Antysemityzm odpowiedzią na antyklerykalizm? Czyli Ziemkiewicz o chamach i Żydach

REKLAMA

Od kilku już lat „Gazeta Wyborcza” ma, oprócz oczywiście dość dziwnej linii rasowej, jedną główną linię ideologiczną – zajadły, można nawet napisać cytując Adama Michnika, „zoologiczny” antyklerykalizm. Zastąpił on coraz bardziej śmieszną w zderzeniu z rzeczywistością pensjonarską fascynację Unią Europejską, która królowała na łamach tego periodyku od czasu włączenia Polski do UE.

Można więc od rana do wieczora zaczytywać się w „GW” o gwałcących dzieci księżach, którzy prowadzą ten proceder, gdyż mają tyle pieniędzy wyciągniętych od swych „owieczek” pod pretekstem zawyżonych opłat za śluby i komunie, że zdążyli już obkupić się w najdroższe „majbachy”, zamieszkać w najdroższych pałacach kapiących złotem, zakosztować wszelkich ziemskich rozrywek i teraz po prostu nie mają już innego pomysłu jak tu wprowadzić w życie swój sybarytyzm.

REKLAMA

Nie da się ukryć, że ta „narracja”, którą przedstawiłem w formie weberowskiego modelu idealnego, jakże przypominająca wzorce z III i to wcale nie Rzeczpospolitej tylko Rzeszy, przyniosła skutek, w postaci legitymizacji antyklerykalizmu. Krótko mówiąc ludzie, którzy mają taki obraz świata, przestali się wstydzić głoszenia podobnych nonsensów, i, co więcej zyskali nawet widoczne przedstawicielstwo polityczne w postaci Ruchu Palikota oraz pewnej części PO, ale także, co wcale nie zaskakuje PiS (to radni PiS popierają antyklerykalne rządy SLD w Częstochowie oraz antyklerykalną frakcję PO dowodzoną przez posłankę Agnieszkę Pomaskę w Gdańsku).
Adam Michnik, zezwalając na podobne szaleństwo zapomniał jednak najwyraźniej, że demony budzą się zbiorowo. A w polskiej duszy, oprócz archetypu antyklerykała, jest dużo młodszy, ale jednak istniejący archetyp antysemity. Który można zrozumieć podstawiając do znajdującego się w pierwszej części tekstu obrazującej propagandę „GW” wobec Kościoła słowa „żyd” w miejsce „ksiądz” i „przerabiających dzieci na macę” w miejsce „gwałcących dzieci”. I właśnie ta pobudką się zaczęła – skończy się zapewne tym, że antysemici, podobnie jak antyklerykałowie zostaną zalegitymizowani i znajdą swoje przedstawicielstwo polityczne.

Na razie proces ten postępuje powoli, ale w jakże charakterystyczny sposób. W najnowszym felietonie na „Interii” napisanym przez Rafał Ziemkiewicza, a zatytułowanym „O wyższości >>Żyda<>Chamem<<” znajdują się na przykład następujące passusy:

No, proszę sobie wyobrazić, jakie piekło by rozpętał Michnik, gdyby jakiś prawicowy oszołom pod nazwiskiem, na łamach powtórzył był uporczywie od lat kolportowaną pogłoskę, jakoby ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego był jednym z tych licznych stalinowskich ubeków, którym po roku 1956 nadano nowe tożsamości, i jakoby w czasach, gdy wyrywał „polskim faszystom” paznokcie nie nazywał się wcale Kwaśniewski tylko Stolzman. No, niechby kto… Listy protestacyjne, setki artykułów i filipik, apele do światowej opinii publicznej, skargi z prośbą o specjalną rezolucję do Rady Europy, Zgromadzenia Generalnego ONZ i Bóg wie co jeszcze… Ale Urban – inna sprawa. Jeden drobniutki komentarzyk w tonie „a fe, to przesada, tak nie wypada”.

