Strona głównaMagazynSzykuje się prawicowy desant!

Szykuje się prawicowy desant!

-

- Reklama -

Media francuskie wieszczą „ostry zwrot w prawo” w Parlamencie Europejskim po nachodzących w czerwcu tego roku wyborach. Dostrzegają, że „partie nacjonalistyczne” mogą wygrać aż w 9 państwach Unii. Zapowiada się znaczny wzrost liczby mandatów dla prawicowych partii, zwłaszcza dla grupy Tożsamość i Demokracja, w której zasiada m.in. francuskie Zjednoczenie Narodowe (RN).

W badaniu opublikowanym przez zespół doradców Europejskiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych (ECFR) przewiduje się spektakularny przełom dokonany przez „nacjonalistyczne partie prawicowe” i „utratę mandatów dla grup postępowych i centrowych, które dziś stanowią większość w Parlamencie Europejskim”. Grupa Tożsamość i Demokracja może być nawet trzecią siłą w parlamencie.

9 państw, w których występują takie „niebezpieczne tendencje”, to Austria, Belgia, Czechy, Francja, Węgry, Włochy, Holandia, Polska i Słowacja. Partie prawicy mogą też uzyskać sporo mandatów w dziewięciu innych krajach, w Niemczech, Bułgarii, Estonii, Finlandii, Hiszpanii, na Łotwie, w Portugalii, Rumunii i Szwecji. Obliczono nawet, że grupa Tożsamość i Demokracja (ID) mogłaby w ten sposób zwiększyć liczbę mandatów z 58 do 98.

Straty mogą ponieść Europejska Partia Ludowa (EPL), Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) oraz Renew (RE). Obecnie te trzy partie mają 420 deputowanych na 705. Po wyborach ich liczba może wynosić około 390 mandatów, co jednak ogólnego układu sił jeszcze nie zmieni. Koalicja ta będzie miała jednak 54 proc. mandatów zamiast obecnej większości 60 proc. Mandaty straciliby także Zieloni (61 zamiast 71 obecnie), ale radykalna lewica ma zwiększyć swoją reprezentację z 38 do 44. Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS, może zyskać 18 posłów (85 zamiast 67 obecnie).

W samej Francji sondaże wróżą znaczną przewagę i wygraną Zjednoczenia Narodowego (RN) w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Takie wyniki przyniósł m.in. sondaż Elabe dla BFMTV i La Tribune Dimanche. Lista RN, na czele której stoi młody polityk narodowy Jordan Bardella, ma uzyskać w nadchodzących wyborach europejskich około 28,5 proc. głosów. To o dziesięć punktów proc. więcej niż wspólna lista proprezydenckich ugrupowań – Renaissance, MoDem i Horizonte.

W poprzednich wyborach europejskich w 2019 r. pierwsze miejsce także zajęła lista Zjednoczenia Narodowego, ale z wynikiem 23,3 proc. Teraz może mieć pond 5 punktów proc. więcej. Wynik może być jeszcze lepszy, bo wśród osób, które ostatnio nie głosowały, niezadowolenie z władzy wykonawczej wykazuje 36 proc., a nieufność wobec Unii Europejskiej – 27 proc. RN plasuje się w czołówce wyborców w wieku do 35. roku życia – 31 proc. oraz wśród osób w wieku 35-64 lata (32 proc.). Lista Jordana Bardelli przyciąga też największą uwagę osób, które nie są jeszcze zdecydowane co do swojego wyboru.

Problemy może mieć lewica, która znowu się podzieliła po pro-palestyńskich akcjach szefa Zbuntowanej Francji (LFI) Jean-Luca Melenchona. Jego „La France insoumise” znajduje się po tej stronie sceny politycznej dopiero na trzecim miejscu z poparciem 7,5 proc., za listą Partii Socjalistycznej i Place Publique pod przewodnictwem Raphaëla Glucksmanna (9,5 proc.) oraz Zielonych (8,5 proc.).

Wśród ankietowanych pozostania Francji w Unii Europejskiej chce 68 proc. Jednak zainteresowanie wyborami zaplanowanymi na 9 czerwca nie jest zbyt duże, co premiuje partie posiadające zdecydowany elektorat. W sumie 53 proc. Francuzów „nie jest zainteresowanych” wyborami do PE, co stanowi odsetek wyższy niż w roku 2019 r.

Francja wraca do tradycyjnych podziałów politycznych?

