Szczęśliwy człowiek: niewiele pamięta, z żoną nie rozmawia, milionami za kamienicę się nie interesował. Andrzej Waltz przed sejmową komisją

Andrzej Waltz, foto: PAP
Andrzej Waltz, foto: PAP
REKLAMA

Dziś przed komisją reprywatyzacyjną zeznaje Andrzej Waltz, mąż prezydent Warszawy, który wraz z nią nabył kamienicę przy Noakowskiego 16 w Warszawie. Reprywatyzacja od samego początku budziła wątpliwości, ponieważ prawa do nieruchomości Roman Kępski, czyli wuj męża prezydent Warszawy, nabył od szmalcowników.

Sam Andrzej Waltz w 2003 r. nabył część praw do kamienicy. Przed komisją, mimo wezwania w charakterze świadka, nie stawiła się Hanna Gronkiewicz-Waltz, informując, że skorzysta z prawa do odmowy składania zeznań.

REKLAMA

Zobacz też: Sensacyjna decyzja sądu! Żydowski portal musi usunąć antypolskie treści. To pierwszy taki wyrok w historii polskiego sądownictwa

Przypomnijmy, że kamienicę przy Noakowskiego 16 stołeczny ratusz w prywatne ręce przekazał w 2006 roku.

Dziś na większość pytań członków komisji, odpowiada, że oczekuje sprawiedliwości ze strony państwa lub ewentualnych postępować wyjaśniających, a niektórych sytuacji nie pamięta.

Waltz powiedział również, że nie rozmawiał z żoną, czy decyzja ws. Noakowskiego 16 jest prawidłowa czy nie. Zeznał, że ta sprawa „jest jego sprawą spadkową”.

– „Ustaliliśmy z żoną, że ja się tym zajmuję i ona się tym nie interesuje” – podkreślił.

– „Ze swoją żoną o sprawie Noakowskiego nie rozmawiałem” – dodał.

Andrzej Waltz utrzymuje też, że -„Nie potrafił przewidzieć skutków sprzedaży kamienicy z ludźmi”. Oprócz mnie, było jeszcze 11-stu innych spadkobierców”.

Warto podkreślić, że zeznania świadków są wstrząsające:

– Nękanie mieszkańców osiągało kulminację, kiedy lokatorzy wchodzili na drogę sądową – zeznał dziś przed komisją weryfikacyjną były lokator Noakowskiego 16. Dodał, że nękanie polegało m.in. na wyłączaniu wind, zamykaniu dopływu wody i prądu czy ciągnących się latami remontach.

Błażewicz – która była lokatorką Noakowskiego 16 do 2013 r. – swoje oświadczenie na początku zeznań rozpoczęła od odczytania pisma innej b. lokatorki kamienicy, która przy Noakowskiego 16 mieszkała do 2012 r.

– „Oświadczam też, że znane mi są przypadki trzech zgonów mieszkańców kamienicy, które mogą mieć związek przyczynowo-skutkowy z sytuacją, w jakiej znaleźli się lokatorzy po przejęciu kamienicy przez nowego właściciela, gdyż następowały krótko po kolejnych podwyżkach” – odczytała świadek.

Czytaj także: To żerowisko dla tajnych służb. Byli agenci budują Nord Stream 2. Duński dziennikarz ujawnił, kto stoi za kontrowersyjną inwestycją

Na pytanie, czy odda również pieniądze za sprzedaż kamienicy, stwierdził: – „Oczekiwałbym postępowania, które wyjaśniłoby tę sprawę”.

Szef komisji Patryk Jaki pytał następnie Waltza, czy on lub ktoś ze spadkobierców zaglądał do księgi hipotecznej.

– „Sprawę prowadził mój adwokat i może on zaglądał, ja chciałem sprawę doprowadzić do końca” – odpowiedział.

Dopytywany, czy był informowany o domniemaniu fałszerstwa, Waltz podkreślił, że „nie jest prawnikiem”.