Tygodnik „Wprost” podsłuchał kiedyś panów Michnika i Urbana, jak biesiadując w warszawskiej knajpie naśmiewali się z chamskich nazwisk prawicowych dziennikarzy. „Jak to-to się nazywa, jakiś Warzecha, jakiś Semka…” – rechotali, według nigdy nie zdementowanej relacji „Wprost” panowie, de domo, Szechter i Urbach, i to by sugerowało, że podstawą ich szczególnej wspólnoty jest pochodzenie. I że to dlatego Urbanowi dostępna jest łaska wybaczenia ogromu popełnionych w życiu świństw i prawo bycia autorytetem moralnym, a Barański, który nabroił o wiele mniej, ale nie należy do ekskluzywnego klubu, ma trzymać mordę w kubeł.

Rafał Ziemkiewicz zastrzega jednocześnie:

A mianowicie, że nie chodzi tu o pochodzenie etniczne, żydowskie, bo z obu panów żadni Żydzi, więcej powiem, każdy z nich jest sam w sobie obrazą dla tego narodu. Chodzi o pochodzenie społeczne, pochodzenie z „żydokomuny” (można już chyba używać tego słowa, skoro odczarował je publicznie sam szef Żydowskiego Instytutu Historycznego). W obłudzie „Wyborczej”, która odprawia moralistyczne egzorcyzmy nad Barańskim, a znacznie odeń gorszego Urbana fetuje i szanuje, widzimy po prostu kolejny przejaw zajadłej wewnętrznej wojny, toczonej latami w PZPR i w całej w ogóle formacji wychowanej przez komunizm. Odsyłam do klasycznego tekstu Jedlickiego o „Chamach” i „Żydach” w Partii, publikowanego niegdyś u Giedroycia. Na pewno jest dostępny w sieci, a choćby i nie chciało się komuś szukać, wprowadzone nim do debaty historycznej nazwy partyjnych obozów mówią wszystko.

I dalej:

Piszę akurat o Urbanie, bo to wyjątkowa kanalia, ale przecież takich przykładów, dobitnie negliżujących nicość zadętej moralistyki „Wyborczej” jest wiele. Tak, jak Barański był tylko drobnym łobuzem przy Urbanie, tak i Urban był tylko małym pomagierem u Jaruzelskiego. A czy oburza „Wyborczą”, gdy się dziś Jaruzelski kreuje na patriotę, na obrońcę wolności i autorytet moralny? Rozumiem, że jego zbrodnie przeciwko Polsce i Polakom mediom Agory nie przeszkadzają, ale przecież u schyłku lat sześćdziesiątych Jaruzelski z właściwą sobie gorliwością i zapałem „odżydzał” kadry dowódcze tzw. ludowego Wojska Polskiego. Nikomu by tego nie wybaczono, ale Jaruzelski – okay, nie ma sprawy, „odpieprzcie się od generała”. Bo odkupił swe winy, po latach oddając władzę tej właściwej, jedynie słusznej opozycji – „demokratycznej”, a nie tej narodowo-katolickiej. Czyli, w dużym uproszczeniu mówiąc, właśnie „Żydom”, którzy po Marcu wprost z Partii poszli tę właściwą, jedynie słuszną opozycję tworzyć.

By skończyć:

Po prostu, jak zwykle u Michnika i jego hałastry, wysokie tony moralistyki i najwyższe etyczne pienia są tylko instrumentem bieżącej i bardzo niskiej politycznej propagandy, prowadzonej w interesie popieranej przez niezłomnego moralistę koterii.
Dlatego właśnie tak żałosne, by nie rzec wręcz – rzygliwe – daje to skutki.

Jeszcze kilka lat temu podobne rozważania, abstrahuję tu zupełnie od ich meritum, z którym zasadniczo się zgadzam, byłyby zapewne w „Interii” niemożliwe. A teraz są. Z zaciekawieniem, choć nie bez pewnych obaw czekam na pogłębienie tego „dialogu”. Nie zapominając, która gazeta go zainicjowała.

REKLAMA