Rosnąca siła opozycji z prawej strony była jednym z powodów zmiany francuskiego rządu. Wydaje się, że eksperyment „macronizmu” powoli się kończy. Gabriel Attal, który w nowym roku został premierem, jest oceniany jako „prawicowy” zwrot ze strony prezydenta Macrona. To duża przesada, ale kilka ruchów prezydenta ma rzeczywiście uwieść elektorat centrowych Republikanów. Byłby to powrót do tradycyjnych układów politycznych, jaki miał miejsce jeszcze przed „erą Macrona”.

Erozja podziału sceny politycznej podzielonej na centrolewicę i centroprawicę groziła sukcesem Marine Le Pen lub skrajnej lewicy. Macron rozbił „stare układy”. Pojawienie się młodego i sprawnego technokraty unieważniło stare podziały na socjalistów i centroprawicę. Od czasu jego prezydentury „stare” partie przeżywają mocny kryzys, ale koniec ery Macrona charakteryzuje się rosnącą siłą wyrazistej opozycji tak po prawej (Le Pen), jak i lewej stronie (Melenchon). Marion Maréchal Le Pen, która akurat popiera partię „Reconquête” i jest liderką jej listy w wyborach do PE, uważa, że wchłonięcie starej centroprawicy (Republikanie) przez obecnych „macronistów” jest tylko „kwestią czasu”. Rzeczywiście do tej pory Macron wyciąga sobie dowolnych polityków z Partii Socjalistycznej czy Republikanów.

O ile Partia Socjalistyczna (PS) niemal zupełnie się rozpadła, to Republikanie mają np. dużą reprezentację w Senacie, ale też coraz większe problemy z utrzymaniem dyscypliny w swoich szeregach. Rachida Dati po wejściu do rządu Attala (pod patronatem Macrona) została z partii wyrzucona, ale nie jest jedyną chętną do kolaboracji z obozem prezydenckim.

Szefem listy Republikanów do wyborów europejskich jest François-Xavier Bellamy. O głosy musi walczyć po prawej stronie i głośno mówi o tym, że np. w kwestii imigracji „pozostaje jeszcze wiele do zrobienia”, chce zagwarantować „ochronę granic”, a także „odbudować bezpieczeństwo gospodarcze”. Jeszcze kilka lat temu Republikanie nie byliby np. w kwestii imigracji tak „radykalni”. Pozostaje pytanie, czy nie lepiej w tej materii zaufać tym, którzy przestrzegali przed skutkami zjawiska imigracji od dziesięcioleci?

Lobby LGBT zadowolone z nominacji nowego premiera

„Można być homoseksualistą i premierem” – mówią stowarzyszenia LGBT i z zadowoleniem przyjmują nominację Gabriela Attala na nowego szefa rządu. Na tym nie koniec „radości”, bo przecież jego „partner” Sejourne został w tym rządzie ministrem spraw zagranicznych. Gabriel Attal po raz pierwszy publicznie wspomniał o swoim homoseksualizmie w grudniu 2018 r. Oficjalnie ujawnił się w sierpniu 2019 r., chociaż zaznaczył, że „akceptując swój homoseksualizm”, wcześniej wolał zachowywać prywatność.

Organizacje LGBT z radością przyjęły nominację premiera, jako „silny symbol” i „zmianę mentalności”, ale teraz oczekują jeszcze „konkretnych działań”. Rzeczywiście, po raz pierwszy w historii szefem rządu został zadeklarowany homoseksualista i aktywista LGBT. Catherine Michaud, prezes stowarzyszenia GayLib uważa, że ta nominacja „zapewnia widoczność” społeczności i może być odbierana jako „pozytywny sygnał” dla… młodzieży.

Inne organizacje LGBT uważają, że jest to „znak rozwoju społeczeństwa”. Jednak oczekują teraz, że rząd „podejmie konkretne działania na rzecz równych praw”, zajmując się „kwestią przemocy i ataków na osoby LGBT”. Joël Deumier z organizacji SOS Homofobia mówił w wywiadzie dla „Le Parisien”, że to „ewolucja społecznej mentalności umożliwiła taką nominację”, ale dodał, że chociaż to „silny symbol”, to sam „symbol nie może wystarczyć i musi mu towarzyszyć silna polityka na rzecz równości”. Genderowe parytety rządu Francji mogą mieć wpływ także na politykę zagraniczną. Stephane Sejourne jako MSZ i „partner” premiera (panowie zawarli tzw. PACS, czyli cywilny związek solidarnościowy), będzie bowiem bronił „praw LGBT” także poza krajem. Zresztą ci politycy oburzali się już wcześniej, np. na słynne „strefy wolne od LGBT” w Polsce i z tego przesłania raczej nie zrezygnują.

spot_img

Najnowsze