Ziemkiewicz: „Walka z faszyzmem to totalne pajacowanie Tuska”

REKLAMA

Z RAFAŁEM ZIEMKIEWICZEM, publicystą i pisarzem, rozmawia Rafał Pazio (cały wywiad w bieżącym NCZ!)

NCZAS: Jak odbierasz zaciekłą walkę ministra spraw wewnętrznych i prokuratora generalnego z faszyzmem?

REKLAMA

ZIEMKIEWICZ: Odbieram to jako totalne pajacowanie. Cała sprawa rzekomego rosnącego zagrożenia brunatną siłą jest zwykłą propagandową wydmuszką. Nie ma żadnych powodów, żeby uważać Polskę za kraj zagrożony rasizmem, zwłaszcza kiedy punktem odniesienia mają tu być państwa zachodnie. Tam nie płoną jedne drzwi, ale całe przedmieścia imigranckie. Działania proponowane przez ministra i prokuratora generalnego mają charakter medialnego picu. Jest to coś z gatunku kastrowania pedofilów, o którym mówił Donald Tusk. To próba zdobycia poparcia części elit związanych z „Gazetą Wyborczą” i salonem, które są czułe na tego typu hasła, a które ostatnio zaczęły się od PO odwracać. Rzekomym zagrożeniem faszystowskim chce się je pozyskać. To kolejne dezorganizowania aparatu państwa, aparatu ścigania. Nie ma prokuratorów, którzy mieliby zielone pojęcie o przestępczości gospodarczej. Nie ma struktur, które mogłyby reagować na problemy naprawdę dolegliwe dla przeciętnego Polaka. Każdy wie, jakie jest zachowanie prokuratury wobec najbardziej uciążliwej drobnej przestępczości, kiedy kradną rowery albo włamują się do piwnicy. W takiej sytuacji powstają jakieś dwójki do łapania rasistów, których ze świecą w Polsce szukać. To nie poprawia pracy prokuratury. Skutki są takie, jakie widzimy na przykładzie szukania kogoś, kogo można by wrobić w alarmy bombowe, które sparaliżowały na kilka godzin Polskę. To też pokazuje, w jakim stanie jest państwo polskie. Można je sparaliżować kilkoma głupimi mailami. Aresztowano dwóch mężczyzn, których trzeba było szybko wypuścić, bo nie było powodów do ich przetrzymywania. Aresztowano trzeciego, który został przedstawiony jako terrorysta, ale nie postawiono mu zarzutów za terroryzm, tylko za wyłudzenie pieniędzy w internecie.

Co to znaczy, że deklaracjami walki z faszyzmem władza donosi, jakimś ukrytym kodem, Zachodowi?

Przypominam, że tam płoną całe przedmieścia. Drzwiami w Białymstoku nikt się nie przejmie. To jest powtórka z czasów, kiedy rządził PiS. Bartoszewski, Mazowiecki i tego typu postaci na wyprzódki ganiały po wszystkich zachodnich mediach, żeby tam mobilizować zagrożeniem dla demokracji. Mamy powrót do mechanizmu, który wtedy zadziałał. Po pierwsze – chodzi o zmobilizowanie poparcia Zachodu dla klasy panującej w III Rzeczypospolitej. Ta klasa czuje swoją obcość wobec społeczeństwa, boi się społeczeństwa i tam, na Zachodzie, widzi swoich naturalnych protektorów. Kiedy przedstawiciele tej klasy czują się niepewnie, zwracają się tam, a nie o poparcie do szerokich rzesz Polaków. Postkolonialna, pańszczyźniana mentalność przeciętnego Polaka sprawia, że szacunek zdobywa się wtedy, jeżeli uda się przedstawić kogoś, kogo Zachód szanuje i popiera. Donald Tusk zyskał, kiedy był poklepywany po plecach przez Zachodnich przywódców. Wielu Polaków ma duszę czarnucha. Nie szanują samych siebie, nie wierzą w siebie, gardzą polskością, uważają, że jest to coś gorszego; imponuje im to, że ktoś jest wskazywany przez Europę, Niemców, a najlepiej Amerykanów jako ten, który powinien rządzić. Zachód nie bardzo wie, co się w Polsce dzieje, a na hasła o faszyzmie reaguje, więc to działanie elit straszących faszyzmem wydaje się całkowicie logiczne.

REKLAMA