Kłamstwa fotoradarowe Nowaka i Rostowskiego

REKLAMA

Większość minionego tygodnia upłynęła rządowi na rozpaczliwych próbach nadania własnej narracji polityce radarowej. Sławomir Nowak – ten, który nazwał kierowców przekraczających dozwoloną prędkość „drogowymi mordercami” – ogłosił rozpoczęcie akcji „zero pieniędzy z fotoradarów dla Rostowskiego”. Chodzi oto, aby „wszystkie dochody z budowanego sytemu automatycznego nadzoru nad ruchem, czyli z fotoradarów, zasiliły budowę dróg”. Minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej ma nadzieję, że naprędce przygotowany projekt zmiany ustawy o Krajowym Funduszu Drogowym „zamknie pustą dyskusję o tym, iż celem budowania systemu fotoradarowego było zasilenie budżetu”. Oczywiście fakt, że stosowne regulacje prawne powstają dopiero teraz – na długo po wpisaniu do ustawy budżetowej 1,5 mld złotych wpływów z mandatów do dowolnego rozdysponowania przez ministra finansów – najlepiej pokazuje jakie były motywacje gabinetu Donalda Tuska zanim fotoradarową grabieżą zajęły się media…

W tym kontekście zabawna wydaje się wyrażona publicznie (m.in. w TVN 24) nadzieja Nowaka, aby pieniędzy z fotoradarów było jak najmniej „a najlepiej zero”. Panie ministrze! Proszę się zdecydować czy chce Pan kasę na drogi czy nie?

REKLAMA

Wątek budżetu pozbawionego wpływu z mandatów pociągnął sam Jacek Rostowski. – Nie są ważne wpływy do budżetu. Ważne, żebyśmy nie zabijali ludzi na drogach. Gdyby fotoradary miały nie przynieść ani grosza i drogi były przez to bezpieczniejsze, nie byłoby szczęśliwszej osoby niż ja – zapewnił na antenie radia RMF FM. Rostowskiemu trochę szczęścia z pewnością by się przydało ponieważ jego świeżo nominowany, ósmy (!) zastępca przyznał na antenie tego samego radia, że w nowej pracy w zasadzie nie ma sprecyzowanych obowiązków. – Póki co będę łatał dziury, a potem zobaczymy – wyznał Janusz Cichoń (PO) zarabiający na nowej posadzie kilka średnich krajowych.

To nie jedyny psikus, który szefowi resortu finansów sprawili podwładni. Kolejne akty wiary ministrów Tuska w fotoradary, które poprawiają bezpieczeństwo na drogach i nie przynoszą budżetowi zysku podważyło samo ministerstwo finansów! W odpowiedzi na interpelację posłów Ruchu Palikota, urzędnicy Jacka Rostowskiego na piśmie potwierdzili zupełnie oczywistą zależność między zwiększeniem ilości fotoradarów, a wyższymi wpływami do budżetu. Posłowie opozycji cytowali na antenie TVN24 analizę resortu finansów, w której czarno na białym stoi, że „planowana kwota dochodów z tytułu mandatów karnych jest bezpośrednią konsekwencją planowanej instalacji nowych fotoradarów”. Gdyby prawdziwa była sugestia Nowaka, Rostowskiego i Tuska, że fotoradary szybko i skutecznie poprawiają bezpieczeństwo na drogach, to znaczne zwiększenie ich liczby powinno w ciągu roku zaowocować dochodami z mandatów niższymi niż rok wcześniej. Tymczasem Rostowski założył, że pomimo postawienia minimum 160 nowych urządzeń rejestrujących prędkość samochodów, wpływy do budżetu w bieżącym roku będą ponad 30-razy (!) wyższe niż w 2012 (o 300 mld zł większe jeśli zestawimy ze sobą założenia budżetowe).

Przy okazji fotoradarowej hucpy rządu Tuska wyszedł na jaw „bezprecedensowy wzrost wydatków biurokratycznych na jakąkolwiek instytucję państwową”. Tymi słowami Jerzy Polaczek, minister transportu w czasach PIS, podsumował fakt 7,5-krotnego zwiększenia budżetu Inspekcji Transportu Drogowego z 20 do 150 mln złotych w 2012 roku…

O tym, że wojna kierowców z zamordyzmem ekipy Tuska trwa w najlepsze świadczą wyniki sprzedaży urządzeń do obrony przeciw fotoradarom. Jak podał „Dziennik Gazeta Prawna” oblężenie przeżywają sklepy sprzedające CB-radia (właściciel antyradary.org chwali się sprzedażą na poziomie 70–80 tys. urządzeń miesięcznie!), antyradary i jammery. Te ostatnie to urządzenia zakłócające pracę radarów laserowych. Podobnych używają żołnierze w Iraku i Afganistanie, aby utrudniać rebeliantom zdetonowanie ładunków wybuchowych pod autami. Wyjątkowo popularne staje się także „dozbrajanie” telefonów komórkowych w społecznościowe aplikacje do wymiany informacji o kontrolach radarowych na drodze. Jednym z takich programów jest Yanosik, którego używa ponad 350 tys. kierowców (3,5 razy więcej niż przed rokiem!)

REKLAMA