Szymowski: Wieczór z fiskusem. Jednolity Plik Kontrolny czyli nawet małe firmy na smyczy skarbówki

REKLAMA

Ministerstwo Finansów chce, aby Polska została pierwszym na świecie państwem, w którym Jednolity Plik Kontrolny przedstawiany będzie codziennie nawet przez najmniejsze, jednoosobowe firmy. Jednolity Plik Kontrolny – te złowrogie trzy słowa od stycznia 2018 roku mogą w prywatnych firmach zastąpić zwyczajowe „do widzenia” wypowiadane na zakończenie dnia pracy. Wszystko z powodu pomysłu Ministerstwa Finansów, aby wprowadzić nowe przepisy dotyczące zasad rozliczania się z fiskusem. Resort Mateusza Morawieckiego zapowiada, że nowe przepisy spowodują większą przejrzystość, zwiększenie wpływów do państwowej kasy i eliminację patologii. Obawiam się, że skutki będą dokładnie odwrotne.

Polska pionierem fiskalnym

REKLAMA

Nowe pomysły ministerstwo zaprezentowało 25 października – dokładnie w setną rocznicę wybuchu rewolucji bolszewickiej. To o tyle ciekawe, że to właśnie ta rewolucja zapoczątkowała zwyczaj prześladowania przedsiębiorców przez władze państwowe. Jej intelektualny mentor – Karol Marks – mawiał słusznie, że „istnieje tylko jeden sposób, aby zniszczyć kapitalizm: podatki, podatki i jeszcze raz podatki”. Dokładnie 100 lat później w Warszawie wiceminister finansów Leszek Skiba pochwalił się dziennikarzom przygotowaniem nowych przepisów, w myśl których Jednolity Plik Kontrolny ma być składany codziennie.

– Zapewniłoby to pełną kontrolę fiskusa nad obiegiem faktur – przekonywał minister Skiba. Podkreślił, że na razie nie można wskazać terminu, kiedy to się stanie. Zaznaczył jednak, że od początku przyszłego roku obowiązek składania JPK obejmie także najmniejsze firmy. Jego zdaniem, Polska będzie pierwszym krajem, w którym JPK będzie tak powszechny. W ten sposób Ministerstwo Finansów uczyniło Polskę pionierem w dziedzinie, której rozwoju absolutnie nie chcemy.

Co istotne, 25 października w polskim Sejmie toczyła się debata nad ustawą budżetową na 2018 rok. Według resortu finansów, w przyszłym roku wpływy do budżetu mają wynieść 339,6 miliarda złotych, czyli o niecałe 4% więcej niż w bieżącym roku. Te wpływy zagwarantować ma m.in. lepsza kontrola fiskusa nad fakturami wystawianymi przez prywatne firmy.

Wynalazek socjalizmu

Co to jest Jednolity Plik Kontrolny (JPK)? To zbiór szczegółowych danych podatkowych przekazywanych skarbówce w formie elektronicznej. Chodzi głównie o faktury i rachunki wystawiane i przyjmowane przez spółki prowadzące działalność gospodarczą. Przykładowo: jeśli firma X sprzedaje firmie Y towar za 5 tysięcy złotych, to musi do tego doliczyć VAT w wysokości 23%, czyli 1150 złotych. Wówczas w JPK firma X musi uwzględnić przychód, a firma Y wydatek na kwotę 5 tysięcy złotych, co pomaga określić wysokość podatku dochodowego. Również firma X ma zapłacić o 1150 złotych więcej z tytułu podatku od towarów i usług (VAT), zaś firma Y taką kwotę może sobie odliczyć. JPK to pomysł, który w zamyśle ma spowodować „uszczelnienie” systemu poboru podatków i zapobiec oszustwom VAT-owskim. Chodzi o to, aby zlikwidować obieg fałszywych faktur, wystawionych przez nieistniejące firmy. Zmniejszanie zobowiązań VAT-owskich na podstawie takich właśnie faktur było codziennością.

Dotychczas JPK składano (za pomocą specjalnego formularza wysyłanego przez specjalny program komputerowy wdrożony przez ministerstwo) miesięcznie. Księgowy ewidencjonował faktury wystawione i przyjęte – i na tej podstawie liczył zobowiązania wynikające z podatku VAT i CIT. Deklarację wysyłał do urzędu skarbowego, a firma regulowała należności.

Mikroprzedsiębiorstwa (tzw. jednoosobowe) mogły korzystać z ułatwień. Zamiast JPK były zobowiązane do prowadzenia Księgi Przychodów i Rozchodów, w której na podstawie faktur i rachunków ewidencjonuje się wszystkie wpływy i wydatki. Na tej podstawie wyliczane są należności z tytułu VAT i CIT. Mikroprzedsiębiorca może rozliczać się z fiskusem w systemie kwartalnym lub miesięcznym, według deklaracji. To ułatwienie zniknie w 2018 roku, kiedy nawet najmniejsze firmy będą musiały składać JPK.

Big Brother

Swoiste novum pomysłu resortu finansów polega na tym, że urzędnicy mają mieć dostęp do danych ze wszystkich faktur wystawianych przez wszystkie firmy i ewidencjonowanych w systemie JPK. Fiskus będzie więc wiedział wszystko o wszystkich. Co z tego wynika? System powszechnej inwigilacji dostarczy gigantyczną wiedzę urzędnikom skarbowym i wydatnie ograniczy zakres poufności w działalności gospodarczej i tajemnicę przedsiębiorstwa.

