Japonia się zbroi

REKLAMA

Nie pomogły protesty, nie pomogły oświadczenia przedstawicieli świata nauki i wielotysięczne demonstracje oraz 1,5 miliona podpisów obywateli Japonii. Izba niższa japońskiego parlamentu dokonała zmian prawnych dotyczących bezpieczeństwa narodowego, umożliwiających wysyłanie japońskich sił samoobrony poza terytorium kraju w celu prowadzenia walk zbrojnych. Ta zmiana to jedno trzech najważniejszych wydarzeń w Azji w lipcu br. – oprócz gwałtownego spadku kursów akcji na giełdzie w Szanghaju i szczytu BRICS.

Przepisy uchwalone przez Izbę Reprezentantów muszą jeszcze zostać zaakceptowane przez Izbę Radców, będącą odpowiednikiem polskiego Senatu. To raczej formalność, ponieważ rządząca koalicja ma w tej izbie przewagę.

REKLAMA

Co mówi nowe prawo?

Nowe prawo dopuszcza użycie japońskich sił samoobrony (nazwa japońskiej armii) pod następującymi warunkami:
* kiedy Japonia zostanie zaatakowana lub zostanie zaatakowany jej bliski sojusznik i rezultatem tego będzie zagrożenie istnienia państwa oraz bezpośrednie zagrożenie dla ludności;
* nie będzie żadnych innych odpowiednich środków, żeby odepchnąć atak i zapewnić przetrwanie Japonii oraz ochronę ludzi;
* użycie sił zbrojnych będzie ograniczone do niezbędnego.
Te trzy warunki są dość nieokreślone. Co może oznaczać słowo „zaatakowana”? Czy jeśli terroryści ostrzelają gdzieś na świecie japońską ambasadę, czyli terytorium Japonii, i zagrożą w ten sposób jej personelowi – to też będzie atak na Japonię? Ta nieokreśloność była jednym z powodów tak głośnych protestów w Japonii przeciw temu prawu.

Japoński punkt widzenia – społeczeństwo

Klęska Japonii w II wojnie światowej spowodowała jej kompletne rozbrojenie przez zwycięskich Amerykanów, którzy w dodatku napisali i narzucili Japonii pacyfistyczną konstytucję. Art. 9 zobowiązywał Japonię do wyrzeczenia się na zawsze wojny i gróźb użycia siły w relacjach międzynarodowych oraz zakazywał posiadania armii lądowej, marynarki wojennej i sił powietrznych. Sytuacja wkrótce się zmieniła – wraz z wybuchem wojny koreańskiej w 1950 roku. Amerykanie potrzebowali japońskiego wsparcia i zgodzili się na posiadanie sił zbrojnych, które utrzymywałyby porządek na wyspach w zastępstwie jednostek amerykańskich przerzuconych do Korei. Żeby jednak nie łamać konstytucji, oficjalnie nie utworzono sił zbrojnych, tylko siły samoobrony, zresztą początkowo bardzo mało liczne. Ta sytuacja znakomicie przyczyniła się do rozwoju Japonii, która będąc pod militarnym parasolem amerykańskim, wydawała bardzo skromne kwoty na obronność, dzięki czemu mogła procentowo o wiele więcej niż inne kraje w okresie zimnej wojny wydawać na rozwój gospodarczy. Japoński cud gospodarczy, który zaczął się pół wieku temu, zmienił zasadniczo japońskie społeczeństwo.

Podobnie jak Mongołowie, którzy po przyjęciu buddyzmu w XVI wieku stali się pacyfistami, Japończycy po dwóch generacjach żyjących w dobrobycie także zmienili swoją naturę. Z narodu dzielnych, bitnych, ale i okrutnych żołnierzy stali się narodem konsumentów – ze wszystkimi tej zmiany wadami takimi, jak np. niechęć do posiadania dzieci czy niechęć do jakiegokolwiek wysiłku wojskowego. Obecnie jest to społeczeństwo pacyfistyczne, które większości jest przeciwne zmianom dokonanym przez rząd premiera Abe, bowiem Japończycy, jak większość społeczeństw dobrobobytu, nie chcą zmian istniejącego przez dekady status quo. Nie chcą wysyłania swoich żołnierzy za granicę i wikłania się w jakieś międzynarodowe konflikty. To konsumenci, którzy przede wszystkim chcą konsumować, licząc, że wzrost potęgi Chin albo jest tymczasowy, albo niegroźny. Stąd te wielotysięczne protesty, stąd też zbiorowy protest aż kilkunastu tysięcy japońskich naukowców.

