Przed sąd za „obronę Europy”. Ochotnicy wyręczyli żandarmerię i zaczęli pilnować granicy francusko-włoskiej w Alpach, więc nasłano na nich kontrolerów finansowych

Akcja Pokolenia Tożsamości we francuskich Alpach Fot. Twitter
Akcja Pokolenia Tożsamości we francuskich Alpach Fot. Twitter
REKLAMA

Ruch Pokolenia Tożsamości we francuskich mediach otrzymał etykietę „skrajnie prawicowego”, zasłynął z kilku spektakularnych akcji. Między innymi próby zablokowania budowy meczetu w Poitiers (miejsce zwycięskiej bitwy Karola Młota z wojskami muzułmanów), czy zablokowania w 2018 roku „dziurawej” granicy francusko-włoskiej, przez którą masowo przechodzili imigranci.

W tym ostatnim przypadku akcja przyniosła sukces, bo Francja skierowała w końcu na granicę, gdzie rozmaici lewacy bawili się w przemytników, dodatkowe straże.

REKLAMA

Operacja ta miała nazwę „Obrona Europy”.

Teraz trzech działaczy ruchu stanęło przed sądem w Gap (departament Hautes-Alpes) właśnie za „zorganizowanie patroli antyimigranckich” w Alpach („uzurpacja działań organów publicznych”). 21 kwietnia 2018 r., około setki działaczy ruchu ubranych w niebieskie kurtki patrolowało przełęcze w Alpach Wysokich, w pobliżu granicy z Włochami. Do tej akcji użyli dronów, kilkanaście pojazdów terenowych, a nawet dwa helikoptery.

Operacja „Obrońmy Europę” przypominała akcję żandarmerii. Państwo zamiast podziękowań za wyręczenie ich służb podstawiło działaczy przed sądem. Skorzystano tu z typowego pretekstu czepiając się źródeł finansowania tej akcji.

Akcja skierowana na powstrzymanie przemytu migrantów miała kosztować około 30 000 euro. To 10% rocznego budżetu Génération Identitaire, szacowanego na 300 tys. Stowarzyszenie posiada środki ze zbiórek społecznych w internecie i darowizn sympatyków. Większość darowizn wynosi mniej niż 100 euro (średnio jest to od 30 do 50 euro).

Władze zarzucają jednak „nieprzejrzystość” finansów i nie podoba im się np. zbyt duża ilość przepływów gotówkowych, czyli „nie kijem to go pałą”. W tym samym czasie olbrzymie dotacje Sorosa dla lewackich organizacji we Francji żadnych wątpliwość władz nie budzą.

Zarzuty organu Ministerstwa Gospodarki i Finansów – „Trafcin”, odpowiedzialnego za zwalczanie nadużyć finansowych, prania pieniędzy i finansowania terroryzmu, w przypadku Pokolenia Tożsamości wydają się zwykłą polityczną zemstą.

To właśnie po zablokowaniu Col de l’Echelle w ubiegłym roku, Tracfin wszczął swoje dochodzenie. Kontrolowano konta bankowe i przepływy finansowe ruchu. Wyszło na to, że ruch żyje z datków obywateli i nie ma w tym nic nielegalnego. Tracfin w raporcie przyczepił się jednak do „płatności gotówkowych”.

Pojawiły się też insynuacje, że np. pieniądze na wypożyczenie statku, który miał obserwować prawdziwe oblicze „działalności humanitarnej” przewożenia migrantów z północy Afryki do Europy, pochodziły nawet ze wsparcia Ku Klux Klana, a we wrześniu 2017 r. wpłaty tysiąca euro dokonać miał zamachowiec z Christchurch w Nowej Zelandii. Przyczepiono się także do tego, że niektóre darowizny były w… bitcoinach.

Rząd nie ukrywa, że chciałby zakazać działalności Pokolenia Tożsamości jako ruchu „skrajnie prawicowego”. Jest tu gotowy posłużyć się znaną sowiecką zasadą – „dajcie mi organizację, a paragraf zawsze się znajdzie”…

Cenzura w interencie, precedens państwowej eutanazji Vincenta Lamberta, kontrolowanie zachowań kibiców na stadionach, wykorzystywanie kontroli finansowych do kneblowania opozycji to obraz wydarzeń tylko ostatniego tygodnia współczesnej Francji, która coraz bardzie dryfuje w kierunku miękkiego totalitaryzmu.

Praktyki, które oczywiście martwią władze. Generowanie tożsamości znajduje się w wizji rządu, który rozważa, podobnie jak w przypadku Bastionu Społecznego, rozwiązanie tego skrajnie prawicowego ruchu.

REKLAMA