Państwo to największy demotywator. Nagrody dla wszystkich urzędników, grabież pieniędzy od oszczędnych

REKLAMA

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW), kierowane przez szerzej nieznanego Jacka Cichockiego, wyssało z budżetu Komendy Głównej Policji prawie 30 milionów złotych zaoszczędzone m.in. na redukcji zatrudnienia. Oficjalnie pieniądze mają usprawnić działanie ogólnopolskiej sieci teleinformatycznej obsługującej zgłoszenia alarmowe przychodzące na numer 112. W praktyce pozwolą pokryć koszty funkcjonowania infrastruktury alarmowej.

– Ktoś w MSW zaplanował zbudowanie systemu, ale zapomniał (!) umieścić w budżecie pozycji związanej z kosztami jego utrzymania. Musieliśmy więc wysyłać monity o uregulowanie rachunków za funkcjonowanie sieci – stwierdził w rozmowie z „Dziennikiem” urzędnik Centrum Projektów Informatycznych Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Można założyć, że urzędnik wie, o czym mówi, ponieważ to pracownicy Michała Boniego nadzorowali wdrażanie numeru 112.

REKLAMA

Przypomnijmy, że wybranie tego numeru pozwala wezwać pomoc (policję, pogotowie, straż pożarną lub wszystkie te służby naraz) nawet z telefonu komórkowego nie posiadającego karty SIM i z zablokowaną klawiaturą.

Koordynowany na poziomie ogólnoeuropejskim numer alarmowy to jedna z niewielu przydatnych inicjatyw sponsorowanych przez podatników. Jednak minister odpowiedzialny za – pierwszy raz w historii polskiej policji – oskubanie stróżów prawa z pieniędzy oszczędzonych na redukcji zatrudnienia i ograniczeniu innych kosztów własnych zasługuje na uwagę. Dotychczas miliony złotych uciułane na polityce kadrowej (w policji jest ok. 9 tys. wakatów) Komenda Główna mogła przeznaczać na tak palące potrzeby jak np. paliwo do radiowozów. Z oszczędności wypłacano także premie i nagrody dla – jak w „Dzienniku” egzaltowanie ujął to jeden z oficerów – „funkcjonariuszy, którzy w tym czasie harowali za dwóch”. Skutek decyzji kierownictwa resortu spraw wewnętrznych jest łatwy do przewidzenia. W kolejnych latach żaden z decyzyjnych oficerów policji nie będzie oszczędzał na etatach i biurokracji. Po co miałby ciułać, skoro władza nie nagradza za gospodarność, a oszczędności lokuje w źle zbilansowanych projektach?

Niestety powyższy przykład demotywacyjnej siły biurokracji to i tak nic w porównaniu z systemem nagradzania urzędników korpusu służby cywilnej. Według doniesień „Rzeczpospolitej”, niemal wszyscy polscy urzędnicy to tytani pracy, którzy mogą się pochwalić szczególnymi osiągnięciami. W tym roku nagrody otrzymało 98% (!) wszystkich pracowników służby cywilnej w Ministerstwie Obrony Narodowej (od 200 zł do 10 tys. zł) i aż 96% zatrudnionych w Ministerstwie Finansów (najniższa nagroda to 100 zł, najwyższa – 19,5 tys. zł). Według wyliczeń gazety, w większości ministerstw i prawie wszystkich urzędach wojewódzkich nagrody otrzymało ponad… 90 proc. członków korpusu służby cywilnej! Na tym tle nieźle wygląda system nagradzania przyjęty w Ministerstwie Zdrowia. Resort nagrodził „zaledwie” 74% urzędników sumą od 150 zł do 5 tys. złotych. Panu Bartoszowi Arłukowiczowi nie należy jednak zbyt szybko gratulować. Do końca roku pozostał jeszcze prawie miesiąc…

W minionym roku premie urzędników korpusu kosztowały podatników 572 mln złotych. W tym roku docenienie osiągnięć szczególnych, czyli ponadprzeciętnych, czyli „przekraczających oczekiwania, jakie wiąże się z wykonywaniem przez pracownika obowiązków”, będzie nas prawdopodobnie kosztować jeszcze więcej.

Symbolem, który uzmysławia co w polskiej biurokracji zasługuje na nagrodę jest fakt przyznawania premii przez Małopolski Urząd Wojewódzki m.in. za… dobrą frekwencję pracownika a zwłaszcza „brak długotrwałych zwolnień lekarskich”.

REKLAMA