Japoński punkt widzenia – rząd

Rząd Japonii prezentuje zupełnie inny punkt widzenia. Premier Abe nie myśli w kategoriach spokojnego życia, ale w kategoriach zmian międzynarodowych realiów, które w Azji mają dynamiczny wymiar. Dokonując zmian prawa, premier uzasadniał je następująco: po pierwsze – następuje zmiana w politycznej równowadze we wschodniej Azji. Po drugie – obecnie żadne państwo (może poza USA) nie jest w stanie zapewnić samemu sobie bezpieczeństwa, zwłaszcza taki kraj jak Japonia, nie mający strategicznej głębi, a szczególnie w czasach kiedy ma miejsce gwałtowny rozwój wszelkich wojennych technologii i możliwość uzyskania broni masowej zagłady przez coraz większą liczbę niepożądanych państw lub terrorystycznych organizacji staje się coraz bardziej realna. Po trzecie – jak uważa Abe – międzynarodowa społeczność oczekuje od Japonii większego zaangażowania w sprawy pokoju i stabilizacji w świecie.

Takiej mniej więcej odpowiedzi udzielił premier na konferencji prasowej w Niemczech 8 czerwca br., po spotkaniu grupy G7, kiedy sprawa jeszcze nie była głosowana w parlamencie. Na pytanie dziennikarza, czy zamierza wycofać się z tej sprawy lub zrewidować projekt, biorąc pod uwagę fakt, że zarówno różne sondaże wskazują, iż większość społeczeństwa jest temu przeciwna, jak i że trzej eksperci prawa konstytucyjnego, włączając to eksperta rekomendowanego przez rządzącą koalicję, na posiedzeniu Rady Konstytucyjnej Izby Reprezentantów jednogłośnie stwierdzili, że projekt zmian narusza konstytucję – premier zwrócił uwagę na fakt, że użycie wojsk będzie nadal zakazane z wyjątkiem sytuacji określonych trzema wspomnianymi warunkami. Odpowiadając na zarzut niekonstytucyjności, szef rządu powołał się na orzeczenie Sądu Najwyższego Japonii w innej sprawie związanej z bezpieczeństwem narodowym w świetle konstytucji, które per analogiam zinterpretował na swoją korzyść. Nie ulega jednak wątpliwości, że to wszystko jest pod względem prawnym bardzo naciągane.

Nie negując opinii szefa japońskiego rządu o niekorzystnej zmianie otoczenia Japonii w kwestii bezpieczeństwa narodowego, choćby tylko z powodu atomowego zagrożenia ze strony Korei Północnej, należy zauważyć, że premier Abe nie powiedział najważniejszego: Japonia ma terytorialne konflikty ze swoimi wszystkimi sąsiadami i co najmniej jeden z nich może stać się powodem wojny.

Konflikt nr 1 – Chiny i Tajwan

To sprawa archipelagu Senkaku (chiń. Diaoyu, tajw. Tiaoyu), składającego się z pięciu wysepek i trzech skał leżących na Morzu Wschodniochińskim kilkaset kilometrów zarówno od Japonii, jak i od kontynentalnych Chin, ale położonego najbliżej Tajwanu (170 km). Japonia zajęła ten archipelag w 1895 roku podczas wojny z Chinami i od tego czasu jest on w jej posiadaniu, a ostatnio państwo stało się właścicielem archipelagu, po tym jak rząd wykupił go od prywatnych japońskich właścicieli. Początkowo ani rząd na Tajwanie, ani rząd ChRL nie wykazywały zainteresowania archipelagiem – aż do lat sześćdziesiątych XX wieku, kiedy stwierdzono, że pod dnem morskim wokół archipelagu znajdują się złoża ropy naftowej. Natychmiast wyciągnięto historyczne argumenty, zresztą z obu stron. Najważniejsze jest jednak stanowisko rządu japońskiego, które przedstawia się następująco: „Nie ma wątpliwości, że wyspy Senkaku są wyraźnie nieodłączną częścią terytorium Japonii, w świetle historycznych faktów opartych na prawie międzynarodowym. Faktycznie, wyspy Senkaku są pod uzasadnioną kontrolą Japonii. Nie istnieje sprawa terytorialnej suwerenności, która wymagałaby rozstrzygnięć. Japonia będzie działała stanowczo i spokojnie w celu utrzymania swojej terytorialnej integralności. Japonia kontynuuje starania na rzecz pokoju i stabilności w regionie, które mają być ustanowione przez przestrzeganie prawa międzynarodowego”.

To stanowisko w żaden sposób nie przekonuje Chińczyków, którzy nie zamierzają ani na jotę zmienić swoich żądań, uznając archipelag za przynależny do Chin. Pekin nie zmienił swojego stanowiska nawet wtedy, gdy prezydent Obama podczas wizyty w Japonii jednoznacznie, publicznie poparł japońskie prawa do archipelagu. Chińczycy wtedy poradzili amerykańskiemu prezydentowi, żeby nie mieszał się do nie swoich spraw. Japoński rząd z kolei ma pełne poparcie swojego społeczeństwa w tej kwestii.

