Podsumowanie negocjacji budżetowych w Unii: Marnotrawny eurosocjalizm ma się dobrze!

REKLAMA

Szefowie rządów państw UE nie mogli dojść na „szczycie” w Brukseli do porozumienia w sprawie budżetu UE na lata 2014-2020. Końcową przyczyną braku zgody była sprawa postulowanych przez pięć rządów dodatkowych oszczędności – raptem 30 mld euro. A trzy dni później ministrowie finansów europaństw przyznali zbankrutowanej Grecji dodatkowe 43,4 mld europomocy i inne finansowe prezenty (więcej na ten temat tutaj: Umorzenie części greckich długów nastąpi po cichu).

O fiasku brukselskich negocjacji z 22-23 listopada zadecydował brak zgody władz Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii, Szwecji i Danii na projekt budżetu UE zaproponowany przez brukselskich komisarzy UE – przewidujący wydatki na poziomie aż 973 mld euro i nie przewidujący żadnych cięć wydatków na ok. 55 tys. urzędników UE i jej instytucje. A takich cięć, co najmniej o 10 proc., domagały się władze w Londynie – od ub. roku same sporo oszczędzające na własnej administracji i wydatkach rządowych. Premier David Cameron zyskał w tym względzie poparcie rządów Szwecji i Holandii.

REKLAMA

Niespodzianką „szczytu” okazało się stanowisko rządowego Berlina – kanclerz Angela Merkel nie pozwoliła na dyplomatyczne izolowanie premiera Camerona i opowiedziała się po stronie zwolenników cięć wydatków – przynajmniej o 30 mld euro, w tym kilku miliardów na administrację UE. Francja sprzeciwiła się – jak zawsze – jakimkolwiek cięciom wydatków w ramach tzw. Wspólnej Polityki Rolnej (które nadal mają stanowić aż ok. 40 proc. wydatków UE). Paryż naciskał też na ograniczenie tzw. brytyjskiego rabatu – czyli prawie 4-miliardowej ulgi w corocznej „składce” Wielkiej Brytanii do kasy UE, wywalczonej przez premier Margaret Thatcher w latach 80. Utrzymania swoich rabatów w tych składkach, choć znacznie mniejszych niż brytyjski, chcieli też Holendrzy, Szwedzi i Niemcy.

Tydzień po tym „szczycie” funkcjonariusze UE z Brukseli podtrzymywali swój projekt siedmioletniego budżetu UE – mającego tę samą eurosocjalistyczną i ekonomicznie błędną konstrukcję co uprzednie unijne budżety. Nadal zbyt wiele funduszy ma być kierowanych do dziedzin mało produktywnych (jak dotacje dla rolników czy regulacje rynku pracy) lub wręcz marnotrawnych – jak propaganda UE, liczne konferencje, zbędne szkolenia czy np. dotowanie
różnych „projektów” w krajach afrykańskich. Dzieje się tak, ponieważ budżet „Wspólnoty” to w dalszym ciągu projekt przede wszystkim polityczny. Jest to też nadal czołowe świadectwo ciągle rosnącego w UE – mimo finansowego „kryzysu” – marnotrawnego eurosocjalizmu.

Minister finansów Niemiec, Wolfgang Schäuble, powiedział po zakończeniu brukselskich obrad: „Jeżeli i następnym razem nie dojdzie do podjęcia zgodnych decyzji, to będziemy mieć roczne budżety UE” (co dla szeregu krajów, w tym Polski, byłoby raczej niekorzystne). Zaznaczył przy tym, że dla rządu Niemiec najważniejsze jest, aby środki UE „zostały zagospodarowane w bardziej wydajny sposób”.

Nie ulega wątpliwości, że tym „następnym razem” – prawdopodobnie w styczniu – to stanowisko władz Niemiec będzie w obradach „szczytu” UE decydujące.

REKLAMA