We Francji wrze, czyli wszystko normalnie

REKLAMA

Na dzisiejszej (21.11) paryskiej demonstracji właścicieli punktów sprzedaży papierosów, protestujących przeciwko ustawie o zakazie palenia w miejscach publicznych, było mniej ludzi niż przewidywano. Niektórzy nie dojechali z prowincji z powodu strajku kolejarzy.

W telewizji pokazano młodego człowieka, który z powodu strajku tychże kolejarzy nie dotarł na rozmowę kwalifikującą go do przyjęcia do pracy. Był kandydatem do pracy… na kolei. Chyba teraz mu się biednemu nie uda.

REKLAMA

Ot takie dwa zabawne drobiazgi, by pokazać, jak ciekawie żyje się w tych dniach we Francji. Strajki i demonstracje, demonstracje i strajki.

Na tę falę protestów złożyło się parę niezależnych od siebie problemów, ale najważniejszy z nich to kwestia emerytur transportowców (kolejarzy, pracowników metra, kierowców autobusów miejskich). Cel rządu to przedłużenie ich stażu pracy potrzebnego do uzyskania pełnej emerytury w taki sposób, by pracowali tyle, co wszyscy inni pracownicy. Byłoby to zatem przejście z 37,5 lat do 40 lat.

Ten konflikt to tak naprawdę konflikt między legitymizacją decyzji opartą na wyborach prezydenckich, a ich legitymizacją opartą na negocjacjach związków zawodowych z pracodawcą. Projekt tej reformy Sarkozy sprzedał Francuzom w ramach swojego programu prezydenckiego. Wygrał wybory z tym programem i teraz uważa, że Francuzi upoważnili go, albo wręcz nakazali mu, by tę reformę (jak również inne reformy) przeprowadził. Zresztą sondaże pokazują, że w tej sprawie prezydent ma poparcie większości Francuzów. Dlatego w tym punkcie reformy, czyli odnośnie czasu pracy przed emeryturą, nie zamierza ustąpić. I mogę się założyć, że nie ustąpi.

Związkowcy uważają zaś, że wybory to jedna sprawa, ale teraz władza musi się dogadać z nimi. Bo nawet jeśli są mniejszością, to jednak trzeba się z nimi liczyć. Ta argumentacja zdaje się znacznie słabsza niż ta, o decydującej sile wyborów prezydenckich.

Potwierdza się stara reguła, że duże i bolesne reformy należy przeprowadzać w pierwszych miesiącach po wygranych wyborach.

(źródło)

REKLAMA