Od tej pory przed urzędnikami staną otworem nie tylko informacje o tym, kiedy, gdzie i komu która firma i za co zapłaciła, ale również ile wydała na pensje (wynagrodzenia dla pracowników to przecież koszt ujmowany w JPK). Stworzy to ogromne pole do nadużyć. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, że urzędnik mający dostęp do wiedzy będzie chciał z niej zrobić użytek dla prywatnych korzyści. I wiedzę taką udostępni np. służbom specjalnym lub… prywatnym detektywom. Taki przypadek jest tylko kwestią czasu. Gdy taki skandal wyjdzie na jaw, trzeba będzie wdrożyć odpowiednie procedury bezpieczeństwa, czyli np. dać nowe możliwości CBA, aby lepiej kontrolowało takich urzędników. To zaś pociągnie za sobą dodatkowe koszty.

Rzecz w tym, że serwery zawierające dane z JPK staną się pokusą dla hakerów pracujących na zlecenie obcych wywiadów. Czy dla wywiadu rosyjskiego lub izraelskiego dane o tym, co firma X kupuje od firmy Y i za jaką cenę, są istotne? Tak, jeśli firma X jest np. fabryką zbrojeniową, a firma Y jej podwykonawcą. Po co wszczynać operację szpiegowską, aby zdobyć takie dane? Wystarczy zatrudnić hakerów, aby włamali się na serwery i ukradli dane z JPK. Podobnie jak np. dane dotyczące zarobków prezesów firm zbrojeniowych. Takie informacje stworzą katalog osób potencjalnie niezadowolonych z zarobków, którymi obce wywiady mogą się zainteresować pod kątem werbunku. Tym samym więc JPK to działanie ewidentnie na szkodę bezpieczeństwa państwa.

Problemy niepotrzebne

Ale zmiany w systemie JPK oznaczają przede wszystkim ogromne uciążliwości dla firm, zwłaszcza małych. Rozliczenia miesięczne lub kwartalne sprawiały, że jeden raz w takim okresie księgowy musiał otrzymywać wszystkie faktury wystawione i przyjęte przez firmę. Obowiązek wysyłania JPK codziennie sprawi, że taki księgowy będzie musiał każdego dnia sporządzać sprawozdanie. A to oznacza, że wszystkie dokumenty firmowe będą musiały do niego trafiać… codziennie.

Takie rozwiązanie spowoduje istny papierologiczny armagedon. W dużym przedsiębiorstwie (np. fabryce) zarząd może wprowadzić procedurę obligującą pracowników do przynoszenia dokumentów księgowych do działu rozliczeń każdego dnia. Księgowy też pracownik i ma prawo do urlopu. Jeśli wyjedzie, aby wypocząć, to wówczas przez cały okres jego nieobecności ktoś będzie go musiał zastąpić. To oznacza, że firma będzie musiała zatrudnić nową osobę. A to zwiększy koszty.

Sprawa wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana w przypadku małych firm. Te najczęściej korzystają z zewnętrznych biur księgowych. Prowadząc od kilku lat własną działalność gospodarczą, podpisałem umowę z biurem księgowym, któremu regularnie dostarczam wystawione i przyjęte faktury. Biuro prowadzi KPiR i wylicza należności podatkowe. Raz na kwartał sympatyczna pani przesyła mi mailem informację, jaką kwotę mam przelać do urzędu skarbowego z tytułu VAT i CIT, a fiskusowi wysyła deklarację. Wprowadzenie konieczności zgłaszania codziennego JPK utrudni lub wręcz zdestabilizuje działanie firmy.

Biura rachunkowe lub etatowi księgowi pracują do godziny 16.00 lub 17.00. Co się stanie, jeśli koszt (np. tankowanie paliwa) powstanie po tej godzinie? Urzędnicy ministerstwa zapewne dojdą do wniosku, że codzienny JPK oznacza konieczność raportowania za dzień poprzedni. Ale co, jeśli jestem w dwudniowej delegacji i nie zdążę zostawić rachunków w biurze księgowym? Mogę wysłać je mailem. A jeśli nie mam skanera albo telefonu komórkowego z funkcją aparatu fotograficznego? A jeśli jestem zajęty spotkaniami i nie mam czasu się tym zająć? A jeśli jestem na delegacji za granicą? A jeśli… Takich „a jeśli” będą setki. Jedyne, co wydaje się pewne, to to, że biura rachunkowe, którym przybędzie pracy (zupełnie niepotrzebnej), będą podwyższać swoje stawki. I mali przedsiębiorcy będą musieli ponosić dodatkowe, niepotrzebne koszty.

Niezapomniany Stefan Kisielewski miał rację, gdy twierdził, że „socjalizm to jest ustrój, który bohatersko pokonuje problemy nieznane w żadnym innym ustroju”. O tym, jak wielki jest potencjał socjalizmu w tym „bohaterstwie”, przekonamy się, gdy kolejne nieznane nigdzie indziej problemy nadejdą wraz ze zmianami w częstotliwości składania JPK.

REKLAMA