Niemcy wrócą do marki?

REKLAMA

Ostatnio doszło w Niemczech do kilku znamiennych publikacji i wypowiedzi, które mogą świadczyć o propagandowych przygotowaniach do ewentualnego powrotu do waluty RFN z lat 1948-2001. Albo przynajmniej o próbie zmiękczenia Francuzów i innych partnerów Niemców ze „strefy euro” w kwestii przyszłości politycznej waluty UE i pożądanych metod jej dalszego utrzymywania i ratowania. Po finansowym załamaniu, jakie dotknęło Grecję i Irlandię, coraz liczniejsi niemieccy ekonomiści, a także niektórzy politycy dyskutują o możliwości upadku waluty UE i powrotu RFN do starej marki. Od końca listopada, tj. od czasu upadku banków i finansów Irlandii, mówią o tym już całkiem otwarcie. Mocna, stabilna i na ogół ładnie wydrukowana zachodnioniemiecka marka była i jest nadal ukochaną walutą wyraźnej większości Niemców. W różnych badaniach za powrotem do marki opowiada się od 57 do ok. 70 proc. ankietowanych. DM jest też dobrze wspominana przez wielu Austriaków, Węgrów, Słowaków, Włochów czy Turków, a przede wszystkim przez narody bałkańskie i z obszaru byłej Jugosławii – z Chorwatami i Słoweńcami na czele. W jakimś miasteczku w Chorwacji powstał nawet kilka lat temu chyba jedyny w Europie okazały pomnik niemieckiej marki – zbudowany przez jej lokalnych wielbicieli.

6 grudnia portal Deutsche Welle (ze znanej państwowej rozgłośni radiowej i stacji telewizyjnej), zamieścił dość intrygujący artykuł pt. „Co by było, gdyby przywrócono niemiecką markę?”. Autor tekstu, Stefan Wolff, stwierdził, że z czysto technicznego punktu widzenia „przywrócenie marki nie byłoby większym problemem, ponieważ w Niemieckim Banku Federalnym (Bundesbanku) pracuje blisko 10 tysięcy ekspertów” od tych walutowych zagadnień. Ci „strażnicy waluty” np. bez trudu i szybko wprowadzili DM na obszarze całej NRD w roku 1990. Ponad 11 lat później zadbali natomiast o to, aby waluta UE „bez przeszkód przez jedną noc była dostępna w całych Niemczech, co nawet dziś uważa się za logistyczny majstersztyk”. Wolff przypomina, że ponad 14 mld marek ciągle jeszcze znajduje się w prywatnym posiadaniu Niemców i jest legalnym środkiem płatniczym – tzn. podlega gwarantowanej i pełnej wymianie na euro. Więc „na wartości ten pieniądz nie straci. Gdyby unia walutowa miała się rozpaść, Niemcy wraz z Belgią, Holandią i Finlandią” (mającymi przed wprowadzeniem euro własne waluty, ale powiązane z marką) należałyby do nielicznej grupy krajów z twardą walutą. To znaczy, że niemiecka marka zyskałaby znacząco na wartości w stosunku do portugalskiego escudo, greckiej drachmy, hiszpańskiej pesety i włoskiego lira. A więc urlop w Hiszpanii czy Grecji byłby dla Niemców znacznie tańszy niż obecnie. Z drugiej strony w tych i innych krajach podrożałyby niemieckie produkty eksportowe.

REKLAMA

W związku z tą tendencją (po ewentualnym wprowadzeniu marki) np. Klaus Schrüfer, główny ekonomista skandynawskiego SEB Bank, uważa, że „euro jest obecnie co prawda trochę przewartościowane, ale niemiecka marka stałaby się znacznie silniejsza”, przez co bardzo pogorszyłaby się cenowa konkurencyjność niemieckiej gospodarki. A liczne państwa z „miękką” walutą zacząłby nękać inny problem – stopa inflacji szybko osiągnęłaby w tych krajach wielkość dwucyfrową, co uniemożliwiłoby im zwrot zadłużenia, które w sporej części musiałoby być wyliczane w markach. Następstwem takiego stanu rzeczy byłyby bankructwa poszczególnych, głównie południowych państw. Klaus Schrüfer uważa, że Niemcy czerpią obecnie znaczne korzyści z tego, że są w strefie euro. Bo bez euro przesłanki niemal ciągłego rozwoju niemieckiej gospodarki byłyby o wiele gorsze. A powrót do marki prawdopodobnie spowodowałby raz jeszcze, podobnie jak w roku 2002, znaczący wzrost cen nabywanych codziennie towarów i usług.

Inni niemieccy ekonomiści mają jednak w tych sprawach odmienne zdanie. Na razie większość z nich jeszcze ostrzega przed zbyt dużymi kosztami ewentualnej operacji wprowadzenia w Niemczech marki. Kosztami nie tylko finansowymi, ale też gospodarczymi i politycznymi – również w UE. Prof. Max Otte uważa, że zarówno Irlandia, jak też inne słabe finansowo kraje UE (jak Portugalia czy Grecja) powinny po prostu wystąpić ze strefy euro. Albo zostać z niej usunięte.

Natomiast prof. Gerhard Illing nie wyklucza możliwości powrotu do marki. W telewizyjnym wywiadzie stwierdził, że politycy muszą się w końcu zdecydować, czy chcą zachować euro, czy też nie. Jego zdaniem, ewentualny powrót do marki byłby w Niemczech możliwy, ale jednak bardzo drogi.

Narastająca z każdym dniem krytyka waluty euro i systemu fi nansowo-politycznego z nią związanego jest już nad Renem czy w Bawarii tak duża, że federalny minister finansów Wolfgang Schäuble poczuł się zmuszony (8 grudnia), aby ostrzec rodaków przed sianiem „niepotrzebnej paniki”. Ta szara eminencja CDU i rządu nadal broni waluty UE. Twierdzi nawet, że „bez wspólnego europejskiego pieniądza” każdy Niemiec byłby [w ostatnich latach] biedniejszy. Jednak do coraz większej liczby Niemców, tracących z każdym dniem zaufanie do euro, takie argumenty już nie trafi ają (6 i 7 grudnia brak zaufania do waluty UE wyrażało już 60-62 proc. ankietowanych Niemców). Nie przekonują ich też, podobnie jak niektórych ekonomistów, kilkakrotne ostrzeżenia kanclerz Merkel z grudnia br., że wraz z upadkiem systemu euro upadnie Unia Europejska.

REKLAMA