Michalkiewicz: Program repolonizacji gospodarki naszego nieszczęśliwego kraju wszedł w etap ostry

REKLAMA

To był rok 1929, kiedy Polska jeszcze nie przeżyła eksperymentu bolszewickiego, toteż wicepremierowi Kwiatkowskiemu, który prywatnie był zresztą człowiekiem bardzo kulturalnym i łagodnym, nie przyszło do głowy, by państwową kontrolę nad przedsiębiorstwami przywracać poprzez aresztowanie i rozstrzeliwanie właścicieli – jak to było na porządku dziennym w Sowdepii – więc preferował metody cywilizowane.

Teraz jednak czasy są inne; Polska i Polacy przeszli przez eksperyment bolszewicki, w związku z czym do pomyślenia jest wszystko. W 1944 roku zwrócił na to uwagę memu ojcu oficer żydowskiego pochodzenia służący w armii Berlinga. Na uwagę ojca, że teraz przed Żydami otwiera się w Polsce okres znakomitego fartu, odparł, że on tak nie uważa i jako syjonista zaraz po zakończeniu wojny postara się wyjechać do Palestyny, a przy okazji wygłosił pogląd ogólny: „tam, gdzie przeszedł Hitler, nie ma miejsca dla Żyda, a tam gdzie przeszła Armia Czerwona, nie ma miejsca dla komunizmu”.

REKLAMA

Chyba nie miał do końca racji, bo czyż w przeciwnym razie Żydzi tak naciskaliby Polskę na realizację „roszczeń majątkowych”, co wymagałoby ich trwałej tutaj obecności? Z drugiej strony, Stefan Kisielewski jeszcze w 1980 roku, w początkach słynnego „karnawału solidarnościowego”, zwracał uwagę, że „Solidarność” jest ruchem robotniczym, któremu nie podoba się tylko partia, podczas gdy socjalizm – jak najbardziej. Zrozumiał to prezes Jarosław Kaczyński i dlatego przy realizacji swego sanacyjnego projektu nie waha się sięgać po metody niekonwencjonalne. Oczywiście nie sam, bo – jak to mawiał kiedyś Prymas Wyszyński o arcybiskupie D. – od brudnych spraw to ma Zbigniewa Ziobrę, a myślę, że pana ministra Ziobry do pewnych rzeczy nie trzeba specjalnie namawiać.

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA