Car sypnął obiecankami. Co Rosjanom obiecał Putin?

REKLAMA

Włodzimierz Putin, ledwie tylko wskoczył znów w swoje stare prezydenckie kamasze, natychmiast, wzorem cezarów hojnie ciskających w tłum monety, podpisał garść dekretów gotujących Rosjanom przyszłość więcej niż świetlaną.

Oto wyższość systemu postbolszewickiego: w zwyczajnej demokracji kandydaci do rządzenia prześcigają się w przedwyborczych obietnicach, a gdy wreszcie uchwycą władzę, zaraz o nich zapominają, natomiast demokracja suwerenna, budowana z entuzjazmem w Rosji, ma to do siebie, że najlepszy jej reprezentant może pozwolić sobie na roztaczanie przed swoim ludem imponujących perspektyw już po elekcji. A niech naród zna pana!

REKLAMA

Tym bardziej że takie dekrety to dla Putina nie nowina. Pierwszy z nich dotyczy „długoterminowej polityki gospodarczej państwa” i prezydent przykazuje w nim rządowi stworzenie dogodnych warunków działania dla biznesu. Dzięki temu Rosja w rankingu Banku Światowego ma z zajmowanego obecnie 120. miejsca w świecie skoczyć w ciągu najbliższych trzech lat na pozycję 50., a następnie w 2018 roku znaleźć się na miejscu 20. Równolegle w tym samym czasie płace wzrosną o 40 do 50%, a udział wysokich technologii w produkcie krajowym powinien osiągnąć jedną trzecią.

Sprawy gospodarcze są oczkiem w głowie Putina od początku jego panowania. Istotnie, po okresie jelcynowskiej smuty wyniki w wyciąganiu kraju z dna następca pierwszego prezydenta odniósł imponujące. PKB, rezerwy budżetowe, inwestycje zagraniczne w Rosji oraz przedsięwzięcia rosyjskie poza granicami państwa rosły szybko, spłacano długi, ale przede wszystkim Rosjanie zapamiętali Putinowi terminowe otrzymywanie wynagrodzeń, o czym za Jelcyna przedstawiciele wielu profesji tylko marzyli. Potem jednak rozpoczął się kryzys światowy, który oczywiście, zdaniem Kremla, właściwie Rosji nie dotyczy. Tymczasem inflacja nie śpi – ceny w rosyjskich sklepach wytrwale pną się w górę (benzyna na stacjach kosztuje trzy razy tyle co podczas pierwszej kadencji obecnego prezydenta).

Jak natomiast tworzy się dogodne warunki dla działania biznesu, Putin osobiście pokazał na przykładzie Michała Chodorkowskiego. Poważniejsze przedsięwzięcia gospodarcze można z powodzeniem prowadzić w Rosji tylko mając oparcie wśród przedstawicieli władz (choćby lokalnych) czy też struktur z władzą powiązanych. Kredyty są drogie i często niedostępne dla drobniejszych przedsiębiorców. Właściwie w Rosji ma się dobrze jedynie bazarowa forma biznesu, przy czym znaczący udział w handlu na targowiskach, zorientowanym na przeciętnych Rosjan, mają obcokrajowcy. Już dobrą dekadę temu Putin grzmiał, że Rosja powinna eksportować przynajmniej półprodukty, a nie surowce, jednak rzeczywistość rządzi się swoimi prawami. Wreszcie inwestycje w nowoczesne technologie także nie przynoszą oczekiwanych efektów. Mocno przereklamowana rosyjska Dolina Krzemowa w Skołkowie pod Moskwą boryka się z prozaicznymi problemami, a im dalej od stolicy, tym gorzej. Ałtajski Bijsk długo dobijał się tytułu naukogradu, czyli miasta nauki, w tym celu przemianowano nawet szumnie miejscową szkołę pedagogiczną na uniwersytet (pozostawiając niestety poprzedni poziom nauczania). W końcu gród nad Biją otrzymał upragnione miano, ale nie wiązały się z tym żadne korzyści, jakie jego mieszkańcy zdołaliby dostrzec.

REKLAMA