Szymowski: Skandal w służbach specjalnych. Jak „umoczono” aferę z mafią paliwową

REKLAMA

Jeden z najlepszych polskich „przykrywkowców”, rozpracowujący zorganizowane grupy przestępcze, został zdradzony przez swoich zwierzchników, gdy zaczął składać zeznania o powiązaniach przestępców z politykami i samorządowcami.

28 czerwca 2011 roku Polskę obiegła informacja, że udaremniono przemyt papierosów na ogromną skalę. Tego dnia zatrzymano na lotnisku w Balicach Krzysztofa Winiarskiego (w kwietniu br. skończył 63 lata). Zarzucono mu posłużenie się fałszywym dokumentem, na podstawie którego miał wyciągnąć kilkadziesiąt ton papierosów z izby celnej. W oficjalnych komunikatach nie podano jednak, że od połowy 2005 roku Winiarski pracował dla CBŚ jako agent o kryptonimie „Orzeł” i wielokrotnie był nagradzany. W 2011 roku, w momencie zatrzymania, „Orzeł” rozpracowywał dla CBŚ gang przemytników. Dlaczego policja wystawiła własnego agenta?

REKLAMA

Odpowiedzi można szukać w sensacyjnym doniesieniu Radia RMF FM, które poinformowało, że w mieszkaniu Krzysztofa W. odnaleziono „archiwum dotyczące przestępstw popełnianych przez polityków z pierwszych stron gazet. Ale także ostrą amunicję i kamizelkę kuloodporną”.

Narodziny „Orła”

Historia zaczęła się w czerwcu 2005 roku przy ulicy Pięknej w Warszawie. Wiele wskazuje na to, że Winiarski miał doświadczenie w tajnych służbach PRL. – Gdy sprawdzaliśmy jego wiarygodność w 2009 roku, znaleźliśmy jeden zapis wskazujący na to, że w 1989 roku był wysokim oficerem wojskowego wywiadu PRL – mówi były pracownik Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Winiarski pytany o to, czy rzeczywiście był oficerem II zarządu sztabu generalnego, tajemniczo się uśmiecha. – Następne
pytanie poproszę – mówi.

Przy ulicy Pięknej swoją siedzibę ma spółka zajmująca się dostarczaniem sprzętu zbrojeniowego i nowych technologii dla wojska. W piękny, letni dzień zaczęło się tam spotkanie, w którym uczestniczyli dyrektorzy firmy, oficerowie Wojskowych Służb Informacyjnych, przedstawiciele MON, wojska i Sztabu Generalnego oraz biznesmeni. W spotkaniu uczestniczył W. – przedsiębiorca z południowej Polski, handlujący paliwami. W. miał problemy, bo nie płacił akcyzy, a paliwa „chrzcił”, oszukując w ten sposób skarb państwa. W czerwcu 2005 roku przyjechał do Warszawy w poszukiwaniu człowieka, który zapewni mu opiekę i ochronę. Podczas spotkania poznał Krzysztofa Winiarskiego, o którym mówiono, że ma świetne kontakty w świecie wojska, organów ściągania, polityki i służb specjalnych. Postanowił poprosić o pomoc. – Po spotkaniu W. poprosił o rozmowę w cztery oczy i zaproponował mi współpracę przy nielegalnym handlu paliwami – opowiada „NCz!” Winiarski. – Mówił, że miał dotychczas dobre układy z policją i CBŚ, ale oni zaczęli ostatnio brać coraz więcej pieniędzy za ochronę jego firmy. Winiarski zgodził się i sporządził notatkę z rozmowy, którą przekazał przełożonym. Ci, z sobie tylko znanych względów, nie wysłali jego notatki do prokuratury.

W czerwcu 2005 roku Winiarski po raz pierwszy odwiedził W. w siedzibie jego spółki i poznał wszystkie jej problemy. W. wtajemniczył go w cały proceder. Opowiedział o tym, że dotychczas wręczał łapówki funkcjonariuszom CBŚ i policji, którzy w zamian „chronili” jego firmę w ten sposób, że nie prowadzili tam kontroli. Kontrolowali i zamykali konkurentów W. Interes ten trwał w najlepsze przez kilka lat i skończył się, gdy znajomi W. z policji i CBŚ odeszli na emeryturę lub zostali przeniesieni do pracy w innych jednostkach. Wtedy W. musiał szukać innej osoby do „ochrony” i tak trafił na Winiarskiego.

Gdy się już poznali, W. dopuścił go do wszystkich dokumentów dotyczących działalności firmy. Bez wiedzy W. Winiarski skopiował te dokumenty i przez wiele dni analizował. W ten sposób poznał wszystkie ogniwa mafii paliwowej działającej na Śląsku i w Małopolsce. Z wiedzą o skorumpowanych urzędnikach zgłosił się do swojego przyjaciela pełniącego wówczas wysoką funkcję w Delegaturze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Katowicach. Przekazał on wiedzę od Winiarskiego Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie, która prowadziła śledztwo w sprawie mafii paliwowej. Ta z kolei przekazała je do prowadzenia oficerom CBŚ, którzy prowadzili działania na zlecenie prokuratury. Było to wówczas najbardziej skomplikowane polskie śledztwo w sprawie przestępczości gospodarczej. Okazało się, że wiedza dostarczona przez Winiarskiego wypełnia „białą plamę” w ustaleniach krakowskich śledczych na temat śląskiej mafii paliwowej.

