Narkotykowa stolica Europy? Albania!

REKLAMA

Wskażcie miejsce na świecie, poza państwami-miastami, które dawałoby połowę produktu narodowego brutto danego kraju. Jest takie. I to w Europie. Wioska Lazarat w Albanii. Tutejsza produkcja daje zyski szacowane na 4,5 miliarda euro.

Jeszcze dziesięć lat temu Lazarat był typową zagubioną na Bałkanach wiochą. Uprawiano jakieś zboża, sadzono ziemniaki, hodowano trochę świń i bydła. Obecnie ta miejscowość na południu Albanii jest jedynym miejscem w Europie, gdzie jawnie uprawia się na skalę przemysłową konopie indyjskie, z których wyrabia się marihuanę. Z rozsianych po okolicznych wzgórzach i przyzagrodowych ogródkach upraw odurzającego zielska wieśniacy i ich patroni czerpią krociowe zyski – liczone corocznie w miliardach euro. 5 tysięcy rezolutnych kmiotków corocznie rzuca na rynek 900 ton narkotyków, których czarnorynkowa cena sięga 4,5 miliarda euro. Połowę dochodów
całej Albanii.

REKLAMA

Władze początkowo patrzyły przez palce na to nowe zajęcie rolników, ale wreszcie przyszedł prikaz z góry: trzeba skończyć z tym niecnym procederem. Bladym świtem 16 czerwca br. wioskę leżącą 230 kilometrów na południowy wschód od Tirany otoczyły setki doborowych policjantów wspartych przez opancerzone wozy bojowe. Te środki bezpieczeństwa były w pełni uzasadnione. Wchodzących między chałupy funkcjonariuszy przywitał ogień karabinów maszynowych, pociski miotane z moździerzy i rakiety. Kłęby gryzącego dymu spowiły całą okolicę. Trzeba było w popłochu się wycofać i przystąpić do regularnego oblężenia.

Ten lukratywny biznes odbił swe piętno na życiu wieśniaków. Luksusowych willi tu więcej niż na ekskluzywnych przedmieściach Tirany. Przy każdej jedno lub dwa zapierające dech w piersiach auta. I to w zapadłej dziurze, gdzie podobno większość mieszkańców jest na bezrobociu lub oficjalnie utrzymuje się z podłego poletka jakiegoś żytka. Na ironię napawa fakt, że przed przemianami z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku większość obecnych bezrobotnych miliarderów pracowała jako celnicy na pobliskiej granicy z Grecją i mocno przetrząsała bagaże z rzadka pojawiających się, zapewne zagubionych, podróżnych.

Narkotykowe eldorado

Ale przez te ćwierćwiecze nastąpiła tu kolosalna zmiana. Plantacje marihuany wyrastały jak grzyby po deszczu. Władze w Tiranie zdawały się nie zawracać sobie głowy tym procederem – ku niezmiernej irytacji sąsiednich Włoch i Grecji, które stale domagały się podjęcia jakiejś akcji, bo Albania stała się nie tylko głównym punktem przerzutowym do Europy narkotyków sprowadzanych z Azji, ale także zaczęła zalewać czarne rynki własną produkcją. Wedle raportu przygotowanego przez amerykański Departament Stanu, Albania jest krajem wręcz sprzyjającym rozwojowi handlu narkotykami. International Narcotics Control Strategy alarmuje, że działania tego państwa w zwalczaniu narkotykowego procederu są niewystarczające, wręcz pozorowane, a instytucje państwowe, w szczególności wymiar sprawiedliwości, są nadzwyczaj słabe.

Handel narkotykami, zamiast maleć, stale się rozwija, a jednym z powodów takiej sytuacji jest niekompetencja i korupcja wśród urzędników zajmujących wysokie stanowiska państwowe. I nie widać większych szans na poprawę sytuacji. Te utyskiwania stale spotykały się z zerową reakcją władz państwa. Praktycznie cała władza w rejonach, gdzie uprawiano konopie, i tak należała do narkotykowych gangów. Policja się tu nie zapuszczała, bo niezmiennie była witana ogniem z karabinów i stróże prawa nie zamierzali narażać zdrowia. Takiego instynktu samozachowawczego nie wykazali doradcy z włoskiej brygady antynarkotykowej w 2004 roku. Zapuścili się oni śmigłowcem nad Lazarat. Przywitano ich zmasowanym ostrzałem i Włosi musieli salwować się haniebną ucieczką uszkodzoną maszyną.

