Kilka miesięcy koszmaru i przedziwna „pamiątka” w mieszkaniu po okazyjnej cenie! Zobacz, co przeżyli nowi właściciele

Mieszkanie piekarnik koszmar
Zdjęcie ilustracyjne.źródło: youtube
REKLAMA

Z oszczędności zdecydowali się na kupno mieszkania w okazyjnej cenie. Szczegół polegał na tym, że wcześniej mieściła się tam agencja towarzyska. Długo żałowali tej decyzji. Znaleźli bowiem coś niezwykłego.

Państwo Agnieszka i Radek zdecydowali się na kupno własnych czterech kątów po okazyjnej cenie w centrum stolicy. Mieliśmy niecałe 600 tys. zł, a chcieliśmy kupić trzypokojowe mieszkanie, jak najbliżej w centrum Warszawy. Prawie niemożliwe. Gdyby nie jedna oferta – opowiadała portalowi wp.pl. kobieta. Szczegół tkwił w tym, że wcześniej działa tam agencja towarzyska.

REKLAMA

Poszukiwacze mieszkania mieli więc ograniczony budżet, ale byli zdeterminowani, żeby znaleźć swoje miejsce.

Tak, że… no. To mieszkanie ma bardzo ciekawą historię – mówiła agentka nieruchomości, która prezentowała mieszkanie w jednej z warszawskich kamienic. Wskazała przy tym długopisem na dyskotekową lustrzaną kulę pod sufitem, podest z rurą do tańczenia.

Przez kilka lat działała tutaj agencja towarzyska. Właścicielem jest Wietnamczyk. Wspólnota mieszkaniowa chce go wypędzić wysokim czynszem. Jest skłonny do szybkiej sprzedaży. To co, negocjujemy? – zdradziła.

Mieszkanie wysokie, w przedwojennej kamienicy. Do kompletnego remontu, ale takie, jakiego szukaliśmy, wręcz wymarzone. Kilka dni zastawiałam się, czy to jakieś ryzyko, ale skoro agencja już się wyprowadziła… kupiliśmy – opisywała pani Agnieszka.

Ostatecznie mieszkanie udało się kupić za 560 tys. zł. Teraz nowi nabywcy musieli skupić się na remoncie. Niezwykle zadowoleni z nowych lokatorów byli sąsiedzi.

Boże, jakie to szczęście. Nareszcie jacyś porządni ludzie – przywitała państwa Agnieszkę i Radka sąsiadka z piętra niżej.

Gdyby coś trzeba było pomóc przy remoncie, sprzątnąć, to ja chętnie. Wszyscy sąsiedzi pomogą – zadeklarowała.

Zobacz: Nie żyje uciekinier z niemieckiego obozu koncentracyjnego i żołnierz Armii Krajowej. Po wojnie aresztowany przez komunistów

Szybko okazało się, że życie w mieszkaniu z taką historią nie jest łatwe. Praktycznie 24 godziny na dobę mogli spodziewać się najścia „gości”, którzy wracali do swoich ulubienic. Domofon nie milkł. Wszystko trwało cztery miesiące. Kiedy większość stałych klientów agencji dowiedziało się, że ich eden już nie funkcjonuje w tym miejscu, sytuacja nieco się poprawiła.

Co ciekawe nowi właściciele trafili na ciekawe znalezisko. Po 2 tygodniach na półce pod piekarnikiem w ręce pani Agnieszki wpadły trzy zeszyty , a w nich zapiski prostytutek.

„Zapisane z niezwykłą starannością linia w linię. Zajrzała, przypadkiem otwierając na dacie kwiecień 2014. A tam telefony klientów i komentarze. „Nie odbierać. Agresywny po alkoholu”. Kolejny telefon. „Pieprzy cały czas”. Do tego gęsto zapisane adresy: „Giełda w Broniszach. Box numer … „. Kolejna strona i adres na warszawskiej Ochocie, telefon i dopisek: „Dziwnie. Za kotarą były matka i żona” – czytamy na o2.pl.

Zobacz: Znamy już efekty rozmów Morawieckiego z Macronem. Francja poprze KE sprawie sankcji przeciw Polsce

Źródło: o2.pl/wolnosc24.pl

REKLAMA