnych przyczyn europolitycznych nie wydaje się jednak pewne, czy wytrwają w tym swoim oporze. Być może już jesienią przyszłego roku, po eurowyborach, Niemcy pozwolą jednak eurokomunie trochę się wydoić. Chociaż obecnie jeszcze żądają w Brukseli utrzymania „własnej suwerenności” w kwestii przyszłego ratowania i likwidowania niektórych niemieckich banków. A także w kwestii minimalizowania udziału Niemiec w kosztach ratowania banków w innych eurokrajach.

REKLAMA