Niemal natychmiast do siedziby prokuratury ściągnięto młodego komisarza krakowskiego CBŚ – szefa grupy policyjnej rozpracowującej tę mafię. Winiarskiemu zaproponowano przyłączenie się do CBŚ i rozpracowywanie mafii paliwowej w charakterze agenta „pod przykryciem”. – Zgodziłem się. Tak zostałem zarejestrowany w ewidencji operacyjnej CBŚ jako jego tajny współpracownik – mówi Krzysztof Winiarski. – Nadano mi kryptonim „Orzeł” i do kontaktów ze mną wyznaczono specjalnego oficera. Przekazałem mu całą dokumentację sprawy i całą swoją wiedzę o funkcjonowaniu mafii paliwowej na Śląsku. Jak wspomina Winiarski, dokumentów przekazał tak dużo, że oficer CBŚ, pisząc notatki, wskazywał jako źródła pięć różnych osób. Gdyby tego nie robił, przełożeni mogliby nabrać podejrzeń, nie wiedząc, że tak ogromna ilość wiedzy pochodzi od jednego człowieka.

Dla oficera CBŚ taki rozwój sytuacji miał jeszcze jedno znaczenie. Mógł wystąpić o premię za pozyskanie nie jednego, ale pięciu agentów w mafii paliwowej.

Bardzo szybko „Orzeł” przekazał oficerom CBŚ kolejną ważną informację: grupa ludzi powiązanych z W. fałszuje dolary i wprowadza je do obrotu. Kilka banknotów Winiarski przekazał oficerom. Ekspertyzy wykazały, że były to podróbki najwyższej jakości. W rezultacie zarządzono przeszukanie domu W. i znaleziono tam 250 tysięcy fałszywych dolarów.

Od mafii do mafii

Po aresztowaniu W. Winiarski nawiązał kontakt z jego szefem P., bossem paliwowym z Mławy, który uważał, że „Orzeł” załatwia dla grup przestępczych nieformalną ochronę. Ten z kolei poznał go z innymi grupami przestępczymi działającymi na Mazowszu. – To byli ludzie zajmujący się nie tylko wprowadzaniem do obrotu paliwa bez akcyzy, ale także kradzieżami samochodów, przemytem broni i narkotyków, handlem skradzionymi dziełami sztuki, handlem bronią i materiałami wybuchowymi – mówi Winiarski. Biznesmen zgadzał się udzielać im „ochrony”, ale żądał spotkania z każdym z szefów grup. W ten sposób poznawał ich, zdobywał o nich wiedzę, którą w najdrobniejszych szczegółach przekazywał CBŚ. I wtedy zaczęły się problemy.

Okazało się bowiem, że przestępcy współpracują od dawna z ABW i WSI, że ich bazy paliwowe znajdują się na terenie jednostek wojskowych, a cały proceder kontrolują oficerowie tych służb w zamian za „udział w zyskach”. Sprawa stała się niebezpieczna, gdy wyszło na jaw, że „umoczeni” w mafię paliwową oficerowie służb są przełożonymi tych, którzy odbierają informacje od Winiarskiego. Błędne koło zamknęło się.

Od szantażu do zatrzymania

W 2006 roku wysoki rangą oficer CBŚ zaproponował, aby Winiarski spędził tydzień w Warszawie, w lokalu operacyjnym CBŚ i złożył zeznania na temat mafii paliwowej. Winiarski zgodził się, aby jego zeznania były nagrywane. Przez kilkanaście godzin dziennie dzielił się z funkcjonariuszami szczegółowymi informacjami. Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczął opowiadać o politykach. – Wtedy jeden ze znanych polityków przekazał mi wiadomość, że jeżeli nadal będę zeznawał o wątkach politycznych, to taśmy z nagraniami moich zeznań zostaną przekazane gangsterom, a to dla mnie oznacza śmierć – wspomina Winiarski.

Tego samego dnia poinformowano go, że nie może dłużej przebywać w lokalu konspiracyjnym CBŚ. Winiarski zrozumiał, że cała walka z mafią paliwową to jedna wielka hucpa i wściekły wrócił do domu. Od tego momentu zaczął jednak nagrywać wszystkie spotkania z gangsterami – także te, w których uczestniczyli politycy i samorządowcy. Tak zaczęło powstawać słynne archiwum Winiarskiego.

Wszedł do następnej, tym razem polsko-rosyjskiej grupy handlującej ludźmi, papierosami, narkotykami i alkoholem. Winiarski raz jeszcze postanowił pomóc policji i CBŚ – i zaczął rozpracowywać tę grupę. Systematycznie przekazywał szczegółowe informacje o transportach przemycanych papierosów, o szlakach przemytu ludzi, o wielkim fałszowaniu pieniędzy (funtów i euro). Choć informacje były podane na tacy, policja nie zdecydowała się dokonać zatrzymania gangsterów. Za to w czerwcu 2011 roku zatrzymała… Winiarskiego. Zarzucono mu posługiwanie się sfałszowanym dokumentem upoważniającym go – jako biznesmena – do odebrania towaru kupionego przez firmę, z którą współpracował. Za kratami spędził 16 miesięcy. Wyszedł, bo przyznał się i dobrowolnie poddał się karze. Inaczej na wyrok czekałby w areszcie jeszcze kilka lat. W tym czasie systematycznie umarzano śledztwa przeciwko grupom przestępczym, o których Winiarski informował służby.

Z tej historii wynikają dwa wnioski. Pierwszy jest taki, że walka naszych służb z przestępczością gospodarczą i zorganizowaną to jedna wielka ściema, bo służby i przestępcy mają wspólne interesy. Drugi jest taki, że po tym, co spotkało Winiarskiego, trzeba być samobójcą albo wariatem, żeby współpracować z naszymi służbami.

PS Archiwum Krzysztofa Winiarskiego kompromitujące czołowych polskich polityków, przejęte przez policję, jest przedmiotem osobnego śledztwa, w którym Winiarski występuje jako świadek.

REKLAMA