Sytuacja się jednak zmieniła wraz z nastaniem w ubiegłym roku nowego, socjalistycznego rządu, który ma aspiracje włączenia się w europejskie struktury. Już trzykrotnie składał wnioski w Brukseli o przyjęcie do Eurokołchozu. Ale wizja Albanii w Unii zjeżyła ze strachu włosy na głowach eurokratów. Odrzucali petycje pod pretekstem, że w Albanii szaleje korupcja, kwitnie narkobiznes, a zorganizowana przestępczość wywiera wielki wpływ na kolejne rządy. Nie do końca jest to zresztą zgodne z prawdą. Przestępcy nie muszą wywierać presji na władzę – oni po prostu tę władzę sprawują.

Europejskie marzenie

Sen o Europie jest jednak wśród albańskich socjalistów tak mocny, że postanowili skończyć z narkotykową gospodarką. I wysłali na plantatorów marihuany pół tysiąca żołnierzy. Wokół Lazaratu utworzono strefę buforową. Przez parę dni poprzez telewizję i radio wezwano mieszkańców wioski, by podczas prewencyjnej akcji nie ważyli się wychodzić z domów. Ich sąsiadów z okolicznych przysiółków i osiedli ostrzeżono, by nie pojawiali się w Lazaracie pod żadnym pozorem. Po tych wezwaniach funkcjonariusze ruszyli do akcji. Bez efektu.

– Natknęliśmy się na dobrze zorganizowaną i uzbrojoną grupę przestępczą, która trzyma wioskę w swych szponach – usprawiedliwiał fiasko ataku z zaskoczenia szef albańskiej policji Artan Didi. Szturm podjęto następnego dnia. Wpierw ściągnięto dodatkowe trzy setki żołnierzy. A do boju zagrzewał ich sam minister spraw wewnętrznych. – Każdy centymetr kwadratowy ziemi w Lazaracie musi się znaleźć pod państwową kontrolą – nawoływał Saimier Tahiri. Wymiana ognia trwała cały dzień. Skuteczny opór stawiała armii grupa ok. 30 narkotykowych plantatorów. Kiedy wieśniacy z Lazaratu uzbroili się po zęby? Podczas rozruchów w 1997 roku w Albanii niemal całkowicie rozgrabiono wojskowe instalacje. Skradziona broń zalała bazary i rynki całego kraju. I nikt do końca nie zliczył tego oręża, nikt też nie próbował tak na poważnie rozbroić społeczeństwa.

– Tak na dobrą sprawę to ci wieśniacy są tak samo uzbrojeni jak my – przyznawali zaskoczeni oficerowie służb specjalnych pacyfikujących europejską stolicę marihuany. W drugim dniu żołnierze opanowali mniejszą część wioski. Zniszczyli 11 tys. sadzonek marihuany. Natknięto się także na kilkanaście okopconych beczek. Najwyraźniej w ostatniej chwili spalono w nich całą przechowywaną we wsi sprasowaną marihuanę. Aresztowano sześciu mężczyzn oskarżonych o stawianie oporu siłom porządkowym oraz o ostrzelanie i ograbienie ekipy telewizyjnej. Zabezpieczono dwa wioskowe arsenały. Rannych zostało siedem osób. Odtrąbiono wielki sukces. Według policji, bandziorów ujęto, a tylko nielicznym udało się pierzchnąć w okoliczne lasy. Ale ten triumf był przedwczesny, bo sporadyczna wymiana ognia trwała jeszcze parę godzin.

A herszt producentów narkotyków poddał się dopiero w środę. – Przywróciliśmy tu rządy prawa. Raz na zawsze przerwaliśmy powiązania kryminalistów z Lazaratu z parlamentarzystami, politykami i ludźmi szeroko pojętej władzy – chełpił się minister Tahiri. I jednoznacznie wskazywał, że tutejsi bossowie marihuany mogli dobrze prosperować wyłącznie dzięki rządzącym wcześniej elitom kraju, wywodzącym się zwłaszcza z kręgów Demokratów, którzy cieszą się z Lazaracie wielkim poparciem.

Oczywiście Demokraci w te pędy odżegnali się od jakichkolwiek związków z marihuanowym kartelem. Poparli antynarkotykową operację, ale zastrzegli, że działania rządu podjęto na zbyt wielką skalę. Ich zdaniem, socjalistom wcale nie chodziło o wyplenienie nielegalnego interesu, lecz o wywarcie „psychologicznego terroru na cywilną społeczność kraju”.

Przez dziesięciolecia Albania była najbardziej izolowanym państwem Europy. Trzy miliony ludzi żyło jak w więzieniu, bez możliwości wyjazdu za granicę, krajowa gospodarka tkwiła całkowitej autarkii. Po obaleniu komunizmu albańscy emigranci – głównie żebracy, prostytutki i kryminaliści – zalali całą zachodnią Europę. Otwarła się także i gospodarka. Tyle że ta nielegalna, narkotykowa.

REKLAMA