Jeśli już stosujemy tolerancję, to powinna być ona mieczem obusiecznym. Tymczasem wielkie firmy tolerancję stosują stronniczo, na korzyść mniejszości i to tylko tych, które mają silne lobby.
Nowomowa niestety już dawno strawiła rozdział pomiędzy znaczeniami słów „tolerancja” i „akceptacja”. Teraz jednak to słowo, „tolerancja” zdaje się mutować dalej. Pod tym słowem ukrywa się pewna stronniczość, służy ono obronie tylko określonych grup.
„Tolerować” to dziś oznacza zgadzać się na wszystko co robią homoseksualiści, czego chcą osoby czarnoskóre i nie kwestionować niczego co robią Żydzi.
„Tolerować” nie oznacza dziś już za to szanować uczucia religijne innych osób, nie szykanować innych ze względu na sympatie polityczne.
W zasadzie to za słowem „tolerować” kryje się nawet przyzwolenie na stosowanie represji wobec białych, wobec mężczyzn, a także osób wierzących i konserwatystów.
Dwuznaczność „tolerancji” widać po zachowaniu sieci meblarskiej IKEA. Z jednej strony reklamuje się ona jako miejsce pracy przyjazne dla pracowników takimi reklamami:
Z drugiej strony zwalnia pracownika za cytowanie Biblii i konserwatywne poglądy. Oczywiście już po reklamie widać jacy pracownicy mogą być w firmie sobą, a jacy nie.
Taka hipokryzja powinna być jednak głośno napiętnowana.