Wspólna polityka obronna w kontekście WikiLeaks

REKLAMA

Wspaniały amerykański komik Groucho Marx powiedział kiedyś: „Sekretem życia jest szczerość i uczciwość w związkach. Jeżeli potrafisz to udawać, jesteś górą”. Amerykanie potrafią udawać szczerość w związkach jak nikt inny na świecie. Szczególnie gdy w grę wchodzi ich własny interes narodowy, który zawsze stanowił fundament strategii Waszyngtonu, a jego nadrzędność nad wszystkimi innymi wartościami była wyrażona w izolacjonistycznej doktrynie Jamesa Monroe’a, która została odpowiednio przeredagowana na potrzeby USA w XX wieku.

Tajne dokumenty Sekretariatu Stanu i Pentagonu opublikowane niedawno przez portal WikiLeaks wskazują, że Amerykanie są aktywni jedynie w tych regionach świata, które bezpośrednio dotyczą ich wąsko pojętego interesu i bezpieczeństwa narodowego. Nie można im z tego robić żadnego zarzutu, ponieważ jest to cecha systemu dojrzałego, gdzie władza jest pragmatyczna i odpowiedzialna. Dokumenty opublikowane przez WikiLeaks wskazują, że Barack Obama, którego polskie elity polityczne i intelektualne traktowały dotychczas jako mesjasza wszystkich postępowców, okazał się zimnokrwistym cynikiem, który przy pierwszej lepszej okazji zrezygnował z umieszczenia w Polsce elementów „tarczy antyrakietowej”.

REKLAMA

Obama poświęcił projekt „tarczy” w Polsce w celu pozyskania współpracy Rosji w kwestii uchwalenia sankcji ONZ wobec Iranu. Polskie bezpieczeństwo narodowe i tzw. strategiczna przyjaźń polsko-amerykańska okazały się wirtualną fikcją. Kiedy 29 lipca 2009 roku Rosjanie zerwali rozmowy z Amerykanami na temat sankcji wobec Iranu, Obama podkurczył ogon i zaproponował nową strategię własnego autorstwa, którą nazwał „nową architekturą tarczy”. Ma ona polegać na rozmieszczeniu na terytorium Polski kilku mniejszych mobilnych antyrakiet typu SM-3, przeznaczonych do niszczenia rakiet taktycznych średniego i krótkiego zasięgu. Protest rosyjski przeciwko budowie „tarczy” z pociskami przechwytującymi w Polsce okazał się niezwykle skuteczny, a bezpieczeństwo Polski jako „strategicznego sojusznika” zostało całkowicie zignorowane przez Waszyngton.

Na dodatek okazało się, że wartość bojowa baterii rozmieszczonych przez Stany Zjednoczone w Polsce jest czysto symboliczna, ponieważ są one przeznaczone tylko do celów szkoleniowych. Znamienny do tego faktu jest komentarz szefa polskiego MON Bogdana Klicha, który stwierdził, że rotacyjnie uzbrojony system rakiet „jest maksimum tego, co mogliśmy wynegocjować. Zakładam, że z administracją republikańską byłoby lepiej”. Cóż za odkrywcze spostrzeżenie! O fałszu, dwulicowości i ignorancji administracji Baracka Obamy piszę od dwóch lat. W tym czasie w największych polskich tytułach prasowych nie spotkałem nawet jednego tekstu, który demaskowałby działania „mesjasza z Illinois”

Dzięki wyciekom dokumentów z Pentagonu wiemy także, że Amerykanie opóźnią rozmieszczenie rakiet SM-3 na terytorium Polski o trzy lata (z planowanego roku 2015 na 2018).

Jeżeli przyjmiemy sposób myślenia polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, to już dawno powinniśmy być rosyjską strefą okupacyjną. Portal WikiLeaks opublikował wysłaną dwa lata temu do Waszyngtonu tajną depeszę Radosława Sikorskiego, w której szef polskiej dyplomacji oświadcza, że w normalnych okolicznościach Polska spodziewa się zagrożenia ze strony Rosji w ciągu 10-15 lat, ale po wojnie w Gruzji do takiego zagrożenia miałoby dojść nawet w ciągu 10-15 miesięcy. Minęły równo 24 miesiące od czasu sformułowania tej prognozy, a na ulicach polskich miast jakoś nie widać Rosjan. No, może z wyjątkiem prezydenta Dmitrija Miedwiediewa składającego oficjalną wizytę państwową.

Kiedy czyta się słowa Sikorskiego skierowane do polityków amerykańskich, człowiek ze zdumienia przeciera oczy. „Według doktryny Sikorskiego każde następne działanie Rosji w celu zmiany granic europejskich siłą lub przez przewrót powinno być postrzegane przez Europę jako zagrożenie dla jej bezpieczeństwa i pociągnąć za sobą proporcjonalną odpowiedź całego Sojuszu Północnoatlantyckiego” – czytamy w depeszy. Kiedy we wrześniu 2010 roku Jarosław Kaczyński oświadczył, że postrzega Polskę pod rządami PO jako „kondominium rosyjsko-niemieckie”, ze strony prasy lewicowej padły oskarżenia, że prezes PiS traci kontakt z rzeczywistością. Ciekawe więc, jaką opinię wystawią lewicowi pismacy Radosławowi Sikorskiemu, który informował Amerykanów, że „na każdą próbę zmiany granic siłą w Europie powinno się natychmiast odpowiadać zbrojnie”. Zastanawia, czy Sikorski, który ukończył Wyższy Kurs Obronny na Wydziale Bezpieczeństwa Narodowego Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, zdaje sobie sprawę, że nowa doktryna wojenna Federacji Rosyjskiej przewiduje prewencyjne użycie broni atomowej przy jakimkolwiek zagrożeniu sił zbrojnych tego państwa. Rosja posiada w swoim arsenale ponad 4600 uzbrojonych głowic nuklearnych, gotowych do użycia w każdej chwili. Jak więc Sikorski zamierza „natychmiastowo odpowiedzieć zbrojnie” na ewentualną inwazję wojsk rosyjskich na Europę Środkowo-Wschodnią?

W depeszy czytamy także, że Polska nie będzie tolerować „powtórki scenariusza gruzińskiego na Ukrainie”. To niezwykle ciekawy punkt tego zdumiewającego listu, który świadczy, że minister Sikorski jest całkowicie oderwany od rzeczywistości. Z drugiej strony ten „wielki demokrata” dowodzi, że podtrzymanie dialogu z reżimem Łukaszenki jest „mniejszym złem” niż oddanie Białorusi w szpony Rosji. Poglądy Radosława Sikorskiego w kwestii oceny polityki zagranicznej Rosji cechuje chorobliwa rusofobia, o którą różowy salon tak ochoczo oskarżał prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z kolei wiara w amerykańską pomoc militarną w momencie zagrożenia naszych granic jest szczytem naiwności. Treść depeszy wysłanej przez Sikorskiego do Waszyngtonu w grudniu 2008 roku wskazuje, że jej autor cierpi na zaburzenie afektywne dwubiegunowe, które przejawia się w chorobliwym i niczym nieuzasadnionym lękiem przed Rosjanami i w infantylnym uwielbieniu Amerykanów.

Dokumenty WikiLeaks dotyczące Polski potwierdzają, że jesteśmy krajem o trzeciorzędnym znaczeniu dla Stanów Zjednoczonych i wielkiej polityki globalnej. W dodatku polską politykę zagraniczną prowadzi człowiek, którego opinie są bardzo niepokojące i wymagają natychmiastowej konsultacji medycznej.

REKLAMA