Dramatyczna relacja mężczyzny, który przeżył katastrofę w kamienicy w Poznaniu. „Odkopałem najpierw żonę, potem szukałem córeczki”

wybuch kamienicy w Poznaniu
Marek Stanisławski. / fot. TVN24
REKLAMA

TVN24 przeprowadził wywiad z jednym z mieszkańców kamienicy w Poznaniu, w której doszło do wybuchu gazu. Pan Marek wrócił z pracy rano i poszedł spać, kiedy się obudził wszędzie leżał gruz.

W niedzielę rano zawaliła się – prawdopodobnie wskutek wybuchu gazu – część kamienicy na poznańskim Dębcu. W ruinach budynku znaleziono ciała pięciu osób, 21 osób zostało rannych.

REKLAMA

Postępowanie ws. zdarzenia prowadzi Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. W środę śledczy potwierdzili, że wybuch w kamienicy mógł być spowodowany w sposób celowy, by zatrzeć ślady innego przestępstwa.

Czytaj więcej: Nowe informacje w sprawie katastrofy kamienicy w Poznaniu. Sekcje zwłok ofiar nie pozostawiają wątpliwości

Pan Marek Stanisławski był sąsiadem „z góry” rodziny Beaty i Tomasza J. To, co stało się w mieszkaniu niżej nie docierało początkowo do mężczyzny. Wydaje się, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmie. W głowie mi się nie mieści, że coś takiego mogło się wydarzyć tuż nad nam – mówi pan Marek.

Mieszkaniec kamienicy relacjonuje też moment tragicznego zdarzenia. Nagle usłyszałem wielki huk, coś dużego, ciężkiego mnie przygniotło. Zacząłem krzyczeć. Nawet nie pamiętam co. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem. Usłyszałem krzyk żony i córeczki z sypialni – opowiada.

Później w mieszkaniu rozegrały się dramatyczne sceny walki o życie żony i dziecka. Wydawało się, że to jest wieczność. Biegałem po gruzie i szukałem syna. Wtedy pojawił się sąsiad. Do końca życia będę mu wdzięczny za to, że nam wtedy pomógł. Wspólnie odkopaliśmy żonę (…) Ona musi być na łóżku. Spała tam z tobą – relacjonuje.

Warto przeczytać: Raport ISW: „Rosyjskie wojska lądowe są gotowe do szybkiej interwencji na Ukrainie zarówno od północy, jak i od wschodu”

Cała sytuacja zakończyła się szczęśliwie. Córkę mężczyzny zabrał strażak a pan Marek okrył żonę kurtką i wyprowadził ją z pomieszczenia. Wybiegliśmy na zewnątrz. Na dole czekał już na nas Michał (syn pana Marka – red.). Był roztrzęsiony. Ciągle pytał, gdzie jest Zuzia – opowiada.

Zuzia kwitnie, jest uśmiechnięta, bardzo serdeczna, rozmawia z lekarzami, z pielęgniarkami. Otworzyła oczy wczoraj. To był ten szczęśliwy dzień, kiedy wreszcie zaczęła się zachowywać, tak jak przed wypadkiem. Natomiast jeszcze budzi się w nocy. Dziś w nocy obudziła się z płaczem, szybko nie zapomni o tym, co się wydarzyło w niedzielę – tłumaczy Urszula Łaszyńska, rzecznik prasowy szpitala dziecięcego im. Krysiewicza.

Źródło: TVN24/Nczas

REKLAMA