Konflikt nr 2 – Rosja

To znany i ciągnący się od końca II wojny światowej konflikt o cztery Wyspy Kurylskie, nazywane w Japonii Terytoriami Północnymi. Japończycy powołują się na traktat z Rosją z 1855 roku przyznający je Japonii. Oficjalne stanowisko rządu Japonii jednoznacznie stwierdza, że „są one nieodłączną częścią Japonii i nigdy nie należały od obcego państwa. Jednakże Terytoria Północne są pod nielegalną okupacją Związku Sowieckiego, a potem Rosji, od czasu kiedy ZSRS okupował je w 1945 roku. Rząd Japonii energicznie kontynuuje negocjacje z Rosją”. Problem w tym, że wcale nie energicznie. Oba państwa znane są z tego, że jest im niezmiernie trudno zrezygnować z czegoś. W końcu Rosjanie zaproponowali podział spornych wysp fifty-fitfy, ale słynny brak elastyczności Japończyków kazał im odrzucić tę propozycję . W tej sprawie rząd ma także poparcie społeczeństwa.

Konflikt nr 3 – Korea

Najmniej znany, ale bynajmniej nie najmniej intensywny jest konflikt o wyspy Takeshima (kor. Dokdo), leżące pomiędzy Japonią a Republiką Korei (bliżej Korei). Ponieważ KRLD (Korea Północna) uważa, że istnieje jedna Korea, Japonia jest w pośrednim konflikcie o te wyspy także z Koreą komunistyczną. Ten archipelag składa się z dwóch niewielkich, nieprzyjaznych do zamieszkania wysepek otoczonych kilkudziesięcioma skałami. Spór ma bardziej znaczenie prestiżowe niż wartościowe, chociaż przypuszcza się, że i tutaj pod dnem morskim znajdują się złoża surowców energetycznych. Rząd japoński, mający i w tej sprawie poparcie społeczeństwa, prezentuje podobne jak w przypadku wyżej wspomnianych sporów stanowisko: „Takeshima jest bezdyskusyjnie nieodłączną częścią terytorium Japonii w świetle historycznych faktów opartych na prawie międzynarodowym. Republika Korei okupuje Takeshimę bez żadnego oparcia o prawo międzynarodowe”.

Skutki

1. Kraj Kwitnącej Wiśni znalazł się w sytuacji, w której jest zmuszony szukać sojuszników daleko od siebie (Wietnam, Filipiny, Indie, Australia). Wszystkie te kraje wraz z USA nie ukrywają zadowolenia z nowego japońskiego prawa, które pozwoli bardziej równoważyć wzrost chińskiej potęgi.
2. Najbardziej paradoksalny wydaje się konflikt z Koreą, która teoretycznie jest japońskim sojusznikiem i której Japończycy, wedle nowego prawa, mogliby udzielić poparcia wojskowego. Konflikt z Koreą uderza w projektowaną przez Amerykanów sojuszniczą oś Korea-Japonia, mającą być oparciem dla USA w Azji Wschodniej. Z punktu widzenia Korei, upór Japonii podważa wiarygodność pokojowej polityki zagranicznej Tokio i budzi w Seulu resentymenty. W tej sytuacji Republika Korei, mająca z drugiej strony granicy nieobliczalną KRLD, zwraca się ku ChRL. Beneficjantem tej polityki są Chiny, które umiejętnie przeciągnęły Seul na swoją stronę.

Dlaczego Japonia się zbroi?

Japonia teoretycznie nie posiada armii, a jedynie siły samoobrony. Nazwa ta jednak może wprowadzać w błąd. Kraj Kwitnącej Wiśni faktycznie ma w pełni nowoczesną armię, na którą wydaje rocznie 70 mld dolarów. To jest czwarty co do wielkości budżet wojskowy świata.

Japonia się zbroi, ponieważ – po pierwsze – zbroją się przeogromne Chiny; po drugie – właśnie dlatego, że w Azji Wschodniej jest osamotniona; po trzecie – dotychczasowy parasol amerykański jest coraz bardziej dziurawy; po czwarte – trzy spośród państw, z którymi Japonia jest skonfliktowana (Rosja, Chiny, KRLD), posiadają broń atomową.

Wszystko to powoduje, że obecne zmiany w sektorze militarnym Japonii to dopiero początek. Wydaje się, że ostatecznym celem, mimo prawdopodobnego wielkiego oporu w kraju i za granicą, będzie wyposażenie armii Kraju Wschodzącego Słońca w broń jądrową. To na razie jednak spekulacje. Jedno nie ulega wątpliwości: premier Abe dotrzymał słowa. Japan is back.

REKLAMA