Gwiazdowski: Państwo może wydawać tylko to, co zabierze obywatelom! Polemika z Bugajem

REKLAMA

Pan profesor Ryszard Bugaj napisał, że prowadzę „bałamutną działalność” (tutaj).

Różnica miedzy nami polega na tym, że ja Bugaja czytam, a on mnie nie za bardzo, więc jestem w lepszej sytuacji. Bugaj nie wie nawet, pisząc że Andrzej Sadowski jest moją „prawą ręką” jak wygląda rzeczywista sytuacja w Centrum – a się wymądrzą. Andrzej jest jednym z trzech fundatorów i od ponad dwudziestu lat wiceprezydentem CAS. A prezydentów było już pięciu.

REKLAMA

Przechodząc do rzeczy: „Upieram się stanowczo – pisze Bugaj – że w sposób wiarygodny w pierwszych dniach czerwca w ogóle nie można oszacować współczynnika redystrybucji budżetowej”. I ma rację. Dlatego co roku powtarzamy, że jest to obliczenie na podstawie prognozy, która nazywa się „ustawa budżetowa”. W tym roku wyjątkowo mocno podkreślaliśmy, że w ubiegłym roku, choć z budżetowych prognoz budżetowych wynikało, że dzień wolności podatkowej powinniśmy świętować 24 czerwca, to z informacji o wykonaniu budżetu, okazało się, że mogliśmy to robić dopiero 7 lipca.

Twierdzenie, że „nie jest prawdą, że państwo może wydać tylko tyle, ile zabierze obywatelom”, które nie zostało przez Bugaja rozwinięte bardzo mnie zastanowiło. Bo niby co jeszcze innego państwo może wydać? Może wydać, co pożyczy! Ale potem musi oddać, Więc musi zabrać obywatelom. No chyba, że nie odda – jak Grecja. Ale wtedy też zabiera obywatelom – bo nie oddaje co pożyczyło, czyli że nie pożyczyło, tylko jednak zabrało. Z tą różnicą, że tylko w części własnym obywatelom, ale także obywatelom innych państw. Może jeszcze „wydrukować”. Ale wtedy też „zabiera”. To się nazywa podatek inflacyjny. Jak za 100 zł kupuję 100 bułeczek, to nie ma znaczenia, czy państwo wprowadzi podatek 10% i za 90 zł będę mógł kupić 90 bułeczek, czy spowoduje inflację w wyniku której za 100 zł będę mógł też kupić tylko 90 bułeczek. Wreszcie jest argument, że państwo ma „bogactwa”. Ale przecież „państwo” nie zostało stworzone przez Pana Boga. To ludzie je utworzyli. Więc jak państwo coś „ma”, to znaczy, że ludzie tego czegoś nie mają, bo mieć nie mogą.

Bugaj zarzuca nam błąd „w traktowaniu jako podatków wszelkich przychodów państwa”, a już w szczególności, że „Centrum traktuje tak składki ubezpieczeniowe”. A czymże one są, jak nie podatkami, które dla zmyłki inaczej nazwano? Jak państwo, używając aparatu przymusu, coś obywatelom zabiera, to jest to „danina publiczna”. Więc jak Bugajowi nie pasuje współczesne określenie „podatek” – proszę bardzo możemy go nazwać średniowiecznym mianem „daniny”, albo – jak to czyni Bugaj – „dochodem szeroko rozumianego państwa”.

Wcale natomiast nie wrzucamy „do wora podatków” dochodów z dywidendy z zysku i przychodów ze sprzedaży majątku państwowego (a w przypadku jednostek samorządu terytorialnego przychody z dzierżawy lokali)” My je wszystkie wrzucamy właśnie do wora „dochodów szeroko rozumianego państwa”. Bo państwo nie ma „majątku państwowego”, który spadł mu jak „manna z nieba”. Zdarzyło się to tylko raz , gdy Naród Wybrany uciekał z niewoli egipskiej do Ziemi Świętej. Potem już każdy naród musiał „mannę” wytworzyć.. Państwo polskie ma na przykład majątek (a samorządy lokale) bo albo go wcześniej zabrało obywatelom w drodze nacjonalizacji, albo nabyło/wybudowało z podatków pobranych od obywateli.

Pisze Bugaj, że „emeryci i zwykli pracownicy płacą sporo, bogaci (…) – relatywnie bardzo mało”. I że „trzeba to koniecznie zmienić”. Jednak wątpi, „czy w tym dziele można liczyć na prezydenta Gwiazdowskiego”. Można! Jestem absolutnie za zmniejszeniem podatków płaconych przez emerytów i pracowników! Jestem nawet za tym, żeby emeryci i pracownicy nie płacili podatku dochodowego w ogóle! Ani składek na ZUS. Już nawet specjaliści z OECD, którzy zasłynęli kilka lat temu walką z „nieuczciwą konkurencją podatkową” postulują zmniejszenie opodatkowania pracy kosztem ewentualnie zwiększenia opodatkowania konsumpcji („Taxing Wages 2009-2010”)

Przypomnę jeszcze, bo czytam nie tylko Bugaja, że słynny John Rawls w „Teorii sprawiedliwości” napisał wprost, że „proporcjonalne opodatkowanie konsumpcji” jest bardziej zgodne z jego teorią niż „progresywne opodatkowanie dochodu”. Jak widać w słusznej sprawie potrafię się zgodzić nawet z socjalistą. A nawet z samym Marksem (Marksa też czytałem), który radził robotnikom, żeby popierali progresję podatkową, bo ona osłabia kapitalizm i tym samym ułatwia rewolucję komunistyczną (więcej tutaj). Tak – zgadzam się. Wysokie podatki dochodowe, zwłaszcza progresywne, służą komunistom.

(blog.gwiazdowski.pl)

REKLAMA