– „Wydaje mi się, że adwokat działał na podstawie dokumentów, które otrzymał z ratusza” – zaznaczył.

„Informację o tym, że jest ewentualność popełnienia przestępstwa, czy nieprawidłowości było zgłaszane do wszystkich możliwych organów” – mówił Waltz. Jak dodał, „jako osoba biorąca udział w postępowaniu nie otrzymał żadnych dokumentów z żadnych instytucji, że była jakaś nieprawidłowość”.

Szef komisji przypomniał, że w księdze hipotecznej znalazł się wpis o nieprawidłowościach.

Przytoczył artykuły w mediach, w których znalazły się wypowiedzi Andrzeja Waltza, i gdzie znalazły się dokumenty m.in. o sfałszowaniu aktu notarialnego, czy tytuł wykonawczy nałożony na Leona Kalinowskiego.

– „Co musiałoby się pojawić, żeby pan uznał, że ten akt notarialny został sfałszowany?” – pytał dalej Jaki.

Waltz odpowiedział, że „oczekiwałby od administracji państwowej formalnych dokumentów, które będą mi wysłane”.

Czytaj także: Wyrodna matka za karę w nocy wystawiła synka na dwór. 7-letni chłopiec zamarzł pod drzwiami własnego domu

Waltz zaznaczył, „w mediach są publikowane różne dokumenty i ja nie wiem czy one są prawdziwe czy nie”.

Jaki dopytywał Waltza, czy „gdyby dostarczył mu zaraz odpis aktu wykonawczego świadczącego o tym, że Leon Kalinowski sfałszował akt notarialny, na podstawie którego linia dziedziczenia doszła do pana, to wtedy odda pan te pieniądze?”.

Waltz w odpowiedzi zapytał: „ale na jakiej podstawie?”. „Nie jestem prawnikiem i nie potrafię ocenić, czy dokument, który pan mi przedstawia jest prawdziwy lub fałszywy” – mówił mąż prezydent Warszawy.

„A gdybym przedstawił panu wyrok prawomocny Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, z którego by wynikało, że Leon Kalinowski wraz z grupą fałszowali akty notarialne dotyczące Noakowskiego, czy pan wtedy oddałby pieniądze w związku z bezpodstawnym wzbogaceniem?” – dopytywał szef komisji. Waltz odpowiedział: „powinno być przeprowadzone postępowanie, w wyniku którego jest wyrok dotyczący do mojej osoby”. Dodał, że „oczekuje, że organy państwa będą postępowały zgodnie z prawem”.

Jaki zapytał Waltz, czy uważa, że gdyby ponad wszelką wątpliwość została wyjaśniona sprawa Noakowskiego 16, czy należałoby oddać pieniądze.

– „Jeżeli otrzymam taką decyzję administracyjną – tak” – powiedział Waltz.

Dodajmy, że przed wojną właścicielami Noakowskiego 16 były osoby pochodzenia żydowskiego, które zginęły w czasie II wojny światowej.

W 1945 r. Leon Kalinowski, wraz z Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, zaczął posługiwać się w warszawskich urzędach antydatowanym na czas sprzed wojny pełnomocnictwem właścicieli do dysponowania przez niego ich nieruchomością; miał on sfałszować akt notarialny i wypisy z niego.

Dzięki temu Kalinowski sprzedał kamienicę Romanowi Kępskiemu i Zygmuntowi Szczechowiczowi.

Potem okazało się, że wojnę przeżyła Maria Oppenheim, żona jednego z dawnych właścicieli, która wykazała oszustwo.

Pod koniec lat 40. Kalinowski został skazany na więzienie. Sąd unieważnił też wtedy pełnomocnictwa, którymi się posługiwał. (PAP)

Zobacz też: Niewiarygodne! Zabójca antyterrorysty to Łukasz W., na którego leczenie zbierała cała Polska

REKLAMA